22 maja 2014

Biografie dla najmłodszych

Autorkę określiłabym – z dużą dozą sympatii – naczelną biografką kraju. Wprawdzie od czasu do czasu pojawiają się książki o znanych postaciach, ale nikt inny spośród polskich autorów dla dzieci nie ma na swoim koncie aż tylu tytułów w tej dziedzinie co Anna Czerwińska-Rydel. Farenheit, Schopenhauer, Korczak, Chopin, Czochralski, Tuwim, Heweliusz, Skłodowska-Curie, a ostatnio Wieniawski, Fredro, Makuszyński, Lutosławski i Wedlowie.

 

“Moc czekolady” to przede wszystkim wycieczka w czasie. Dodajmy, że wycieczka miła dla podniebienia i kubków smakowych, bo jak książka gruba i szeroka co rusz jest słodko i smacznie. Ot – lektura, przy której ślinka cieknie. Legenda odkrycia cacaotal, czyli drzewa kakaowego, plantacje kakaowe konkwistadora Corteza i czekolada jako lekarstwo – taki jest wstęp do historii rodziny Wedlów. A sama historia? Jest rok 1845 – Karol Wedel decyduje się na przeprowadzkę do Warszawy do zaboru rosyjskiego, gdzie założy fabrykę czekolady. Zaczyna od cukierni razem ze swoim wspólnikiem. Autorka pisze o pierwszych reakcjach warszawiaków na ofertę Wedlów, działania reklamowe i czekoladowe wynalazki, jak choćby czekolada apteczna z rozmaitemi przyprawami podług przepisów doktorskich, karmelki leczące i łagodzące wszelkie cierpienia piersiowe.

 

Czerwińska-Rydel nie szczędzi też szczegółów z życia rodzinnego. Przyznam, że rozbawiła mnie historia młodziutkiego Jana Wedla, syna założyciela fabryki, który jako doktorant chemii, absolwent studiów mechanicznych na politechnice, ze znajomością kilku języków, zaczyna karierę w fabryce ojca jako… zwykły robotnik. Dopiero po ośmiu latach dostąpi zaszczytu reprezentowania interesów firmy, która odtąd miała się nazywać “Emil Wedel i Syn”. Takich smaczków w książce jest więcej. Na pewno niewielu wie na temat działalności Wedla podczas okupacji, kiedy to dożywiał Warszawę, wysyłał paczki dla więźniów w stalagach, oflagach i obozach koncentracyjnych. Niestety – finał tej historii nie ma happy endu. Sama pamiętam, jak mama opowiadała nam, że czekolada 22 lipca tak naprawdę kiedyś była czekoladą Wedla. A my próbowaliśmy zrozumieć te wszystkie skomplikowane zawirowania dziejowe na przykładzie małej słodkiej tabliczki. Ta książka to nie tylko historia pewnej rodziny – to również ciekawy obraz naszego społeczeństwa na przestrzeni wieków – w tle pojawiają się różne informacje o dawnej obyczajowości, stosunkach społecznych i sytuacji historyczno-politycznej. Nie brak tu humoru – na pewno uśmiechniecie się czytając stare wedlowskie reklamy zamieszczane w “Kurierze Warszawskim”. A może też wzruszycie się czytając o człowieku “dobrym jak czekolada”. Na końcu gratka dla miłośników czekolady – czyli przepisy kulinarne na truskawki w czekoladowych mundurkach, milongę czekoladową, maślane bałwanki i suflet czekoladowy. I jak tu się nie oblizywać?

 

CzerwinskaKażda biografia z długiej listy tytułów to zarazem inny pomysł na przedstawienie głównego bohatera. W książce o Lutosławskim autorzy udzielają głosu uczennicy Ani, która przy okazji klasowego wyjścia do filharmonii, ma przeprowadzić wywiad z mistrzem. Mała Ania to nie kto inny jak sama Anna Czerwińska-Rydel, która w przyszłości napisze pracę magisterską o aleatoryzmie kontrolowanym w utworach Mistrza. Z jednej strony to książka bardzo osobista, z drugiej udana próba wytłumaczenia dzieciom, jak powstaje współczesna muzyka i czym różni się ona od uporządkowanych i miłych dla ucha utworów Bacha czy Chopina. Podobnie jak w innych książkach Czerwińska-Rydel pokazuje swoich niezwykłych bohaterów jako zwykłych ludzi z pasją, którzy poświęcili swoje życie na realizację marzeń. Ale robi to bez zbędnych wielkich słów, huku, sensacji.

 

W przypadku Lutosławskiego koncentruje się na jego twórczości i tym, co związane z muzyką. Zabrakło mi tutaj informacji na temat życia prywatnego. Moja uwaga wynika oczywiście z porównania z innymi tytułami. W większości z nich autorzy poświęcili dużo miejsca właśnie tej tematyce. Tutaj, jeśli takową podejmują, i tak wszystko kręci się wokół nut i dźwięków. Rodzina Mistrza była zakochana w muzyce – ten grał, tamten śpiewał. Jeśli ktoś przebywał w takim środowisku, od samego początku był skazany na muzykę.

 

Obydwie książki zilustrowane są bardzo nowocześnie i odważnie. To sprawia, że temat trudny i związany z przeszłością nabiera nowego wymiaru i świeżości. Ciekawe są szczególnie połączenia kolorów, zabawa z wyobraźnią małego czytelnika, ze starymi fotografiami i logo firmy. W książce o Lutosławskim ilustracje przypominają abstrakcyjne obrazy, są jakby w ruchu, jak rozedrgane dźwięki w utworach Mistrza. A może wyobraźnia pozwoli Wam usłyszeć nawet muzykę?

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także