8 stycznia 2015

O zgubnych skutkach naśladownictwa

Jeśli to ma być konkurencja dla Harry’ego Pottera, Rowling nie powinna nawet podnosić głowy ze swych laurów – Matt Hidalf odpada w przedbiegach każąc się zastanowić nad praktykami reklamowymi wydawnictw dla dzieci. 

„Matt Hidalf i błyskawica widmo”, autorstwa Francuza Christopha Mauri to pierwszy tom cyklu opowiadającego o chłopcu, który został uczniem magicznej szkoły. Oczywistym był fakt, że jedynym możliwym kierunkiem reklamy będzie „nowy Harry Potter”. Zresztą sam Mauri swojej fascynacji postacią małego czarodzieja nie ukrywa. Wcale mnie to nie dziwi, jako że sama jestem właśnie po ponownej lekturze wszystkich części cyklu. O ile w sieci czytałam sporo pozytywnych opinii na temat książki, uważam, że Matt nie ma nic wspólnego z Harrym. Na żadnym poziomie. Pozycjonowanie jej obok Pottera nieuchronnie prowokuje porównania, na tle których dzieło Mauriego wypada blado.

Mauri tworzy świat magicznego królestwa, o którym wiemy niewiele i nie zmienia się to przez większą część tomu. Postacie są płaskie, bez głębi, cech charakterystycznych, jakiegokolwiek rozwoju osobowościowego i często bez określonej roli w powieści. O większości kwestii dowiadujemy się z komentarza odautorskiego, bez żadnego potwierdzenia czy zaprzeczenia w działaniach samych bohaterów. Mauri odgrywa przed nami coś w rodzaju teatrzyku, animując kukiełki i opowiadając całą historię za nie. Najwyraźniej nie opanował sztuki brzuchomówstwa. Sam główny bohater to, ciekawym zrządzeniem losu, połączenie wszystkich negatywnych cech charakteru trójki głównych bohaterów cyklu Rowling. Jednocześnie przypomina nieco Artemisa Fowla z serii książek Eoina Coflera – tu też mamy aroganckiego, bogatego geniusza, który o tyle jednak przewyższa Hidalfa, że zdarzają mu się momenty samokrytycyzmu. Niewykluczone, że Mauri poprawi się w następnych tomach. Tymczasem odkładam Hidalfa na tylną półkę.
Jest to książka dla dzieci, a gust kształtuje się od najmłodszych lat. Ja jednak wolałabym, żeby moje dzieci, zamiast czytać Matta Hidalfa, obejrzały dobry film.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także