20 listopada 2015

20,88 – felieton

Był taki dowcip: „Co kupić Stefanowi na urodziny? Może książkę? Nie, książkę już ma…”.

Okazuje się, że choć statystyczny Polak też książkę już ma, to w zeszłym roku kupił sobie kolejną książkę. W ubiegłym roku statystyczny Polak wydał na książki niebagatelną kwotę 20,88 zł – a to jest jedna cała książka, nawet z kosztami wysyłki. Wychodzi więc na to, że Polak ma już w domu piętnaście książek, bo przecież w badaniach wcześniejszych o rok wyszło, że ma ich – średnio – czternaście. Chyba że przez ten rok którąś ze swoich dotychczasowych czternastu książek zgubił albo sprzedał. No tak, prawdopodobnie sprzedał innemu Polakowi… Za 20,88 zresztą. PKB tym samym rośnie. Księgozbiory zaś utrzymują się na stałym poziomie. Jednak nadal czternaście.

Ja tych regularnie ukazujących się wyników badań nie czytam, unikam ich, wypieram to, co się z nich wyłania. Jest to jednak dla mnie dość przykre i przerażające z racji wykonywanego zawodu. Wyobraźmy sobie szewca, który regularnie natrafia na nagłówki typu: „Dziesięć milionów Polaków poza kulturą obuwia”, „50% Polaków nie miało w zeszłym roku na nogach ani jednego buta”, „Statystyczny Polak wydaje na buty 20,88 zł rocznie”.

Nie czytam dokładnie, ale tytuły i liczby jednak zapadają mi w pamięć. Pamiętam więc, że statystyczny Polak ma podobno czternaście książek. Pamiętam też badanie sprzed kilku lat, w którym wyszło, że statystyczna polska rodzina ma ponad 180 książek. To jest proste: albo statystyczna polska rodzina liczy trzynaście osób (13 * 14 = 182), albo któreś z tych dwóch badań było jednak nierzetelne. Jest też trzecie wyjście – najbardziej prawdopodobne – oba badania są nierzetelne, nawet to bardziej realistyczne (14 na osobę) też jest mocno przesadzone.

Niech każdy, kto był kiedyś – pod dowolnym pretekstem – w domu statystycznego Polaka, powie teraz szczerze, czy były tam książki. Czternaście ich było? Na głowę? Licząc z niedołężną babką, ociemniałym wujkiem i oseskami na tapczanie? Nie licząc podręczników szkolnych i książek dla dzieci (bo takie było obostrzenie metodologiczne)?

Załóżmy dla uproszczenia, że Polak mieszka sam albo chociaż ma własny pokój, że w tym pokoju ma półkę – jedynie w trzech czwartych zapełnioną porcelanowymi słonikami – na której stoi obok siebie czternaście książek. Wyobraźmy sobie, że taką półkę ma – statystycznie – każdy Polak. Czternaście?! Jakie to niby miałyby być tytuły? „Jeżdżę fiatem 126p” – dobra, raz. „Panorama firm” – ok, dwa. „Wstańcie, chodźmy”, „Leć, Adam, leć”, „Dieta prezydencka”, „Atlas grzybów”, „Rozmówki polsko-bułgarskie” – to już siedem. „50 twarzy kogoś tam” – osiem. „Potęga podświadomości”, „Księga imion”, „Windows nie tylko dla orłów”. Jedenaście. Czternastu nie dociągnę. Słoniki by pospadały.

A teraz zgryźliwy intelektualisto wykonaj proste ćwiczenie matematyczne. Policz swoje książki. Już? Nie za szybko ci to poszło? Trzycyfrówka? Czterocyfrówka? Chyba nie pięciocyfrówka?! Dobrze. A teraz podziel tę liczbę (w zakładce Akcesoria masz Kalkulator) przez czternaście, a dowiesz się za ilu Polaków wyrabiasz statystyczne normy. Jaki wynik? Dwucyfrowy? Trzycyfrowy? Chyba nie czterocyfrowy?! To teraz – część ostatnia – policz sobie za ile mieszkań, pięter, klatek schodowych, bloków mieszkalnych, a może i kwartałów wyrabiasz normę. W ten sposób dowiesz się, jak daleko od ciebie – statystycznie – mieszka drugi taki jak ty.

I przez to wyliczanie zbliżamy się prawdopodobnie do wyjaśnienia tych wstrząsająco pozytywnych (bądźmy realistami) wyników badań. Otóż muszą istnieć takie właśnie gwiazdy, takie diamenty klatkowe, blokowe i osiedlowe, które zawyżają te statystyki, dzięki którym pod względem czytelnictwa i posiadania książek – choć może i jesteśmy w ogonie Europy – to bijemy jednak na głowę Sierra Leone i Burkina Faso.

Jest jedno wyjście: do wspomnianego badania wylosowano Marię Janion. Przebadano trzy tysiące respondentów. Maria Janion ma ponad czterdzieści tysięcy książek. 2999 pozostałych badanych ma zero książek. Wychodzi czternaście na głowę.

A teraz zadanie dla chętnych, z gwiazdką. Skoro już policzyłeś, za ilu statystycznych Polaków wyrabiasz normy czytelnicze, skoro już policzyłeś, ile to domów, kwartałów i dystryktów, to teraz zrób sobie imienną listę. Przejdź się po tych sąsiadach, wytłumacz im, że tyrasz na nich, że za nich fedrujesz, że ty za miliony (co właściwie? przecież nie „cierpisz”). A potem zażądaj zrzutki, zażądaj zwrotu kosztów, niech oni ci te 20,88 zł (które też przecież – bądźmy szczerzy – rokrocznie za nich wykładasz) oddadzą. 20,88 zł od głowy. Z babcią, wujkiem i oseskiem włącznie.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także