29 listopada 2013

Nadszedł wiek reportażu

Martin Pollack o europejskiej tożsamości, studiach w PRL 
i Ryszardzie Kapuścińskim opowiada Marcinowi Kube.

 

Pollack_MartinPrzyjeżdża pan do Warszawy na debatę Unia 
– Obywatel – Człowiek w Teatrze Polskim. Pierwszy raz trafił pan do Polski w 1965 r. Jakie było pierwsze wrażenie?

 

Martin Pollack: Z początku byłem nieco rozczarowany, ale z czasem urzekła mnie tutejsza egzotyka, zwłaszcza prowincji. Wciąż poznawałem ciekawych ludzi, jeździłem autostopem i chłonąłem atmosferę. To było jak podróż w czasie sto lat wstecz. Trafiłem raz w Boże Narodzenie do Augustowa. Tam wszystko pozamykane. Ludzie nie rozumieli, czego ja chcę, nikt nie przypuszczał, że zapuści się tam jakiś turysta. A ja przez tydzień chodziłem i zachwycałem się tym miejscem. To był piękny czas.

 

Jak to się zmieniło do lat 80.?

 

Wtedy byłem już w Polsce osobą niepożądaną. Chociaż na moment całkiem mimowolnie stałem się bohaterem „Trybuny Ludu” i „Sztandaru Młodych”. Gdy opublikowałem tekst o Ottonie Schimku, patronie młodych, którzy nie chcieli iść do wojska. Odkryłem, że Schimek nie był wielkim bohaterem i męczennikiem, tylko zwykłym chłopakiem, który nie chciał iść na wojnę. Nie chciałem umniejszać jego śmierci, tylko opowiedzieć prawdziwą historię. Propaganda to jednak wykorzystywała i nagle zaczęto o mnie pisać jako o „najlepszym dziennikarzu austriackim”.

 

Marcin Kube

 

Czytaj więcej na rp.pl.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także