5 lutego 2015

Gary’ego czary-mary

Grudniowe francuskie temperatury rozgrzewa nagroda Goncourtów. Oczywiście jest jeszcze parę innych ważnych nagród literackich przyznawanych w tym kraju, ale chyba żadna nie jest aż tak prestiżowa i kontrowersyjna jednocześnie. W ponad stuletniej historii wręczania tej przepustki do świata sławy, skandali wokół nagrody było wiele. Od dyskusji na temat słuszności decyzji komisji, po próby zamachów na jej członków. Ponieważ nikt nie ucierpiał można bez skrupułów nostalgicznie rzec „ach, kiedyś to ludzie ekscytowali się literaturą”. 

Gorący był grudzień 1921 roku, kiedy to do grona laureatów wstąpił Rene Maran, autor powieści potępiającej francuski kolonializm, i która była zakazana w koloniach francuskich w Afryce. Równie wysoko skoczyło ciśnienie, kiedy nagrodę dostał Gue Mazeline, a zdaniem wszystkich powinien był dostać Ferdinand Celine. Cóż.

Największym chyba jednak skandalem (który skandalem okazał się parę lat później) było przyznanie w 1975 roku nagrody Emile Ajarowi. Sprawa od początku była niejasna – autor był tajemniczy , unikał wywiadów i wystąpień. Jego „Życie przed sobą” tak jednak urzekło zgromadzone gremium, że postanowili przyznać laur właśnie zagadkowemu Ajarowi.

Nie znam relacji jak mógł na to zareagować laureat nagrody Goncourtów z ‘56 roku, Romain Gary. W jednym z wywiadów ponoć stwierdził, że co prawda czytał poprzednią powieść kolegi po fachu, ale tej jeszcze nie zdążył.

Zdążyli jednak czytelnicy. „Życie przed sobą” to powieść, która zdobyła niebywałą popularność. Pojawiały się kolejne wydania, przekłady, film na jej podstawie, prace badawcze na temat języka bohatera. Większych wyrazów uznania autor nie mógłby zapragnąć.

Błąd. Mógłby. I otrzymał je. Pod pseudonimem Emile Ajar krył się (i być może smutno chichotał)  Romain Gary. A śmiał się, bo nagrodę Goncourtów można otrzymać tylko raz. No, jak widać, nie tylko raz.

Prawda wyszła na jaw, kiedy Gary odebrał sobie życie strzałem z pistoletu. Do tego czasu musiał jednak nie raz zaśmiać się czytając entuzjastyczne recenzje Ajara i czasem dość chłodne dzieł, które podpisywał swoim nazwiskiem (choć tak naprawdę urodził się jako Roman Kacew, ale takiego autora nie znajdziemy nigdzie).

Wydawnictwo Nisza prezentuje Gary’ ego w sposób mało oczywisty. Nakładem tej oficyny wydana została powieść „Czarodzieje” w przekładzie Reginy Gromackiej. Na okładce – praca Marii Ekier. Wenecka maska? Jak najbardziej, „Czarodzieje” to powieść o wenecjanach sprzedających iluzję.

Fosco ma już dawno za sobą historie, o których opowiada. Te lata dzieciństwa, dojrzewania, pierwszej miłości już przeżył. Teraz ma dwieście lat i z rozrzewnieniem opowiada historię o swoim dzieciństwie i dorastaniu, o ojcu, którego sława sięgała daleko poza granice kraju, o historii i Rosji Katarzyny II, o iluzji i archetypicznych ludzkich pragnieniach, wreszcie – o miłości żywej, tętniącej, niespełnionej. Dzieje się to wszystko na łamach raptem czterystu stronnicowej powieści. Gdyby słuchać tego monologu herbata zdążyłaby wystygnąć, ale emocje nadal by tętniły. Gary obdarza Fosca niebywałym darem opowiadania emocji i uczuć na przestrzeni czasu. Stary Fosco opowiada o swoim dzieciństwie i dorastaniu, opowiada o pierwszej i najważniejszej miłości, po której nie ma już nic. Opowiada o swoim ojcu, który spada z piedestału i z bohatera staje się godnym pożałowania desperatem. Opowiada o Rosji z czasów Katarzyny II, której kiszki regulowały rytm życia kraju i jego obywateli. Opowiada o czasach, w których żarzy się pragnienie śmiechu i niemożności jego naturalnego wydobycia. Opowiada o potrzebie oszukiwania, budowania iluzji aby stawić opór rzeczywistości. Czyni to wszystko z perspektywy potomka długiej linii mistrzów w szarlatańskich sztuczkach, którzy śmieją się, choć nie zawsze jest im wesoło, i dają śmiech, choć nie zawsze kąciki ust publiczności są w stanie unieść się do góry.

Dwustuletni Fosco opowiadający historię swojego dzieciństwa i dojrzewania bywa nostalgiczny i romantyczny do bólu, jednak ten zabieg nadaje narracji prawdziwość. W jaki inny sposób można oddać uczucie pierwszej, tragicznej miłości? Słowa zostały wytarte, zatraciły swoje znaczenie, ale pióro Garyego nadaje im nowy żar. „Czarodzieje” są powieścią wybitnie żywą, mieniącą się kolorowymi barwami, połyskującą blaskiem pożogi, przemykającą w półcieniu, kryjącą się za maską komedii del arte. Dwór czy wóz, który aktualnie pełni funkcję prywatnego teatru młodzieńczego pożądania i dramatów, rzucany jest po całej Rosji, pełnej wybojów i zmiennych wiatrów. Bohaterami są tu sam Fosco, dziedzic wyjątkowych genów, obdarzony jako dziecko wybitną wrażliwością i umiejętnością widzenia tego, co dla śmiertelników jest niedostrzegalne; Giuseppe Zaga, jego ojciec, równie mocno szanowany, jak i znienawidzony znachor i iluzjonista, który doskonale zdaje sobie sprawę z roli, jaką społeczeństwo mu przypisało – jest na przemian wybawcą i kozłem ofiarnym robiąc dokładnie to samo – dając nadzieję i bawiąc. Aby ta figura przybrała postać trójkąta, na scenę musi wkroczyć Teresina – młoda żona Giuseppa, obdarzona niezwykłym temperamentem i buńczucznym charakterem. Jej pojawienie się w życiu dojrzałego mężczyzny i młodego podlotka zmienia wszystko, a wraz z jej burzą rudych loków pojawia się iskra mogąca stopić największą pokrywę lodu.

Owa trójka wraz z oddanym służącym i aktorem tej komedii przemierza Rosję narażając się na szereg niebezpieczeństw, pozwalając swoim przygodom wybrzmieć w wymiarze nie tylko społecznym czy historycznym, ale też filozoficznym i egzystencjalnym.

Gary w „Czarodziejach” nie tylko budzi emocje i serwuje świetną rozrywkę czytelnikom – udowadnia, że literatura w swojej najprostszej, naiwnie szczerej postaci, nadal ma rację bytu.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także