Recenzja
Ciągoty Mankella
Prawdopodobnie nie ja jedna wpadłam w pułapkę. Nazwisko Mankell włącza przyciski – kryminał, zimno, Skandynawia, zgorzkniały policjant, wciągająca akcja. A „Wspomnienia brudnego anioła” to powieść obyczajowa, wszyscy się pocą, Afryka, główna bohaterka to przypadkowa burdelmama, a zamiast ciekawej akcji dostajemy zwyczajną nudę.
Pomysł na książkę Mankellowi podsunął znajomy, który w archiwach Maputo, stolicy Mozambiku, natrafił na informację z przełomu wieków o Szwedce płacącej najwyższe podatki w kraju, a mianowicie od przychodów z domu publicznego. Kobieta zjawiła się nie wiadomo skąd, a po kilku latach zniknęła bez śladu. Znany z afrykańskich ciągot i fascynacji Mankell na podstawie tego ułamka historii napisał powieść dla kobiet o perypetiach wrażliwej blondynki na Czarnym Lądzie.
Książka zaczyna się dość ciekawie. Młoda Szwedka z ubogiej rodziny zbiegiem okoliczności zostaje kucharką na statku płynącym do Australii. W czasie podróży wychodzi za mąż za oficera, ten wkrótce umiera, a zrozpaczona wdowa ucieka ze statku w najbliższym porcie Lourenço Marques, czyli dzisiejszym Maputo. Po początkowych kłopotach pochyla się nad nią fortuna, ponownie wychodzi za mąż, znów szybko wdowieje, a w spadku dostaje najprężniejszy lokalny biznes – szykowny dom publiczny obsługujący lepszą klientelę. I tutaj Mankell wciska hamulec. Powieść, na początku zapowiadająca się na ciekawą historię z kolonialnym tłem, zmienia się w nudnawą relację z codzienności bogatej białej kobiety w Afryce. Przewracałam kolejne strony z niedowierzaniem. W książce nie ma właściwie akcji, ani przewodniej linii fabularnej, składa się głównie z obrazków i scen pokazujących niedolę tubylców uciskanych przez złych kolonialistów. Bohaterka buntuje się (w wyjątkowo irracjonalny i bezsensowny sposób) przeciwko rasizmowi i nieustannie przeżywa wewnętrzne rozterki, które skrupulatnie zapisuje w pamiętniku. Razi ją zachowanie białych, ale nieudolnie pomagając czarnym, ściąga jedynie kłopoty na nich i na siebie. Historia kończy się sentymentalnie, bohaterka poddaje się przypadkowi i po raz kolejny pozwala okolicznościom decydować za nią.
„Wspomnienia brudnego anioła” czytałam z nadzieją do ostatnich stron. Niestety, zakończenie, równie prawdopodobne jak śnieżyca w Mozambiku, nie zmieniło mojego zdania o tej powieści. Może i Mankell ma dość kryminałów i poszukuje nowych form wyrazu, ale poprawna politycznie opowieść o walczącej z rasizmem blond burdelmamie to ślepy zaułek.