30 września 2014

Antywojenny majstersztyk Lemaitre'a

„Do zobaczenia w zaświatach” Pierre’a Lemaitre’a, epos, poświęcony losom „straconego pokolenia”, czyli żołnierzom, którzy po zakończeniu I wojny światowej muszą odnaleźć się w świecie zwyczajności i wielkiej nudy, otrzymał w ubiegłym roku prestiżową Nagrodę Goncourtów. Trudno się dziwić, bo to świetna rzecz i wspaniały hołd, złożony antywojennej powieści spod znaku Celine’a oraz Remarque’a.

header - Lemaitre_dozobaczenia

Tytuł powieści 63-letniego francuskiego prozaika pochodzi z listu, który napisał do swej żony Jean Blanchard, skazany w 1914 roku za dezercję na rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. Lemaitre ukazuje dzieje – absurdalne, okrutne ale i bardzo prawdopodobne – dwóch żołnierzy, których połączył ze sobą brutalny zbieg okoliczności. Autor popularnych kryminałów tworzy przy tym również portret francuskiego społeczeństwa lat międzywojennych, opętanego kultem poległych podczas wojny żołnierzy i koniecznością ich nieustającego upamiętniania. Oczywiście, żywi na tym niespecjalnie zyskują; dbanie o martwych przychodzi znacznie łatwiej.

 

Historia zaczyna się 2 listopada 1918 roku, w przededniu zakończenia wojny. Zanim zapanuje nieuchronny pokój, wpędzając w społeczny niebyt wszystkich niepotrzebnych na co dzień wojskowych, Henri d’Aubray-Pradelle, porucznik-karierowicz, chce jeszcze ugrać coś dla siebie, dokonując jakiegoś heroicznego wyczynu, który zapewni mu chwałę, sławę i awanse, nim będzie po wszystkim i stanie się zwykłym, bezużytecznym porucznikiem w stanie spoczynku. Jak każdy szanujący się porucznik-karierowicz, posyła więc swoich żołnierzy do boju, przydzielając im straceńczą, idiotyczną misję zdobycia nikomu niepotrzebnego wzgórza. Niepotrzebnego szczególnie w ostatnich dniach wojny, gdy wszyscy odczuwają już rozprężenie i modlą się tylko, by udało im się dotrwać do końca, bo co może być gorszego – jak rozsądnie zauważa narrator powieści – niż śmierć u kresu konfliktu? Ale d’Aubray-Pradelle potrzebuje sukcesu jak tlenu. Wysyła więc na zwiady dwóch żołnierzy – najmłodszego i najstarszego – tylko po to, by w tajemnicy strzelić im w plecy. Wiadomość o śmierci kolegów wywołuje wściekłość pozostałych żołnierzy, którzy ochoczo ruszają w ostatni bój. Plan porucznika wydaje się bez skazy, przynajmniej do momentu, w którym okazuje się, że Albert Maillard go rozszyfrował. Ale Maillard i jego wybawca, Edouard Pericourt, zostają poważnie ranni. Zemsta na poruczniku nie będzie należała do łatwych zadań.

 

Tu powinienem przerwać, żeby nie zepsuć nikomu lektury. Już pierwsze kilka rozdziałów powieści obfituje w niespodzianki, zwroty akcji i ciekawe narracyjne zabiegi (jak choćby ten – może nieco nieuczciwy – gdy Lemaitre przekonuje, że jeden z bohaterów zginął, a później go niemalże wskrzesza z martwych). Powiem tylko, że obaj żołnierze – cudem – przeżyli wojnę i usiłują znaleźć sobie miejsce do życia w powojennej rzeczywistości, by zmierzyć się z horrorem, jaki zgotowała im Historia. W książce Lemaitre brak jednak heroizmu, znajdziemy tu wyłącznie smutek, rozpacz i tragedię.

Lemaitre

Przy okazji przypadającej w tym roku setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej, do księgarń trafiały już słynne książki historyczno-dziennikarskie, które od lat czekały na nowe wydanie – „Święto wiosny” Modrisa Eksteinsa i „Sierpniowe salwy” Barbary Tuchman. Teraz dołącza do nich powieściowa opowieść nie tyle o wielkim konflikcie, co o jego ofiarach – także tych pogrzebanych za życia (otwierająca powieść scena, w której Maillard zostaje przysypany ziemią, jest wręcz doskonałą metaforą powojennych losów żołnierzy). Jeśli ktoś narzekał jednak do tej pory na nadmiar suchej wiedzy historycznej, przelewającej się przez księgarnie w ostatnich miesiącach, teraz powinien się uspokoić. „Do zobaczenia w zaświatach” nie opowiada o genezie konfliktu, jego przebiegu czy militarnej historii. Lemaitre składa hołd wielkiej, dwudziestowiecznej literaturze antywojennej; podczas lektury na myśl przychodzą sceny z „Na zachodzie bez zmian” Remarque’a czy „Podróży do kresu nocy” Celine’a. Styl Francuza można by określić jako „filmowy” – swobodnie skacze on bowiem w czasie i przestrzeni, wnikliwie kreśląc postaci i epokę, w jakiej przyszło im żyć. Film na podstawie „Do zobaczenia w zaświatach” mógłby wyreżyserować ktoś taki jak Martin Scorsese czy Quentin Tarantino. Wygląda jednak na to, że wyreżyseruje go słabo znany w Polsce Albert Dupontel, autor m.in. obrazu „Łajdak”.

 

Czytając „Do zobaczenia w zaświatach”, można odczuć, że Lemaitre zasłynął jako twórca kryminałów i thrillerów. To w jego wcześniejszych, gatunkowych pracach – „Ofiara”, „Alex”, „Ślubna suknia” – należy doszukiwać się korzeni „filmowego” stylu. Jak podkreślał sam pisarz, Nagroda Goncourtów jest uznaniem dla „umiejętności, które zrodziły się z pisania kryminałów, z literatury popularnej”. Można by także zarzucić pisarzowi koniunkturalizm – widząc na horyzoncie atrakcyjną marketingowo rocznicę, postanowił zmienić front i poświęcić się tematowi Wielkiej Wojny, zamiast tworzyć kolejny kryminał. Taki zarzut byłby uprawniony, gdyby „Do zobaczenia w zaświatach” było powieścią słabą. Ale nie jest – jest nawet rzeczą zupełnie mocną.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także