7 listopada 2014

Wszystko przez rzekę

Czytam „Wschód” Andrzeja Stasiuka i wracają do mnie pytania, na które już szukałem odpowiedzi, które mnie dręczą i od których nie potrafię się uwolnić… Czym jest Wschód? Gdzie się Wschód zaczyna? Na ile Wschód to geografia, na ile mentalność, inność? Jestem ze Wschodu i duszę mam całą unurzaną w tym Wschodzie, nie liczcie więc Państwo na mój obiektywizm.

Nasiąkałem od dzieciństwa tą samą częścią Wschodu, którą nasiąkał Stasiuk. Byłem w tych wszystkich jego Liwach, Węgrowach, Kałuszynach, Sokołowach Podlaskich. Wiem, jak wygląda Bug w okolicach Siemiatycz albo Drohiczyna, wiem doskonale, w którą stronę grzbiet wygina w okolicach Broku czy Wyszkowa i jakie chaszcze porastają jego brzegi w okolicach mostu na trasie Siedlce – Zambrów.

Znam tę jego rzekę i te wszystkie zadupia dzieciństwa, z których we „Wschodzie” wyrusza w podróż – do Chin, Mongolii, do krańców Rosji – tylko po to, by obejrzeć się za siebie i sprawdzić, czy ten jego Bug jeszcze płynie. Znam to wschodnie przeczucie szaleństwa, znam ten stan, gdy mrowi cię w okolicach serca, gdy ciągnie cię jakaś przerażająca siła. Gdy trzeźwiejesz i wracasz na jawę, budzisz się jak ze snu, jak po trzech dniach pijaństwa, i modlisz się, gdy widzisz niebo, aby było to niebo tego samego powiatu, z którego wyruszyłeś, żeby nie trzeba było wracać zbyt długo nie wiadomo skąd, gdzie pojechało się właściwie nie wiadomo po co.

Czytam „Wschód” Andrzeja Stasiuka i wraca do mnie pytanie podstawowe, na które nie umiem znaleźć odpowiedzi: na ile to my decydujemy o tym, w którą stronę świata zmierzamy, a na ile decyduje o tym Los, przypadek, krajobraz z dzieciństwa tkwiący pod powiekami przez całe życie, rodzaj filtru, przez który patrzymy na świat? Gdyby siedmio-, ośmioletni Stasiuk nie siedział na skarpie Bugu i nie popatrywał na Białostockie majaczące w oddali, to czy, zamiast na Wschód, pojechałby na Zachód? Może to pytanie trywialne, ale mnie ciekawi, czy faktycznie jest tak, że gdyby rzeką jego dzieciństwa nie był Bug, to zarazem nie byłoby „Jadąc do Babadag”, nie byłoby „Dukli”? Czy faktycznie jest tak, że to krajobraz, w którym wzrastamy kształtuje nas w większym stopniu niż wychowanie? Czy od krajobrazu wyniesionego z dzieciństwa nie potrafimy, nie chcemy, nie możemy się uwolnić? Tak jak rodzice Stasiuka, którzy przynieśli ze sobą na przedmieścia Warszawy nadbużański piach i pył, tak jak Stasiuk, który w piasku pustyni Arał-kum odnajduje ziarna z nadbużańskiej łachy?

„Mama, jak ja mam na Zachód jeździć? Z tej nadbużańskiej równiny? Z tych piasków, w które waliły pioruny? Z tych wądołów ze stojącą zielonkawą wodą? Mamo, dokąd ty mnie wysyłasz? Zdrajcę chcesz ze mnie zrobić? Podrzutka jakiegoś? Przecież jesteś mądra, a mówisz jak te wszystkie psiuty z gazet, z telewizora: on nie lubi Zachodu, on jest antyzachodni, ten śmierdziel jeden, i jeszcze dzikusa udaje, żeby go tam chcieli słuchać. (…) Pamiętasz, gdy miałem sześć lat, wychodziłem z domu i szedłem przed siebie, błąkałem się po mokradłach, wracałem zabłocony i szczęśliwy. Zostaw psiutom z gazet strony świata. One muszą żyć w tyranii kierunków. W lęku przed Wschodem i w pożądaniu Zachodu. (…) Zapadam się w pamięć, wracam do początków, wracam na Wschód, chociaż nigdy go nie opuszczałem, ponieważ tylko głupcom może się wydawać, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. A prawdziwe życie zawsze jest tu, w samym środku. Czasami próbujemy się oddalać, próbujemy się oderwać, uciec, ale to zawsze jest sprężysta spirala, dlatego wracamy jak odpustowa piłka na gumce.”.

Czytam „Wschód” Andrzeja Stasiuka i pytam sam siebie: dlaczego muszę co roku być nad Biebrzą? Skąd we mnie ten przymus? Dlaczego tam akurat odzyskuję spokój? Dlaczego tam, na Wschodzie, pytania we mnie cichną, a ja po prostu jestem, trwam, oddycham głęboko, nabieram sił, by móc dalej zmagać się ze sobą, z Losem? Dlaczego akurat tam?

Utkany ze skrawków pamięci „Wschód” to dla mnie jedna z najbardziej poruszających opowieści o naturze istnienia, sensie trwania i pogodzeniu z Losem. To opowieść nie tyle o Rosji czy Wschodzie, ile o tajemnicy duszy, Twojej, mojej, ulepionej z mgnień, przeczuć, skrawków wspomnień, utkanej z przeszłości, z tego, co zafundowali nam inni, którzy byli przed nami. I o tym, że choć byśmy nie wiem jak się tej przeszłości wypierali i nie wiem jak byli ku przyszłości wychyleni, to tylko i wyłącznie dzięki pogodzeniu się z przeszłością odzyskamy spokój.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także