1 października 2014

W jak wolność

Komiks ze spoglądającą z okładki maską Guya Fawkesa zawiera jedną z najbardziej znanych serii w historii gatunku. Kolejna polska reedycja „V jak vendetta” to okazja, żeby się z nią zapoznać. 

Kiedy na początku lat osiemdziesiątych minionego wieku Alan Moore i David Lloyd – dziś prawdziwe ikony sztuki komiksowej – przystępowali do pracy nad „V jak vendetta” mieli mnóstwo założeń, które mogły pozwolić im stworzyć serię nowatorską i godną zapamiętania. Chcieli czerpać z historii rozgrywających się w latach trzydziestych, zamierzali stworzyć coś specyficznie brytyjskiego, nie zaś kopiować popularny rynek amerykański, wiedzieli, że sięgną po schemat antyutopii i mocno ponadziewają fabułę komiksu odniesieniami do dzieł kultury. Nie wiedzieli jednak, że uda im się stworzyć rzecz, która przetrwa tak długo, a wykorzystana przez nich maska Guya Fawkesa będzie po upływie trzydziestu lat znana nie tylko brytofilom za sprawą grupy Anonymous.

Seria Lloyda i Moore’a szybko zaczęła być czymś więcej niż kolejną historią o walce jednostki przeciw światu. Za sprawą enigmatycznego V. autorzy zdołali przemycić bardzo silny przekaz wolnościowy, który dziś wciąż nie wydaje się naiwny, a wręcz przeciwnie – jest żywy, czego dowodzą choćby wspomniani net-aktywiści. Stworzona przez nich spekulatywna historia totalitarnej Wielkiej Brytanii, powstałej po rozpoczętej pod koniec lat osiemdziesiątych wojnie nuklearnej, ma dziś nie mniej siły niż antyutopia Huxleya. Jest z pewnością najodpowiedniejsza do lektury parabolicznej, jak przystało na tego typu historie, ale rzeczywiście potrafi wytworzyć duże napięcie pomiędzy wyrazistymi symbolami wolności i zniewolenia.

Sprawa jest prosta – nadal świetnie się to czyta. Nie przypadkiem Alan Moore jest dziś bodajże pierwszą osobą, która kojarzy się przygodnym czytelnikom historii obrazkowych z dobrym komiksem. David Lloyd natomiast stworzył w „V jak vendetta” nową jakość, umieszczając historię fikcyjnego totalitaryzmu w estetyce noir. Klasyk w kategorii „lektura trzymająca w napięciu”, dyskretny urok kontrkulturowej subwersji oraz kilka ważnych rzeczy powiedzianych w jednym zbiorowym wydaniu serii. Owszem, kanon.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także