Recenzja
Szyfr do sejfu
Tajemnicze zaginięcie szyfranta, samobójstwo generała, zamach na ambasadora, zagadkowa śmierć znanego prawnika – z tych, krzykliwych niczym gazetowe nagłówki, elementów utkał swoją debiutancką powieść znany dziennikarz Tomasz Sekielski. Szczęśliwie nie ma ona wiele wspólnego z literackim tabloidem.
„Sejf” to historia dziennikarza telewizyjnego Artura Solskiego i prowincjonalnego inspektora policji – Waldemara Darskiego, których losy splatają się nagle, gdy w podlaskim jeziorze odnalezione zostają trudne do zidentyfikowania zwłoki. Sprawa, na której trop wpadają główni bohaterowie, sięga samych szczytów władzy, a nawet przekracza granice Polski. Trop wiedzie m.in. do Iraku, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach ginie jeden z żołnierzy polskiej misji.
Tomaszowi Sekielskiemu trudno odmówić sprawności pisarskiej – akcja toczy się wartko i trzyma w napięciu jak na dobrze skomponowany thriller z gatunku political fiction przystało. Autor umiejętnie operuje schematem fabularnym, a przede wszystkim umiejętnie dawkuje napięcie. Sprawność Sekielskiego widać szczególnie na początku poszczególnych rozdziałów, z których prawie każdy naświetla historię z punktu widzenia innego jej uczestnika. Filmowa mnogość ujęć pomaga odnaleźć się czytelnikowi w zawiłej intrydze i pełniej zrozumieć motywacje bohaterów. Widać tutaj zalążek indywidualnego stylu, którego szczęśliwie nie zagłuszyły tak częste w przypadku debiutów odwołania do klasyków gatunku i nazbyt czytelne inspiracje. Sekielskiemu udało się uniknąć pokusy „amerykanizacji” polskiej rzeczywistości. Dzięki temu znajdziemy w „Sejfie” m.in. ciekawe fragmenty dotyczące szeptuch z Podlasia.
Do niewątpliwych atutów „Sejfu” należą z pewnością sylwetki głównych bohaterów – nakreślonych grubą kreską mężczyzn z krwi i kości, pełnych wad i niosących ze sobą spory bagaż życiowych doświadczeń. To ciekawe i złożone portrety, których nie znajdziemy np. w kręconych w ostatnich latach w Polsce serialach kryminalnych. Szczególnie ciekawa i złożona jest postać dziennikarza – Artura Solskiego. Za jego pośrednictwem autor, niby mimochodem, wrzuca kamyczek do swojego ogródka, odmalowując karykaturalny obraz środowiska, które bardzo dobrze zna.
Czy jest test w tej powieści jakiś element, z którym autor sobie nie poradził? Gdy historia zmierza już do rozwiązania, kilkakrotnie i dość łopatologicznie wykłada on kolejność zdarzeń, jakby nie do końca wierzył w naszą umiejętność zrozumienia tekstu pisanego. Całość ratuje jednak pojawiający się w tym samym czasie element suspensu, związany z jednym z głównych bohaterów. W obliczu ciekawie rozwiązanego zakończenia fabularne powtórzenia można autorowi wybaczyć. Inny element, z którym czytelnik może mieć problem, to odciągająca uwagę od akcji świadomość, że powieść napisana została przez kogoś, kto w rzeczywistości mógł mieć styczność z wydarzeniami bliskimi tym powieściowym. Sekielski wykorzystuje ten efekt, operując sugestywnymi, fikcyjnymi, ale nasuwającymi pewne skojarzenia nazwami partii, instytucji, stacji telewizyjnych etc. W ten sposób, mimo iż między wierszami krytykuje tabloidyzację mediów, sam w istocie podsyca tabloidową ciekawość swoich czytelników.
Jednak nawet w tabloidzie, w którym na pierwszej stronie znajdziemy krzykliwy nagłówek „Tajemnicze zaginięcie polskiego szyfranta”, gdzieś na ostatniej stronie w małej kolumnie poświęconej nowościom wydawniczym powinno się znaleźć miejsce na informację o udanym debiucie Tomasza Sekielskiego.
Patrycja Kaleta