18 marca 2013

Philip Roth – nieczynny do odwołania

Philip Roth jest prawdopodobnie najwybitniejszym żyjącym pisarzem w USA. Nie wiadomo tylko, czy nadal wypada mówić o nim w czasie teraźniejszym. Prozaik umarł dla świata literackiego w listopadzie ubiegłego roku, do odwołania. Stwierdził, że jest już zmęczony pisaniem w ogóle, a tworzeniem fikcji w szczególności. Przyznał też, że jego zainteresowania intelektualne kierują się raczej ku literaturze historycznej. Roth zakończył błyskotliwą karierę, okraszoną 31 powieściami. Ostatnia z nich – „Nemezis” – pochodzi z 2010 roku. 19 marca emerytowany pisarz świętować będzie 80 urodziny.

 

 

„Ostatnio postanowiłem przeczytać wszystko, co napisałem, zaczynając od końca, od »Nemezis«. Chciałem przekonać się, czy nie zmarnowałem życia na pisanie” – powiedział Roth w listopadowej rozmowie z magazynem „Les inRocks”. Jeśli spojrzeć na same wyróżnienia, jakimi obsypywano go w ciągu kariery, trudno takie przypuszczenia traktować serio. Roth dwukrotnie otrzymał nagrodę Pulitzera, ponadto Nagrodę Kafki, National Book Award, Nagrodę Księcia Asturii czy PEN/Faulkner Prize. Od lat wymieniany jest jako największa amerykańska nadzieja na literackiego Nobla. Co roku jest mocnym kandydatem, co roku odchodzi z niczym. Amerykańska obsesja na punkcie autora „Kompleksu Portnoya” opiera się na tym, że od dawna Stany Zjednoczone nie miały tak doskonałego kronikarza dziejów ich pogmatwanego społeczeństwa. Roth jest literackim odpowiednikiem Woody’ego Allena czy Martina Scorsese, z tym, że jego wzrok skierowany jest na drugą stronę rzeki Hudson – ku przedmieściom, New Jersey.

 

„Piszę fikcję, a potem słyszę, że to autobiografia. Piszę autobiografię i słyszę, że to fikcja” – skarży się porte parole autora w „Oszustwie”. Nie da się łatwo oddzielić Rotha od jego dzieła. Pisarz koncentruje się na środowisku amerykańskich Żydów, zamieszkujących przedmieścia wielkich miast. Bohater rothowski to najczęściej amerykański Żyd w średnim wieku, który nie potrafi poradzić sobie z rozziewem we własnym wnętrzu – nie wie, jak powinien zachować się względem tradycji swoich przodków. Jest nowoczesnym Amerykaninem, kochającym uciechy życia, ale jest też Żydem, obciążonym historią, językiem, religią. Roth eksperymentował też z własną ojczyzną: w „Spisku przeciwko Ameryce” nakreślił wizję kraju, którego prezydentem został bohater narodowy, pilot Charles Lindbergh. W Wersji Rotha, prezydent dogaduje się z Hitlerem, wprowadzając Stany na drogę antysemityzmu. Prozaik częściej opowiadał jednak o wydarzeniach zupełnie historycznych: wojnach w Korei i Wietnamie (odpowiednio „Wzburzenie”, „Amerykańska sielanka”) czy amerykańskim „polowaniu na czarownice”: komunistów, pacyfistów i homoseksualistów ery mccartyzmu („Wyszłam za komunistę”).

 

Philip Milton Roth urodził się 19 marca 1933 roku w Newark w stanie New Jersey, w rodzinie żydowskich emigrantów. Po wypełnieniu szkolnych obowiązków, rozpoczął studia na University of Chicago, gdzie poznał innego giganta amerykańskiej prozy, Saula Bellowa, a także swoją późniejszą małżonkę. Dyplom otrzymał w 1955 r., stając się certyfikowanym specjalistą od literatury angielskiej. Prowadził w Chicago kursy kreatywnego pisania, a wkrótce przyszedł czas na debiut – książka „Goodbye, Columbus” składała się z kilku opowiadań, w których już zaznaczał się charakterystyczny sznyt pisarstwa Rotha. Opowiadał o bankructwie „amerykańskiego snu” – Stany w jego wizji to kraj, owszem, niezwykłych możliwości, który jednakże nie przypomina mitycznej „ziemi obiecanej”. Bliżej mu do szpitala psychiatrycznego. Miejskie neurozy, niemożliwość bliskości i silne jej pragnienie, kłopoty z tożsamością seksualną, religijną, zawodową. Silny wpływ na – nieco przygnębiający jednak – charakter jego powieści miała, zdaniem niektórych krytyków, tragiczna śmierć jego żony, Margaret Martinson, w wypadku samochodowym w 1968 r. W swoich utworach często przywoływał postać zmarłej żony, inspirując się wspomnieniem Margaret przy konstruowaniu niektórych postaci kobiecych.

 

Debiut przyjęto co najmniej ciepło. W 1960 r. „Goodbye, Columbus” nagrodzono prestiżową National Book Award. Jednak na sukces ogólnokrajowy prozaik musiał poczekać jeszcze dziewięć lat. W 1969 r. na półki amerykańskich księgarń trafił „Kompleks Portnoya” – najsławniejsza powieść Rotha. Książka ta jest monologiem Alexandra Portnoya, wygłaszanym przed psychoanalitykiem. „Portnoy” to trochę Roth w miniaturze: wykorzystane są chyba wszystkie ulubione tematy pisarza: żydowskość, amerykańskość, seksualność, masturbacja, tradycja. Całości dopełnia niezwykłe poczucie humoru Rotha. Książka z dnia na dzień zmieniła autora w gwiazdę literatury, niemal celebrytę.

 

Pisarz nie próżnował i przełom lat 70 i 80, poświęcił na spisywanie tzw. „sagi Zuckermana”, której bohater był niebezpiecznie podobny do swego twórcy. Choć akurat książeczki z zuckermanowskiej serii dziś wydają się wypadać najsłabiej na tle całego dorobku autora „Dziedzictwa”, pomogły one w ugruntowaniu pozycji Rotha na amerykańskim rynku książkowym.

 

W 2006 r. został jedynym pisarzem, który trzykrotnie zdobył PEN/Faulkner Award. Ostatnie wyróżnienie otrzymał za powieść „Everyman”, w której mierzy się ze starzeniem się i niezgodą na umieranie. Trzy lata później, w wywiadzie przeprowadzonym przez Tinę Brown, Roth zwierzał się z obaw dotyczących przyszłości słowa pisanego: „Myślę, że książki będą czytane przez bardzo wąskie grono. Książki zawsze przegrywały z różnymi ekranami: kiedyś były to ekrany kinowe, potem telewizyjne, teraz ekrany komputerów” – mówił. „Czytanie powieści wymaga koncentracji i poświęcenia czasu. Jeśli przeczytałeś powieść w dwa tygodnie, to tak jakbyś jej wcale nie przeczytał”.

W 2010 r. ukazała się „Nemezis”, zamykająca cykl krótkich powieści (wcześniejsze to „Everyman”, „Upokorzenie” i „Wzburzenie). I Roth zamilkł. Aż do wywiadu, w którym ogłosił, że milczeć zamierza już do końca. Z pisarzem nie będzie raczej tak, jak z niektórymi „dinozaurami” rockowymi, zespołami, które swoją pożegnalną trasę koncertową ogłaszają od dwudziestu lat, ostatecznie i tak wracając na scenę, tym razem już „naprawdę” po raz ostatni. Na dzień dzisiejszy Roth nie pozostawia złudzeń: „Poświęciłem życie pisaniu – studiowałem, nauczałem, pisałem, czytałem. Szczerze powiedziawszy, mam zwyczajnie dosyć”.

 

„Joe Louis umierając podobno powiedział: zrobiłem co mogłem, najlepiej jak mogłem. Miałem takie poczucie, gdy przeczytałem moje powieści” – powiedział Roth w listopadzie, przypominając słowa pięściarskiego mistrza świata wagi ciężkiej. Analogia wydaje się trafiona, ponieważ Roth sam jest autorem wagi ciężkiej. W ankiecie magazynu „Vulture”, grono trzydziestu artystów (m.in. Salman Rushdie, James Franco i Nell Freudenberger) obwołało go najwybitniejszym żyjącym pisarzem Ameryki. Czy zasługuje na Nagrodę Nobla? 97 proc. ankietowanych uznało, że jak najbardziej. Jaki jest jego ulubiony temat? 43 proc. stwierdziło, że on sam. Wyjątkowość Rotha polega między innymi na tym, że zagłębiając się w siebie, dłubiąc w intymności, potrafił niezwykle opisać zewnętrzność, pokazać obraz Ameryki, dając swoim czytelnikom coś ponad własne ego, coś, do czego mogą się odnieść. I pewnie będą się odnosić przez wiele dekad, bowiem pisarzy tej miary w XX wieku w USA było ledwie kilku.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także