19 listopada 2013

Bestsellery – listopad 2013

Czołówka listopadowej listy bestsellerów pokazuje różnorodność polskiej literatury w pełnej krasie, a jednocześnie jej czytelniczą siłę, bo nasi autorzy nie dopuścili na podium najnowszej powieści Dana Browna, a przecież na całym świecie jego „Inferno” od razu wspięło się na szczyty. My jednak chętniej czytamy swoje.

header - besty 1811

Ogromny sukces komercyjny najnowszej powieści Wiesława Myśliwskiego wcale nie jest zaskoczeniem, wszak i każda z poprzednich książek autora „Nagiego sadu” znajdowała uznanie nie tylko w oczach krytyków. Przenikliwa, rozrachunkowa proza, tak gęsta w ważne zdania, że wypisami cytatów można zapisać osobny zeszyt. Weźmy te trzy o losie: „Los nie jest nam bowiem dany z tytułu urodzenia, dane jest nam tylko życie. Los natomiast to zdolność wyobrażenia sobie naszego życia w wymiarach przeznaczenia”. „Los nadaje kształt istnieniu człowieka, tylko los nas potwierdza. Naturalnie jeśli stać nas na los. Życie jest zaledwie materiałem na los…”. „Los jest czymś w rodzaju układu z życiem, można rzec, to kontrakt z samym sobą, tylko że wymaga odwagi wobec siebie”. I jeszcze: „Cały bieg ludzkiego życia zmierza przecież od oczywistości do oczywistości, tym bardziej więc wymaga nieustannych zdziwień i nieustannej niewiary, bo to głównie w oczywistościach kryje się najgłębsza prawda o nas”. Można powiedzieć, że Myśliwski od lat rozpisuje „los” na części pierwsze, nieodmiennie odkrywając coś. Tego typu refleksji we współczesnej literaturze coraz częściej brakuje. Myśliwski każe nam się zatrzymać i zastanowić… także nad własnym losem, bo w jego bohaterach znajdziemy też część siebie.

 

Drugie miejsce na listopadowej liście mistrza czarnego kryminału, który rozpoczyna kolejny cykl opowieści retro, również nie jest zaskoczeniem. Marek Krajewski to może nie jest lektura do poduszki, bo liczne sceny przemocy mogą spowodować bezsenność, ale jak mało kto potrafi stworzyć niezwykłą atmosferę, która pochłania czytelnika bez reszty. Za swojego mistrza Krajewski uważa Raymonda Chandlera, choć mam wrażenie, że autora „Żegnaj laleczko” dawno zostawił w tyle. Krajewski używa starych dekoracji, ale w tej prozie nie ma nic anachronicznego, przeciwnie, manifestuje lęki współczesnego człowieka.

 

O ile Krajewskiego możemy nazwać polskim Chandlerem, o tyle zmarła w październiku Joanna Chmielewska była być może polską Agatha Christie, z tą poprawką, że polski humor jednak różni się od angielskiego. Recepta Chmielewskiej na pisarski sukces przedstawiała się następująco: „Najważniejsza jest znajomość języka – począwszy od gramatyki, przez literaturę, na regionalizmach kończąc. Trzeba też dobrze znać temat, o którym się pisze. Mam poczucie humoru, nie potrafię jednak przedstawić jednej recepty. Mnie to jakoś samo przychodzi”.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także