3 czerwca 2014

Co pisarz czytał, gdy dziecięciem był

Wbrew powszechnej opinii, nie jesteś tym, co jesz, ale tym, co czytasz. Warto więc zastanowić się trzy razy, zanim podsuniemy dziecku pierwszą lekturę. To może być moment, który przesądzi o jego przyszłości. Kilka nierozważnych zdań i z naszego maleństwa wyrośnie żądny krwi wielbiciel Edgara Allana Poe. Nawet najcnotliwszą z córek mogą sprowadzić na manowce „Baśnie 1001 nocy”. Z książkami nie ma żartów. Najlepiej wiedzą o tym rodzice pisarzy.

Przez kilkanaście stuleci europejskie dzieci nie miały specjalnie dużego wyboru jeśli chodzi o wybór lektur. Pierwsze miejsca na listach bestsellerów zajmowały niepodzielnie Biblia, żywoty świętych i brewiarz. Właściwie nie było na co narzekać – ciekawe historie, dobrze napisane, z morałem. Cóż, co do morału… różnie to bywało – w młodej Emmie Bovary historie świętych rozbudziły pierwsze marzenia erotyczne. Nie można jednak przewidzieć wszystkiego.

Większość pisarzy znała Pismo Święte na wylot. Lord Byron, zanim poszedł do szkoły, opanował perfekcyjnie historię biblijną i zaczynał studiować psalmy. Ernest Renan przyznawał po latach, że opowieści o świętych snute przez matkę „miały posmak mitologii” i stały się inspiracją dla jego późniejszej twórczości. Jaka to była twórczość – o tym najlepiej wiedzą przedstawiciele stanu duchownego, którzy pewnie oddaliby głowę św. Wojciecha za to, żeby autor „Żywotu Chrystusa” nigdy się Biblią nie zainteresował. Z literaturą religijną trzeba zresztą uważać – dzieci łatwo się zniechęcają. Ojciec Goethego tak długo napychał mu głowę historią papiestwa, że chłopak nabrał wstrętu do tematu i w ramach buntu przerzucił się na Homera.

GoetheKsiążki zbójeckie

Zatrute lektury to temat dobrze znany i nie ma co się nad nim rozwodzić. Samobójstwa, jaskółczy niepokój etc. Historia zawsze kończy się tak samo. Dla jednego pokolenia feralną książką były „Cierpienia młodego Wertera”, dla innego „Pamiętniki Fanny Hill”. Dziś książki nie budzą już takich emocji. Czy wyobrażacie sobie, że rodzice wyrzucają was z domu, bo odkryli, że po kryjomu czytacie np. Witkowskiego do poduszki? A historia znała przecież takie przypadki. Kiedy ojczym Edgara Allana Poe dowiedział się, że jego podopieczny gustuje w Byronie, na jakiś czas zerwał z nim kontakt. Sam Byron, przypomnijmy, w młodości od książek zbójeckich wolał psalmy…

Książki dla geniuszy

Przy odrobinie szczęścia i odpowiedniej puli genów może nam się trafić dziecko geniusz. Jak go rozpoznać? Malutkiego Hemingwaya uspokajało tylko czytanie. To zdecydowanie dobry omen. Zwłaszcza, że ojciec na dobranoc czytał mu kolejne tomy historii naturalnej. Ojczulek pewnie miał łzy w oczach, gdy pewnego dnia zastał dziesięcioletniego Ernesta przy świecy nad Darwinem.

Swoją drogą w tamtych czasach „O powstaniu gatunków” musiało rozpalać wyobraźnię wielu nastolatków. Biedny Stanisław Brzozowski w wieku 15 lat również zgłębiał tajemnice ewolucji, gdy tymczasem jego staruszek starał się go nakłonić do partii wista.

Geniusza można też sobie wychować. Wystarczy odrobina samozaparcia. John Stuart Mill między 3 a 5 rokiem życia czytał już swobodnie bajki Ezopa w oryginale. Julian Tuwim miał 15 lat, gdy tłumaczył poezję Staffa na Esperanto.

Idole dzieciństwa

Spiderman

Jedni w dzieciństwie czytają teologię bizantyjską (Agata Bielik-Robson), inni – Spidermana (Beata Górska-Szkop). Jeśli twoje dziecko nie sięga po wyrafinowane utwory, nie włada łaciną ani greką, nie przejmuj się – jeszcze nie wszystko stracone! Młody Sienkiewicz gustował w westernach. Jego idolem był James Fenimore Cooper. Gdy uważniej wczytasz się w trylogię, zauważysz, że ukraińskie stepy w sposób zdumiewający przypominają amerykańską prerię.

Nieważne co, ważne kto czyta

Niektóre dzieci mają po prostu z górki. Weźmy takiego Henry’ego Jamesa. „Pierścień i Różę” czytał mu nie kto inny jak sam William Makepeace Thackeray. Wystarczy, że rodzice mają odpowiednich przyjaciół, a książki od razu wchodzą łatwiej. To samo Juliusz Słowacki. Salomea zadbała, by synek o romantyzmie dowiedział się od Mickiewicza. Tym tropem wychowawczym podążał też stary Witkiewicz. Nie posłał Witkacego do szkoły, najlepszych profesorów sprowadził do domu, a na koniec jeszcze sam napisał Stasiowi Katechizm.

Potęga opowieści

Książki książkami, ale i tak najfajniejsze historie opowiadają rodzice. Zamiast ciągać dziecko po bibliotekach, może lepiej wyuczyć się jakiejś efektownej historii o duchach i przejść do historii literatury jako mama/wujek/ciocia z fantazją. Jeśli nie wierzycie, posłuchajcie Marka Twaina: „Słyszę, jak wuj Daniel snuje swe nieśmiertelne opowieści, którymi potem wujek Remus – Harris – miał oczarować cały świat; pamiętam przeszywający nas dreszcz zachwytu, kiedy przychodziła kolej na opowiadanie o duchach – historię o »złotej ręce«, i jak zaraz potem ogarniało nas uczucie żalu, gdyż była to zawsze ostatnia opowieść wieczoru, po której pozostawało nam już tylko pójść spać”.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także