3 października 2012

Nobliści, których nie było

Nagroda Nobla rządzi się swoimi prawami. Jakimi? Trudno zgadnąć. Raz przyznaje się ją pisarzowi wybitnemu, innym razem przeciętnemu dramaturgowi. Raz otrzymuje ją polityk, innym razem filozof. Niektórych werdyktów nie sposób zrozumieć. Jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego giganci literatury tej prestiżowej i poniekąd wyznaczającej współczesny kanon nagrody nie otrzymali. Opisaliśmy dla Was dziesięć takich przedziwnych przypadków.

Nobliści, których nie było

Lew Tołstoj

 Nieobecności Tołstoja pośród zacnego grona laureatów nie sposób wytłumaczyć. Zmarł w roku 1910. Do tego czasu Nobla otrzymali m.in. Paul Heyse, Rudolf Eucken i Theodor Mommsen, trzej niemieccy pisarze, których nikt już nie czyta, podczas gdy twórczość Tołstoja – nierzadko przepastne to księgi – jest żywa i ma się świetnie. Dowodem ekranizacja „Anny Kareniny” z Keirą Knightley, która niebawem trafi do kin. Dowodem… 260 tysięcy fanów jego twórczości na Facebooku. Dowodem także liczne nawiązania w dziełach współczesnych pisarzy (np. pies Karenin u Kundery w „Nieznośnej lekkości bytu” czy „Wszystkie szczęśliwe rodziny” Fuentesa).

Alfred Nobel w testamencie pisał, iż nagrodę literacką powinno się przyznawać za najwybitniejsze dzieło zmierzające w kierunku idealizmu. Cóż, akurat tego waloru powieściom Tołstoja nie brakowało. Momentami idealizmu było nawet zbyt wiele, podobnie jak męczących dziś historiozoficznych refleksji. Ale nawet przesyconą nimi czterotomową „Wojnę i pokój” pochłania się wciąż z wielką przyjemnością.

Lektury obowiązkowe: „Anna Karenina”, „Sonata Kreutzerowska”, „Wojna i pokój”, „Spowiedź”.

 

 

Henry James

Ulubieniec reżyserów filmowych, a w Polsce bardzo długo pisarz zapoznany. Dopiero niedawno opublikowano tak ważne jego książki, jak choćby „Skrzydła gołębicy” czy „Złota czara”. Prozaik, bez którego współczesna literatura anglojęzyczna wyglądałaby inaczej. Inaczej w tym wypadku na pewno nie znaczy: lepiej. Jeśli ktoś wpłynął na ukształtowanie Joyce’owskiej techniki strumienia świadomości, to właśnie on. Jego „Złota czara” czy późne opowiadania („Krepowa Cornelia”, „Runda wizyt”) ten literacki przełom zapowiadały. Spośród pisarzy przełomu wieków XIX i XX to on najlepiej rozumiał kobiety, najtrafniej – obok Tołstoja – potrafił też oddać dynamikę damsko-męskich relacji. Nie lubili go Amerykanie za to, że ich wyśmiewał. Anglicy podobnie. A on po prostu opisywał ludzi, których widział, z wszystkimi ich wadami i słabostkami, ale też – choć rzadziej – eksponował ich heroiczne momenty. Zmarł w 1916 roku, tym samym, w którym nagrodę otrzymał Verner von Heidenstam (zresztą jeden z członków Akademii Szwedzkiej).

Lektury obowiązkowe: „Plac Waszyngtona”, „Złota czara”, „W kleszczach lęku”, „Ambasadorowie”

Marcel Proust

Napisał właściwie jeden tylko cykl, ale za to prawdopodobnie najsłynniejszy w historii literatury. Pracował nad nim czternaście lat. Wcześniej tworzył poematy prozą i nieukończoną nigdy powieść „Jean Santeuil”, która poniekąd „W poszukiwaniu straconego czasu” zapowiadała. Virginia Woolf – inna „noblistka bez nobla” – w jednym z listów pisała: „Och, gdybym mogła tak pisać!”. Jeśli jakiś pisarz do podobnego lamentu by się nie przyznał, to znaczyłoby jedynie, że nie ma kompletnie słuchu językowego, bo frazy Prousta nie sposób z żadną inną porównać ani pomylić. Czy po nim ktoś jeszcze tak pięknie operował słowem (a przecież na tym literatura polega, nie zaś na opisywaniu społeczeństw, diagnozowaniu stanu cywilizacji – to tylko miłe dodatki do słowa)? Być może Nabokov, może Rushdie albo Marquez; Rosjanin był chyba najbliżej Proustowskiego wzorca z Sévres.

Prousta uhonorowano jedynie Nagrodą Goncourtów za drugi tom cyklu, „W cieniu zakwitających dziewcząt”. Być może Nobla nie dostał dlatego, że dość młodo – bo w wieku 51 lat – zmarł.

Lektury obowiązkowe: „W poszukiwaniu straconego czasu”

Robert Musil

Pogrobowiec Austro-Węgier, mitycznej krainy sztuki, opłakiwanej przez całą rzeszę artystów. Jeden z wielkich literackich kaskaderów, którzy poszerzyli granice tradycyjnej dziewiętnastowiecznej powieści, eksperymentując z formą i treścią, wprowadzając do gatunku nowe środki wyrazu.

Na Nobla szans oczywiście nie miał, prawdziwego uznania doczekał się dopiero po śmierci jako autor monumentalnego dzieła, „Człowieka bez właściwości”, jednej z najważniejszych i najrzadziej czytanych powieści XX wieku. Musil pisał swoje niedokończone czterotomowe  opus magnum przez ostatnich dwanaście lat życia; w jego zamierzeniu była to nie tyle powieść, co summa losu intelektualisty z pierwszej połowy XX wieku w rozpadającym się świecie wartości.

Lektury obowiązkowe: „Niepokoje wychowanka Törlessa”, „Człowiek bez właściwości”

James Joyce 

Irlandia miała szczęście do wielkich pisarzy. Doczekała się aż czterech noblistów, czyli dokładnie tylu, ilu miała do tej pory Polska. To chyba jeden z cudów dokonanych przez świętego Patryka, bo jak wytłumaczyć to, że w XX wieku wszystkie najważniejsze rzeczy w literaturze światowej wydarzyły się na tej niewielkiej wyspie? Jeden Irlandczyk odmienił prozę, drugi zrewolucjonizował dramat (Samuel Beckett). A jeszcze gdyby T.S. Eliot zamieszkał w Dublinie… Ale tego byłoby chyba za wiele.

Czterech irlandzkich noblistów – jednak w tym gronie Joyce się nie znalazł. To pisarz, którego czytelnicy – mówią eufemistycznie – nie lubią. Słusznie, bo to nie jest literatura pociągowa i nie jest to literatura do lubienia. Jeśli nie udało wam się przebrnąć przez „Ulissesa” ani przetłumaczony niedawno przez Krzysztofa Bartnickiego „Finneganów tren” (książka niemożliwa tak w tłumaczeniu, jak i w literaturze; jeśli ktoś „wyczerpał” literaturę, to właśnie tutaj zrobił to Irlandczyk), to pewnie nigdy się do Joyce’a nie przekonacie. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale bez autora „Ulissesa” nie można sobie wyobrazić choćby Vargasa Llosy, Borgesa, Cortazara czy Becketta.

Lektury obowiązkowe: „Portret artysty z czasów młodości”, „Ulisses”

 

Jarosław Iwaszkiewicz

Warszawska ulica mówiła o Iwaszkiewiczu: „Ale mimo że bez granic się upodlał, nie dali mu jednak Nobla”. Mimo że przez lata wymieniano go w gronie poważnych kandydatów do nagrody, a i sam uważał się za godnego tego honoru, musiał zadowolić się Leninowską Nagrodą Pokoju i Orderem Budowniczych Polski Ludowej. Dla współczesnych był albo zdrajcą i ugodowcem (za takiego mieli go zarówno Gustaw Herling-Grudziński, jak i Czesław Miłosz), albo Konradem Wallenrodem (jak widział go Kot Jeleński). Budził żywe kontrowersje, a ocena jego mezaliansu z komunistyczną władzą do dziś pozostaje przedmiotem sporu.

Miarą literatury nie są jednak cnoty twórcy i dlatego Melchior Wańkowicz mógł scharakteryzować go następująco: „Należy rozróżnić pisarza i prezesa. W swoim pisaniu jest zupełnie inny”. Polacy, naród liryczny, mieli poetów wybitniejszych od „pana na Stawisku”, ale wśród prozaików ten „globtroter, pederasta, dyplomata, smakosz, poeta i pionek” – jak nazwał go Leopold Tyrmand – nie miał w naszym kraju wielu poważnych konkurentów. „Sławą i chwałą” pomnika sobie nie zbudował. Wystarczyły do tego wspaniałe opowiadania.

Lektury obowiązkowe: zbiór opowiadań „Panny z Wilka”, tomik „Mapa pogody”, „Dzienniki”

Vladimir Nabokov

Potomek arystokratycznej rodziny, tułacz wygnany z sielanki swego dzieciństwa przez bolszewicki przewrót, prawdopodobnie najlepszy szachista wśród pisarzy, a na pewno najlepszy pisarz wśród szachistów, do tego uznany entomolog, twórca potwierdzonej dopiero w latach 90. teorii na temat ewolucji motyli i ich klasyfikacji na podstawie budowy genitaliów. Jego dzieło – potężne zarówno rozmachem, jak i zawartością – składało się z poezji, eseistyki, a nade wszystko prozy: napisał około dwudziestu powieści i tomów wspomnień oraz niezliczoną ilość opowiadań.

Był rzeźbiarzem języka (a właściwie obu języków, w których tworzył, najpierw pisał bowiem po rosyjsku, a następnie angielsku), traktował słowo jak materiał, z którego wykuwa się dzieło sztuki. Paradoksalnie, książka, która przyniosło mu rozgłos i którą sam uznawał za swoją ulubioną, słynna „Lolita”, opowieść o miłości dojrzałego mężczyzny do dwunastoletniej nimfetki, dorobiła mu niezasłużoną łatkę skandalisty. Tymczasem Nabokov był „tylko” wielkim pisarzem, jednym z kilku spektakularnych dowodów, jak krótkowzroczne potrafi być gremium szwedzkiej Akademii.

Lektury obowiązkowe: „Lolita”, „Prawdziwe życie Sebastiana Knighta”, „Blady ogień”.

Jorge Luis Borges

 

Ojciec chrzestny postmodernizmu, twórca, który na nowo wymyślił literaturę. Położył podwaliny pod (r)ewolucję, która dokonała się w powieści na przestrzeni ostatniego wieku. Biorąc pod uwagę wpływ, jaki wywarł na potomnych, napisał stosunkowo niewiele, co dowodzi, że literatury nie liczy się na kilogramy. Nigdy nie popełnił powieści, ograniczał się do krótkich form: poezji, opowiadań, esejów.

Jako inspirację dla powstania swych dzieł twórczość Borgesa wymieniali twórcy tej miary, co Julio Cortazar, Italo Calvino, John Barth czy Umberto Eco. Nawet jego zajadli przeciwnicy, jak choćby Gombrowicz, który w rozmowach z Dominikiem de Roux nazywał argentyńskiego giganta „pseudo-erudytą, straszliwym ignorantem, niezbyt inteligentnym”, a jego twórczość „cienką zupką dla literatów”, nie mogli zakwestionować talentu autora „Biblioteki Babel” i jego wpływu na rozwój literatury.

Lektury obowiązkowe: zbiory „Alef”, „Fikcje”, „Raport Brodiego”.

 

Witold Gombrowicz

Być może najlepszy polski prozaik XX wieku, a już z pewnością prozaik najważniejszy. Bez niego trudno sobie wyobrazić najzdolniejszych pisarzy młodego pokolenia, choćby Dorotę Masłowską, Michała Witkowskiego czy Wojciecha Kuczoka. Pisanie o Polsce po Gombrowiczu jest bez Gombrowicza – odniesienia, polemiki itd. – niemożliwe.

Wspaniały stylista, wielki demaskator, wiecznie w kontrze do wszystkiego i wszystkich. Szczególnie do Polski zaściankowej, która wcale nie zniknęła wraz z II wojną światową. Genialny egocentryk. Gdyby socjolog Erving Goffman znał jego teksty, nie musiałby pisać „Człowieka w teatrze życia codziennego”. Do Nobla podobno był nominowany tuż przed śmiercią, ale o tym dowiemy się najprędzej za sześć lat (po 50 latach od głosowania Akademia ujawnia archiwa).

Lektury obowiązkowe: „Dziennik”, „Kosmos”, „Ferdydurke”

Thomas Bernhard

W „Moich nagrodach” Bernhard pisał: „człowiek, jeśli mu proponują, zawsze powinien przyjmować pieniądze i nie zaprzątać sobie zbyt długo głowy, że niby jak i skąd znowu, wszystkie takie rozważania to koniec końców przemyślna hipokryzja”. Można więc przypuszczać, że również Nagrodę Nobla Austriak potraktowałby z podszytą cynizmem praktycznością. Na swoje nieszczęście należał do grona wybitnych pisarzy, którzy na uznanie ze strony Akademii Szwedzkiej za życia liczyć nie mogli. Był zbyt ekscentryczny, zbyt radykalny, zbyt otwarcie prezentujący pogardę dla hipokryzji pokrywającej splajtowane humanistyczne ideały. Jego bohaterowie – samotnicy, mizogini, szaleńcy pogrążający się we własnych neurozach i obsesjach – nigdy nie przystawali do optymistycznej idei postępu, którą po drugiej wojnie światowej świat tuszował swe moralne bankructwo. Bernhard, pisarz osobny, urodził się za wcześnie – równie kontrowersyjna i znienawidzona przez rodaków Elfride Jelinek otrzymała Nobla w 2004 roku. Czasy się zmieniły – a wraz z nimi gusta szwedzkich akademików.

Lektury obowiązkowe: „Wymazywanie”, „Autobiografie”, „Kalkwerk”.

Grzegorz Krzymianowski, Krzysztof Cieślik

Lista rezerwowa, czyli pisarze, którzy się w tekście nie zmieścili z różnych względów (przede wszystkim dlatego, że zabrakło miejsca, ale też i dlatego, że np. odkryto ich pośmiertnie albo zmarli młodo): John Updike (cykl o „Króliku” Angstromie, opowiadania), Ryszard Kapuściński („Cesarz”, „Jeszcze dzień życia”), Stanisław Lem („Solaris”, „Bajki robotów”), Georges Perec („Życie. Instrukcja obsługi”, „Człowiek, który śpi”), Italo Calvino („Wicehrabia przepołowiony”, „Jeśli zimową nocą podróżny”), Franz Kafka („Proces”, „Przemiana”), Anton Czechow („Trzy siostry”, „Wiśniowy sad”) Bruno Schulz („Sklepy cynamonowe”, „Sanatorium pod klepsydrą”), Bohumil Hrabal („Czuły barbarzyńca”, „Zbyt głośna samotność”), Carlos Fuentes („Śmierć Artemio Cruza”, „Terra Nostra”), Julio Cortazar („Gra w klasy”, opowiadania), Ezra Pound, Eugene Ionesco („Łysa śpiewaczka”, „Król umiera”), Hermann Broch („Śmierć Wergilego”, „Lunatycy”), Warłam Szałamow („Opowiadania kołymskie”), Virginia Woolf („Pokój Jakuba”, „Pani Dalloway”), Zbigniew Herbert („Pan Cogito”, „Barbarzyńca w ogrodzie”), Louis-Ferdinand Céline („Śmierć na kredyt”, „Podróż do kresu nocy”).

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także