18 lipca 2014

Demony wojny

Kiedy najlepiej pisać książkę o czymś, co dzieje się tu i teraz? Rzucać się w wir gorących wydarzeń, być jak najbardziej na bieżąco, co przypomina przecież walkę z wiatrakami, czy też pozwolić nabrać dystansu do faktów i starać się ukazać jak najszerszą perspektywę i jak najbardziej wnikliwą analizę, ryzykując utratę aktualności?

 

Wydaje się, że nie ma dobrej odpowiedzi na te pytania – każdy reporter posiada z pewnością własny pogląd na tę kwestię. Być może jednak warto w takiej sytuacji zwolnić, by w nadmiernym pośpiechu nie zgubić sensu tego, co opisujemy. Anthony Shadid wydał swoją książkę “Nadciąga noc” (a właściwie zbiór reportaży z lat 1998-2004) w 2005 roku – czyli miał pewien dystans, choć niezbyt daleki od opisywanych wydarzeń. Saddam Husajn co prawda jeszcze żył, lecz zmiany przetaczały się już przez Irak, niektóre zatrważające. Polska wersja ukazała się (i chwała za to Czarnemu), ale dopiero po kolejnych dziewięciu latach. Dość długi czas jak na wydanie dwukrotnego zdobywcy Pulitzera. Ale nie ma co narzekać – grunt, że książka się pojawiła. Właściwie ta przerwa ma też pewien pozytywny efekt – większy dystans pozwala dokładniej zweryfikować tezy, które Shadid stawiał w swoich tekstach.

 

Shadid, Amerykanin irackiego pochodzenia, w ogarniętym wojną Iraku funkcjonował na nieco innych zasadach niż przeciętny reporter wojenny. Nie trzymał się kurczowo osłony wojska, lecz spotykał się z ludźmi w ich codziennym otoczeniu: w sklepach, na ulicach, w ich domach, które zmieniły się w śmiertelne pułapki podczas bombardowań. Obserwował zmianę nastrojów, kalejdoskop uczuć irackiego społeczeństwa, nieuchronnie dążącego ku radykalizacji. Duży udział w tym miała nieudolna amerykańska polityka wobec okupowanego kraju. Właśnie ona winna była odwróceniu się umiarkowanej części społeczeństwa od Zachodu – zwykli ludzie nie rozumieli, dlaczego po upadku Saddama wciąż traktowani są jak terroryści. Shadid ten tragiczny konflikt między zwykłymi ludźmi a machiną polityczną portretował bez zajmowania zdecydowanego stanowiska, choć widać, że los irackiego społeczeństwa leżał mu na sercu.

 

Podziwu godna były też determinacja reportera i jego mobilność, wydaje się bowiem, że był on w stanie dotrzeć w każde miejsce, gdzie dzieje się akurat coś ważnego, bez względu na koszty i zagrożenie. Rozmawiał z rodziną zamachowca-samobójcy, pojawiał się w miejscach zamachów, zanim pył zdążył opaść, a krew wyschnąć. Nie bał się wyjść na patrol z żołnierzami amerykańskiej armii i zapuszczać w najgorsze zaułki okupowanego Bagdadu. Poświęcenie miało swoją cenę – Shadid zginął w 2012 roku w Syrii. To, co po nim zostało, będzie jednak żyło długo.