20 lipca 2015

Przeciw fikcji literackiej

Po wielkim sukcesie pierwszego tomu „Mojej walki”, oczekiwania co do drugiej części były jeszcze większe. Autobiograficzne przedsięwzięcie mimo swojej oczywistości i czytelności pozostaje rewolucyjne – tutaj życie zostaje bezpośrednio przełożone na literaturę. Projektu literackiego Knausgårda nie sposób zignorować.

Drugi tom „Mojej walki” jest bardziej stonowany i mniej brutalny. Wydaje się także, że stracił nieco ze swojej wyrazistości i dosadności. Ma na to niewątpliwie wpływ zmiana tematyki – pierwszy tom, który poświęcony był przede wszystkim historii ojca i walką z demonami przeszłości, wymagał dużo ostrzejszych środków wyrazu. Tym razem Karl Ove Knausgård relacjonuje codzienne życie w rodzinie z trójką dzieci, zakończenie pierwszego małżeństwa oraz nową miłość. Skrupulatność i drobiazgowość z jaką Knausgård opisywał brudny, zapuszczony dom zmarłego ojca alkoholika poświęcona jest teraz obrazom domowej rzeczywistości – zajmowaniu się dziećmi, sprzątaniu mieszkania, robieniu zakupów. Znikają mroczność i brutalność, które w dużej mierze świadczyły o artystycznym powodzeniu pierwszego tomu.

Pierwsza część wydawała się bezbłędna, druga wzbudza już wątpliwości. Nie da się ukryć, że pojawia się coraz więcej dłużyzn, a najdrobniejsze elementy codziennego życia pisarza nie zawsze są interesujące. Jak napisać ponad siedemset stron o zwykłości, by zachować cechy dzieła udanego i dojrzałego literacko? Pomysł Knausgårda powinien bronić się jako projekt literacki – Norweg uzyskuje to sprzeciwiając się powieściowej fikcji. Wypowiada koniec tworzenia zmyślonych fabuł, literatura otwiera się, jeszcze nigdy tak bezpośrednio, na autentyczne doświadczenie autora.

Kolejny raz zadziwia niebywała szczerość Knausgårda, który bez cienia wahania przedstawia siebie jako neurotycznego mężczyznę, mierzącego się z przytłaczającym poczuciem beznadziei oraz niewiary w swój talent i możliwości. W świadomości autora jest to historia porażek, większych i mniejszych niepowodzeń. „Moja walka” skierowana jest nie tylko przeciwko fikcji, lecz także przeciwko samemu Knausgårdowi, który z tą samą satysfakcją co masochistyczną skłonnością dokonuje publicznej autoanalizy. Jeszcze więcej niż w poprzednim tomie samooskarżeń i mocnego poczucia własnej niedoskonałości, zarówno na płaszczyźnie artystycznej, jak i życiowej. Nie znajdziemy tutaj marginesu przyzwoitości i psychicznych barier. Obecność autorskiego „ja” staje się jeszcze bardziej wyczuwalna – balansujący na granicy patosu i pretensjonalności Knausgård stąpa po naprawdę cienkiej granicy. Granicy, którą przekroczyć niezwykle łatwo, a co za tym idzie – sprowadzić cały autobiograficzny projekt do hiperbolicznych, a nawet gargantuicznych wyznań zapatrzonego w siebie, sfrustrowanego pisarza i mężczyzny.

Nie jest już pewne, czy Knausgård zgrabnie omija wszystkie pułapki narracji autobiograficznej. Coraz częściej pozwala sobie na tony skargi i egotycznego zafiksowania. Autoportret zdaje się być rozpisany między dwoma skrajnymi postawami: narcyzmem a niemal patologicznym samooskarżeniem. W tak obszernym tomie nie sposób też uniknąć przegadania. Pozostaje jednak ten sam zimny, nieco sterylny styl, który trzyma tę wielką emocjonalną rozpiętość w rozsądnych i dopuszczalnych literacko ramach.

Knausgård nieustannie poszerza tematykę uwolnioną od społecznego tabu. W pierwszym tomie bez przemilczeń pisał o alkoholizmie ojca, o trudnych relacjach z matką i bratem, w drugim portretuje drugą żonę Lindę, a także ujawnia szczegóły swojego życia rodzinnego. To, co wzbudziło największe kontrowersje w samej Skandynawii, to niezwykle szczere analizy doświadczenia bycia ojcem i zajmowania się domem. Tym razem widzimy Knausgårda jako ojca trójki dzieci, który opisom związanym z opieką nad córkami i synem poświęca coraz więcej miejsca. Coraz więcej także eseistycznych fragmentów i krytycznych analiz współczesnej Skandynawii. W drugim tomie Knausgård zmienia miejsce zamieszkania, z Norwegii przeprowadza się do Szwecji. Różnice mentalności to jeden z podstawowych tematów w czasie spotkań towarzyskich. Knausgårda niejednokrotnie zajmują sprawy, które są szczególnie kontrowersyjne i dyskusyjne – metody wychowywania dzieci, aborcja, podział domowych obowiązków. Zasada absolutnej szczerości pozwala na wypowiadanie nie zawsze akceptowanych społecznie opinii. Norweg jednocześnie funkcjonuje w naszym świecie i obnaża stan kultury i społeczeństwa.

Ważne miejsce w powieści zajmuje oczywiście sam projekt pisarski. Podobnie jak w pierwszym tomie nie do przecenienia są wyznania dotyczące samego tworzenia i ambicji napisania wybitnej powieści. Sporo tutaj relacji z nieudanych prób tworzenia fikcji i poszukiwania pomysłu na własną twórczość. Literatura dla Knausgårda to sprawa niezwykle poważna – cały swój projekt pisarski opiera przecież na ryzyku kompletnej, spektakularnej porażki. Norweg rzuca wyzwanie nie tylko czytelnikom, lecz także samemu sobie. Ustawia się w pozycji twórcy i równocześnie bezlitosnego krytyka. Niejednokrotnie snuje szersze refleksje na temat literatury modernistycznej (dołączając do tego ciekawe refleksje na temat czytanych lektur), a także przywołuje interesujące rozmowy o literaturze i życiu prowadzone z przyjaciółmi.

Knausgård zdaje się w równym stopniu tęsknić za dwoma swoimi największymi obsesjami – literaturą i życiem. Tworzenie wielkiej literatury to dla niego coś więcej niż kwestia ambicji. Poprzez słowa i opisywanie jeszcze mocniej chwyta się życia, wobec którego, jak mu się wydaje, cały czas pozostawał zewnętrzny i obcy. Pytanie, czy odtwarzając swoje życie jeden do jednego odnajduje swój czas utracony.

„Moja walka” to projekt niewątpliwie ambitny, który należy rozpatrywać nie tylko w skali dorobku jednego pisarza. Pomysł autobiograficznej, wielotomowej powieści zapełnia lukę w skromnej tradycji pisarstwa autobiograficznego w Skandynawii. Z kolei dla czytelników może stać się impulsem do dyskusji o granicach szczerości i ekshibicjonizmu w literaturze, a także do namysłu nad próbami osiągnięcia realizmu totalnego.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także