Czytam o „najcieplejszym lutym” jeszcze cieplejszego drugiego lutego 2020 roku i wiem, że za oknem domu w Szalejowie zakwita czosnek niedźwiedzi, a za moim na razie ranniki. I podoba mi się, że tak wiele książek albo ich fragmentów odbija się w tej prozie, i najlepsze w tym jest to, że są to również moje ulubione książki. Obok tego bohater ma jakieś przygody, ociera się o ludzi i zwierzęta, powiedzmy – o sąsiednie istoty, które na długo pozostają w nim, w jego sercu. Bo wyobraźcie sobie, że ma serce i nie waha się go używać, w tym wszechogarniającym strachu mówić o miłości, czekać na nią, afirmować. I podoba mi się, że jestem u siebie, ale nie tylko w literaturze, lecz na konkretnej ziemi, po której chodzę i która oddzwania mi od dołu, szepcze, jak to ujęła Olga Tokarczuk. Ale nie tylko jej szepcze. Maćkowi Bobuli szepcze, że hej! A to, co wyszeptane, jest natychmiast literacko obrabiane. Pewne, że z czułością. U nas, na ziemi kłodzkiej, nie da się inaczej. I na koniec powiem, że nie jestem członkiem Koła Miłośników Szalejowa, lecz po lekturze tej prozy właściwie zaczynam nim być.
Karol Maliszewski