3 stycznia 2013

Etgar Keret – wywiad

„Nie potrafię zająć takiej pozycji, z której mógłbym edukować czy prowadzić swoich czytelników” – mówi Etgar Keret. Izraelski pisarz, zamieszkujący także najmniejsze w Polsce lokum, opowiada o swych literackich mistrzach, pisarskim rozwoju, ostatnim zbiorze opowiadań i o tym, kto w jego oczach jest prawdziwym bohaterem.

 

W swoich opowiadaniach najczęściej wszystko sprowadza pan do absurdu, wszędzie dostrzega groteskę. Czy to bardziej literacki chwyt, czy też sposób, w jaki postrzega pan świat?

To sposób, w który postrzegam świat. Myślę, że świat sam w sobie jest bardzo absurdalny i groteskowy. Szczególnie to widać w Izraelu, i ogółem na Bliskim Wschodzie. Kiedy piszę, nie staram się o jakiś poetycki efekt. Staram się raczej oddać wrażenia, które we mnie ten kraj wyzwala. Próbuję przedstawić swoje emocjonalne doświadczenia.

 

Posiada pan niezwykłą łatwość wymyślania historii. Ludzie Wschodu (czy to ci z bałkańskich kawiarni, czy z tureckich herbaciarni) kochają opowieści, kultywują tradycję oralną. Skąd bierze się ta silna potrzeba opowiadania na Wschodzie?

Myślę, że ta potrzeba jest uniwersalna, choć rzeczywiście na Wschodzie tradycja literatury oralnej przetrwała w większym stopniu niż gdzie indziej. Ale sama potrzeba opowiadania jest w każdym. Spotykanie przyjaciela w autobusie czy na ulicy zawsze jest pretekstem do opowiedzenia historii, nawet jeśli nie nazywamy ich opowiadaniami ani nie postrzegamy jako fikcji. Myślę więc, że nie jest to jakieś specyficznie wschodnie zjawisko.

 

A skąd ta potrzeba w panu? Czy wynika ona z konieczności uporania się z grozą świata, z okropieństwami codzienności, które maskowane są z pomocą groteski, makabry, absurdu, czy raczej bierze się ona z pragnienia opisania życia w jego różnorodności?

Istnieje wiele powodów opowiadania historii. Czasem ta potrzeba wypływa z samotności, innym razem – jak w zamykającym zbiór „Nagle pukanie do drzwi” opowiadaniu – jest to sposób, by chronić tych, których się kocha. Myślę, że opowiadanie może pełnić wiele funkcji. Ja zacząłem pisać po to, by samemu sobie wyjaśniać pewne zdarzenia, po to, by nabrały one dla mnie sensu. Jeśli szedłbym ulicą i zobaczył, jak dziewczyna uderzyła chłopaka w twarz, nie mógłbym zaakceptować tego tak po prostu. Chciałbym wiedzieć, dlaczego to się stało. Opowiadanie jest jak ręcznik w „Autostopem przez Galaktykę”: może być wykorzystane na bardzo wiele sposobów.

 

 

 

Czy proza jest dla pana formą azylu przed tym, co dotknęło pańskich rodaków w czasie II wojny światowej i przed tym, co może się stać w Izraelu w każdej chwili? Czy czuje pan potrzebę izolacji od tego?

Nie sądzę, żeby to była izolacja. To raczej, jak już wspomniałem, próba nadania sensu rzeczom, które go pozornie nie mają, próba zrozumienia ich. To także próba zrozumienia innych ludzi i myślę, że bezpieczniej to robić poprzez literaturę niż w rzeczywistości. Literatura jest dobrym miejscem, by radzić sobie z emocjami i bodźcami. To bezpieczne środowisko, w którym można wszystko przećwiczyć i sprawdzić co się może wydarzyć.

 

Większość postaci z tych, które zaludniają pańskie opowiadania, to dziwacy albo wykolejeńcy. Czy uważa pan, że w każdym jest trochę szaleństwa, że każdy z nas ma swoje mroczne historie, w każdym jest możliwość szaleństwa?

W pewnym sensie każdy jest szalony i każdy musi radzić sobie jakoś w społeczeństwie, przystosować się do otoczenia. W moich oczach prawdziwymi bohaterami są ci, którzy nie chcą się przystosować. Jeśli ktoś zachowuje się zgodnie z regułami i przykładowo zostaje bankierem, by zarabiać wielkie pieniądze, to być może odnosi sukces w swojej dziedzinie, ale nie sądzę, żeby odniósł sukces w tej dziwnej dyscyplinie, którą nazywamy życiem, nie sądzę, by żył jego pełnią.

 

Pańska proza przywodzi na myśl opowiadania Rolanda Topora i, choć z zupełnie innych powodów, powieści Chucka Palahniuka. Z tym drugim łączy pana przede wszystkim, to, że nie ma czegoś, o czym nie mógłby pan napisać. Czy jest ktoś, kogo nazwałby pan swoim literackim mistrzem?

Kiedy zaczynałem pisać, największy wpływ na mnie wywierali Franz Kafka i Kurt Vonnegut. Od Kafki nauczyłem się tego, że pisarz to niekoniecznie ktoś, kto zna odpowiedzi, ale potrafi za to postawić ciekawe pytania. Gdy czyta się np. Dickensa czy Dostojewskiego, ma się wrażenie, że pisarz ciągle sprawuję kontrolę nad wszystkim. Kafka tę kontrolę traci. Jego lęk zostaje w czytelniku. Vonnegut nauczył mnie, że humor może stać się bronią w rękach słabszych, tych, którzy krytykują system. Obydwu przeczytałem, kiedy byłem w wojsku i to oni sprawili, że zacząłem pisać.

 

Czy istnieje dla pana jakieś literackie tabu, granica, której nigdy pan nie przekroczy?

Jeśli jesteś szczery i twoim celem nie jest skandal, to nie powinno być żadnego tabu. Kiedy manipulujesz, prowokujesz dla samej prowokacji, jesteś nieuczciwy. Ale w innym wypadku nie powinno być granic.

 

W tytułowym opowiadaniu ze zbioru „Nagle pukanie do drzwi” można wyczuć pewną ironię wobec Amosa Oza i Dawida Grosmana, coś, co u nas określono by jako sprzeciw wobec „brązownictwa” czy – innymi słowy – do wsłuchiwania się w pisarzy jak w wyrocznię. Jaki jest pana stosunek do wielkich mistrzów izraelskiej literatury?

Najpierw muszę powiedzieć, że bardzo cenię Amosa Oza. Są dwa modele pisarzy: wyrocznie, mędrcy, którymi w dużym stopniu są właśnie Oz i Grossman, a także pisarze, którzy nie znają odpowiedzi i chcą dzielić się swymi pytaniami albo wątpliwościami, jak Kafka, Szalom Alejchem, Isaac Bashevis Singer. Myślę, że należę do tej drugiej tradycji. To nie jest jakiś estetyczny wybór, po prostu nie potrafię zająć takiej pozycji, z której mógłbym edukować czy prowadzić swoich czytelników. Mogę tylko przekazać swoje lęki i brak wiedzy. Więc w opowiadaniu, o które pan spytał, nie chciałem ironizować, chciałem raczej pokazać, że się od nich różnię.

 

„Nagle pukanie do drzwi” to świetny zbiór opowiadań, potrafi pan wciąż zaskakiwać i wydaje się, że nigdy nie brak panu pomysłów. Nie chciałby pan napisać kiedyś wielkiej powieści, swoich „Buddenbrooków” czy czegoś w tym rodzaju?

Nie stoi za tym żadna ideologia. Gdybym mógł napisać wielką powieść, zrobiłbym to. Myślę jednak, że moja proza się zmieniła. Wyjaśnię to na prostym przykładzie: przez całe życie pisałem opowiadania o relacjach dzieci z rodzicami, zawsze z perspektywy dzieci. W tej książce po raz pierwszy przyglądam się temu problemowi z perspektywy rodzica, ponieważ teraz nim już jestem i to zmieniło mój sposób postrzegania świata. Myślę więc, że w ramach tej krótkiej formy ciągle się rozwijam.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także