Można odbywać podróże sentymentalne. Można podróżować dookoła świata, na księżyc i jeszcze dalej lub zanurzyć się w 200 mil podmorskiej żeglugi. Można być Guliwerem, Robinsonem, przemierzać glob w siedmiomilowych butach. Można zrobić to wszystko, mając książki za przewodnika. Oto nasze propozycje wakacyjnych „destynacji”. Czekamy na pocztówki z Londynu, Moskwy i Paryża!
Tak zdaje się nam uporczywie powtarzać Andrzej Żuławski, bezwzględnie najbardziej demoniczny reżyser w historii polskiego kina, twórca wybitny i spełniony, choć wiecznie nienasycony.
Pamiętacie swój pierwszy kontakt z Depeche Mode? Ja pamiętam. Usłyszałem ich w 1983 roku w koncercie życzeń. Spiker zapowiedział trzy piosenki młodego, angielskiego zespołu w polskiej wersji: "Zmieniający się krajobraz", "Powiedziałem ci" oraz "I wtedy". Mówił na tyle długo, że udało mi się nastawić magnetofon Kapral, podłączony do monofonicznego radia Taraban. To był mój zestaw Hi-fi epoki Jaruzelskiego, a od brzmienia mury runęły w głowie, jak w piosence Kaczmarskiego. Płyta nazywała się "Construction Time Again".
Bydgoszcz, początek lat dziewięćdziesiątych. Lokalna redakcja „Gazety Wyborczej” przyznawała nagrody za osiągnięcia roku. Pierwszy do mikrofonu podszedł Tomasz Gollob. Miał wtedy dziewiętnaście lat:
– Nie muszę się przedstawiać – wypalił. – Mnie tu wszyscy znają.
Za nim stał drugi laureat:
– A ja się w przeciwieństwie do pana żużlowca przedstawię. Nazywam się Krzysztof Kieślowski i jestem reżyserem.
Jesteśmy specjalistami w sprawach Rosji. Wszystko już o niej wiemy, mamy w głowach jej obraz, nie chcemy go zmieniać. Nie musimy patrzeć w tamtą stronę i nie patrzymy.