Felieton
Będąc młodym tłumaczem
Literaturę piękną powinno się czytać albo w języku ojczystym, albo w języku oryginału. Czytając we własnym języku rozumiemy najwięcej, nawet jeśli oddalamy się od oryginału. Czytając w języku, w którym książka została napisana, jesteśmy najbliżej zamysłu autora, nawet jeśli czasem coś nam umyka. Żeby jednak trzymać się tego ideału trzeba albo interesować się wyłącznie literaturą rodzimą, albo znać wszystkie języki świata, albo żyć w kraju, w którym obficie tłumaczy się prozę obcą.
Nie spełniam żadnego z tych warunków. Coraz częściej więc współczesną prozę światową czytam po angielsku – i wcale nie są to książki po angielsku napisane. Czytam po angielsku Hiszpanów, Niemców, Holendrów, Portugalczyków, bo nie nauczę się przecież niderlandzkiego czy portugalskiego tylko po to, by przeczytać kilka powieści współczesnych. Hiszpański czy niemiecki niby mógłbym wyszlifować, ale przecież i tak zawsze będę lepiej znał angielski. Polskich przekładów nie ma. Angielskie przekłady są. Na angielski błyskawicznie przekłada się w zasadzie wszystko. To jest oczywiście nieco bez sensu. Czytam literaturę piękną w języku, który nie jest ani językiem moim, ani językiem autora. Przepłacam – bo te książki trzeba skądś sprowadzać. Wyciągam z tych książek pewnie o wiele mniej niż dałoby się wyciągnąć.
Ale dość już o mnie. To nie jest felieton o mnie. To jest felieton o Tobie. Czytasz ten felieton zupełnie przypadkowo. Jakiś znajomy podesłał Ci link. Jesteś młodą/młodym tłumaczką/tłumaczem. Jakieś tłumaczenia masz już na koncie, ale wielka kariera translatorska jeszcze przed Tobą. Potrzebujesz pierwszego mocnego kroku, potrzebujesz wyzwania, potrzebujesz książki, której nie ma po polsku, a która jest arcydziełem lub chociaż ociera się o arcydzielność.
Jeśli tłumaczysz z niderlandzkiego, przetłumacz „Siegfrieda” Harry’ego Mulischa. Niby mamy już po polsku kilka książek najwybitniejszego holenderskiego pisarza XX wieku, ale tej jednej ciągle nie mamy. A może jest to jego powieść najlepsza… Na okładce angielskiego wydania straszy Hitler z dzieckiem na ręku. To w zasadzie streszcza poziom fabularny powieści. „Siegfried” to opowieść o holenderskim pisarzu, który przyjeżdża do Wiednia, spotyka tam starsze małżeństwo i dowiaduje się od niego, że Hitler miał syna. Dalej perypetie sensacyjne tylko się mnożą, ale oprócz fajerwerków fabularnych – z których Mulisch słynął – jest tam również najlepsza ze znanych mi analiza psychologiczna hitleryzmu, doskonały opis Wiednia jako pewnego tworu kulturalnego i błyskotliwe uwagi o Nietzschem. Wspominałem już o fajerwerkach fabularnych?
Jeśli tłumaczysz z hiszpańskiego, zabierz się za „Palinuro of Mexico” (pod tym tytułem czytałem to ja, ty przeczytasz jako „Palinuro de Mexico”, a potem ja przeczytam po raz drugi już jako „Palinura z Meksyku”, zgoda?). Autor powieści, meksykański pisarz, Fernando del Paso, z niejasnych względów nie załapał się u nas na latynoamerykański boom. A przecież powieść była w świecie hiszpańskojęzycznym głośna i nagradzana. Del Paso dostał za nią Premio Rómulo Gallegos – tę samą, którą uhonorowano wcześniej „Zielony dom” czy „Sto lat samotności”. Powieść o Palinurze, jest w zasadzie powieścią o medycynie, tyle tylko, że medycyna traktowana jest tu jako sztuka piękna. To pewnie jedna z najbardziej zmysłowych powieści wszechczasów. Rzecz gargantuiczna, fizjologiczna (choć nie wulgarna), erotyczna, polityczna – naraz.
Jeśli tłumaczysz z niemieckiego, sięgnij po powieść Daniela Kehlmanna „Me and Kaminski” (dla Ciebie to będzie „Ich und Kaminski”). Pozostaje dla mnie niewyjaśnioną zagadką, dlaczego tej drobnej i niesamowicie napisanej powieści ciągle nie ma po polsku. Może nie jest aż tak wystrzałowa jak „Rachuba świata” czy tak pełna odniesień filozoficznych jak „Beerholm przedstawia”, ale za to jest niezrównana pod względem analizy psychologicznej. Tytuł mówi wiele – na pierwszym planie jest tam „ja”, czyli będący narratorem pewien dość odrażający krytyk sztuki, a dopiero na drugim Kaminski, malarz współczesny, którego biografię usiłuje napisać narrator. W tej niezwykłej powieści autor być może najbardziej pośród wszystkich pisarzy współczesnych zbliża się do dokonań Nabokova, tak jak on badając granice ludzkiej tożsamości oraz oddając pierwszoosobową narrację w ręce postaci najbardziej w powieści niesympatycznej.
Jeśli tłumaczysz z portugalskiego, norweskiego, hebrajskiego, węgierskiego albo litewskiego – napisz do redakcji. Moja lista życzeń mogłaby wypełnić niejeden felieton.