12 września 2014

Superbohater z browarem w łapie

Niedźwiedź to ksywa jednego z głównych bohaterów zasłużenie najsłynniejszej polskiej serii komiksowej ostatniego dwudziestopięciolecia. Za sprawą niedawno wydanego nakładem Kultury Gniewu albumu z jego przygodami możemy po raz kolejny wrócić na Osiedle Swoboda.

 

Na początku ustalmy, że status „Osiedla Swoboda” jest pewnikiem i komiks koniecznie trzeba znać. Nie ma sensu po raz kolejny czytać i pisać o tym samym. Po takim ustaleniu przejdźmy do „Niedźwiedzia” – album nie jest idealny, tak jak idealne nie było zresztą samo „Osiedle Swoboda”. Nie o ideał jednak chodzi. Jeśli należysz do osób, które lubią najważniejszy komiks Śledzia, czytając „Niedźwiedzia” będziesz się z zadowoleniem uśmiechać pod nosem.

 

Na album z krótkimi historiami z życia wiecznie zapitego hardkorowca o szlachetnym sercu składają się komiksy stare i nowe. Część ukazała się jeszcze w magazynie „Produkt”, który – jak wiedzą zainteresowani – nie wychodzi już od dawna, a część jest premierowa. Co zaskakujące, premierowe historyjki są fajniejsze niż te już znane.

 

Co się dzieje na kartach książeczki? Przecież wiadomo: piwo, bójki z dresiarnią i prawilniakami, wieczne nieróbstwo i dorywcze sposoby na załatanie dziury w kieszeni. Oraz liczenie bilonu w moim ulubionym shorcie zawartym w „Niedźwiedziu” i zatytułowanym „Kalkulator”. Interesująca jest też ostatnia historia, a to ze względu na to, że do realiów „Osiedla” Śledziu zaimportował całkiem współczesne wątki, pokazując tym samym pewne zjawisko. Owszem, na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych łatwo można było spotkać skina, ten jednak zwykle po prostu szukał okazji do użycia przemocy. Tutaj mamy już którąś z manifestacji wolnościowych, w której przeszkodziła grupa chcąca bić „lewaków”. Dostrzegałbym pewną niepokojącą różnicę.

 

Należy jeszcze podkreślić, że komiks nie jest narysowany przez Śledzia, który wystąpił tu jedynie w roli scenarzysty i masterminda. Wszystkie rysunki są autorstwa Kamila „Kurta” Kochańskiego, dobrze znanego starym czytelnikom „Produktu”. Wyróżnia tę szkołę wyraźna inspiracja komiksem amerykańskim wydawanym w Polsce w formacie kioskowych zeszytów i przetransponowanie właściwych im chwytów fabularnych i rysunkowych na polskie realia. U Kurta jest to chyba jeszcze wyraźniejsze niż u Śledzia. A przy tym – patrząc z dzisiejszej perspektywy – oryginalne.

 

Końcowa opinia? Rzecz raczej „dla fanów”. Przy czym zostanie fanem „Osiedla Swoboda”, jak już mówiłem, zalecam każdemu.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także