1 marca 2013

Dziennik 2.0, czyli nie ufam Gombrowiczowi

Gombrowicz debiutuje po raz kolejny. „Kronos”, sekretny dziennik autora „Pornografii”, ukaże się w maju bieżącego roku. Czy to książka, która zmieni naszą wizję tego wielkiego mistyfikatora?

Informacja o istnieniu tajnych zapisków Gombrowicza krążyła od jakiegoś czasu pośród osób zafascynowanych jego twórczością. Zdecydowana większość powoływała się na słowa Janusza Palikota, który w wywiadzie-rzece „Ja. Palikot” mówił o intymnych tekstach autora „Kosmosu”. Palikot chciał opublikować „Kronosa” w wydawnictwie słowo/obraz terytoria. I pewnie zrobiłby to, kupił bowiem rękopis od dysponującej prawami autorskimi do twórczości męża Rity Gombrowicz. Rita sprzeciwiła się jednak jego publikacji, kiedy zapoznała się ze zredagowanym tekstem. Ostatecznie rękopis został odsprzedany. „Kronos” ukaże się najprawdopodobniej nakładem Wydawnictwa Literackiego.

 

Mniejsza jednak o skądinąd sensacyjny charakter procesu publikacji. Strzeżenie tekstu, umożliwianie wglądu w jego treść jedynie nielicznym osobom czy sprzedawanie do innych oficyn to mechanizmy powszechnie praktykowane na rynku wydawniczym. Zwłaszcza, kiedy przedmiotem zainteresowania jest dzieło pisarza tej rangi, co Gombrowicz.

 

Kim jest Gombrowicz z „Kronosa”? Ze szczątkowych informacji, które publikuje prasa wynika, że nie jest to pewny siebie twórca, który rozpoczyna „Dziennik” deklamując: „Poniedziałek: Ja, Wtorek: Ja, Środa: Ja, Czwartek: Ja”; nie jest to Gombrowicz, który w korespondencji pisze: „Jest Pan Interpretatorem. Proszę więc pozostać mi wiernym”; nie jest to także Gombrowicz, który jest dysponentem reguł swojej twórczości, również reguł jej odczytywania (“żonglował świadomie rozmaitymi konwencjami literackimi, dokładnie tak, jak manipulował ludźmi” – trafnie zauważył literaturoznawca Janusz Margański).

 

Z kart intymnego dziennika – jeśli wierzyć osobom, które widziały tekst – wyłania się autor cierpiący, przeżywający ból, zatroskany zarówno o swoje zdrowie, jak i finansowe problemy. Wyliczający osoby, z którymi uprawiał seks. Czy jest to „nowy Gombrowicz”? Być może. Czy to – jak zdają się sugerować teksty prasowe – Gombrowicz nagi, bez masek, pozbawiony Formy? To najważniejsze pytanie, na jakie będę musieli sobie odpowiedzieć czytelnicy.

 

„Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę”

 

Publikacja „Kronosa” jest istotna dlatego, że wbrew pozorom zadaniem nastręczającym trudności będzie zaklasyfikowanie tego tekstu wyłącznie jako autobiograficznego, a nie literackiego. To, że Gombrowicz już nie żyje i może „wyjawić” prawdę, wcale nie znaczy, że musi to robić. To, że publikowany za życia autora „Dziennik” jest w dużej mierze traktowany jako dzieło literackie, które – również za pomocą przekłamań, naginania faktów, gry – było de facto narzędziem walki, jaką toczył Gombrowicz z ludźmi o własną wybitność, a nie wiernym przedstawieniem jego życia, wcale nie oznacza, że pisany równolegle, w skrytości „Kronos” ukazuje prawdziwą twarz autora „Ferdydurke”.

 

Kwestią nie lada istotną, a pomijaną bądź wypieraną przez większość osób piszących o „Kronosie” jest to, że paradoksalnie tekst ten może mieć znaczenie właśnie jako tekst literacki. „Ostentacyjnie antyliteracki” – twierdzą Paweł Goźliński i Małgorzata I. Niemczyńska w Gazecie Wyborczej. Ta mocna teza nie do końca musi być trafna. Obawiam się, że tego typu kategoryzacje mogą w rezultacie zubożyć znaczenie tajnych zapisków Gombrowicza, sprawić, że tekst zostanie zaszufladkowany. Warto pamiętać, że autor „Iwony, księżniczki Burgunda” to nauczyciel podejrzliwości. Efektem gombrowiczowskiej lektury jest demistyfikowanie rzeczywistości, obejmujące również samego autora. Trudno uczyć się ufności od jednego z największych ironistów XX wieku, a tym bardziej zaufać jemu samemu. Lektura „Kronosa”, wbrew temu, co pisze Justyna Sobolewska w „Polityce” (8/2013), wcale nie musi rozwiać naszych wątpliwości. Przytoczmy fragment jej tekstu: „Zresztą bardziej pociągająca od wizji skandalu jest inna możliwość: oto być może zobaczymy twarz pisarza bez maski”. Paradoksalnie, mogą nie istnieć wystarczające dowody, żeby odrzucić „Kronosa” jako tekst literacki.

 

„To ja, nagi” – jeśli nawet takie słowa napisał Gombrowicz w sekretnym dzienniku, to wychowani na samym Gombrowiczu czytelnicy – „my z niego wszyscy”, jak z Mickiewicza – nie dadzą temu wiary. Nie można wykluczyć, że twarz Gombrowicza z „Kronosa” może tak naprawdę dołączyć do szeregu masek, które autor prezentował za życia. To, że „Kronos” nie jest „Dziennikiem”, wcale nie oznacza, że nie jest „Dziennikiem 2.0”.

 

„Niejeden jęczy, że miał ciężkie początki. Ale ja debiutowałem trzy razy (raz przed wojną, w kraju, raz w Argentynie, raz po polsku na emigracji) i żaden z tych debiutów nie oszczędził mi upokorzenia” – pisał Gombrowicz w „Dzienniku” (1957-1961). Margański określił pisarza mianem wiecznego debiutanta. Czy „Kronos” może być kolejnym debiutem? Być może okaże się, że Gombrowicz znowu nami manipuluje. I że nadal to on ustala zasady czytania własnych tekstów. A to, że robi to pośmiertnie, czyni go jeszcze silniejszym.

 

Tekst ukazał się również na blogu Las Kultury.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także