28 grudnia 2016

Oni

W życiu każdego felietonisty przychodzi moment, kiedy nie potrafi napisać kolejnego felietonu. Wtedy, jak wiadomo, pisze się felieton o tym, że się nie potrafi napisać kolejnego felietonu. To jest właściwie klasyka gatunku. Każdy felietonista ma na koncie taki meta-felieton. Nawet dowcipy rysunkowe na ten temat powstawały. „Wiesz, czasem naprawdę nie wiem, o czym napisać następny felieton?” – mówi jeden. „Wiem, czytałem” – odpowiada drugi.

Obawiam się jednak, że ja nie będę mógł zastosować tej wypróbowanej przez wielu felietonistów strategii. Ja bowiem dokładnie wiem, z jakiego powodu od pewnego czasu nie jestem w stanie pisać felietonów. Znam przyczynę własnej niemocy, ale nie mogę o niej napisać felietonu. Ona jest zbyt ponura. Ona się na felieton nie nadaje.

Postanowiłem sobie, że będę pisywać tu felietony dotyczące spraw szeroko pojętej literatury albo życia literackiego, że będę pisać o książkach, o pisarzach, o wydarzeniach i zjawiskach literackich. Chciałem pisać o jednej z dwóch rzeczy, które mnie w życiu prawdziwie zajmowały – o pisaniu albo o czytaniu. I nie musiałem się do tego jakoś szczególnie przymuszać, przeprowadzać jakiejś selekcji tematycznej. Pisałem o tym, co mnie szczerze interesowało i zajmowało. Pisałem o tym, nad czym akurat rozmyślałem, czym się w danym czasie zajmowałem – i zawsze było to coś literackiego, czy okołoliterackiego.

Obecnie jednak nie jestem w stanie napisać ani słowa o literaturze, bo od kilku tygodni ani trochę się literaturą nie zajmuję. Obecnie zajmują mnie niemal wyłącznie oni – czy raczej Oni – a Oni się niestety na mój felieton nie nadają. Trzeba przyznać, że Oni doskonale nadają się na felieton wielu innych autorów i dlatego też wielu naszych felietonistów jest obecnie w życiowej formie. Na mój felieton Oni się jednak nie nadają zupełnie.

Mógłbym oczywiście jakoś pokombinować i poszukać tych miejsc, w których Oni wchodzą w sprawy okołoliterackie. Mógłbym napisać felieton o nowej liście lektur. Mógłbym napisać o moralnych obligacjach brytyjskich wydawców. Mógłbym napisać o sytuacji niektórych czasopism albo niektórych teatrów. Byłoby to jednak mimo wszystko dość nieszczere, bo Oni z mojej branży wcale nie zajmują mnie bardziej niż Oni ze wszystkich pozostałych branż. Zresztą to, że się zna tych z własnej dziedziny, jest jednak dość zrozumiałe. To, że zna się również wszystkich pozostałych, pokazuje jak bardzo jest niedobrze. Jeśli w ogóle wiesz, jak nazywa się – dajmy na to – wiceminister sprawiedliwości w twoim kraju, to znaczy, że nie żyjesz już w normalnym państwie demokratycznym.

Można by się oczywiście Nimi nie zajmować. To jest podpowiedź, która trafia do mnie z różnych stron. Po pierwsze jednak mam wrażenie, że Oni bardzo tego chcą, abym ja się nimi nie zajmował i w niczym Im nie przeszkadzał. Po drugie nawet jeśli ja przestanę zajmować się Nimi, to nie znaczy, że Oni przestaną zajmować się mną. Po trzecie wreszcie – no nie da się, zwyczajnie się nie da. Miłosz pisał w Zniewolonym umyśle, że mógł sobie żyć w tej dyktaturze i tłumaczyć Szekspira. I to jest bzdura. W dyktaturze nie da się tłumaczyć Szekspira.

Pewne jest jedno: felietonów pisać o Nich nie będę. Przestać się Nimi zajmować też pewnie nie dam rady. W ramach postanowień noworocznych zamierzam więc od 1 stycznia nadal zajmować się Nimi, ale jednak – inaczej niż w ostatnich tygodniach – nie tylko Nimi. Starać się robić dalej swoją robotę, a akurat tutaj jest nią pisanie okołoliterackich felietoników.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jeśli mi się nie uda dotrzymać postanowienia, to świat się bez tych moich felietonów raczej nie zawali. Będzie ten świat żył dalej bez moich felietonów – bez wątpienia. Tyle tylko, że, jak sądzę, ta moja niemoc felietonistyczna jest jednak częścią jakiejś szerszej ogólnokrajowej tendencji. Przecież ta zaraza musi dotykać nie tylko felietonistów. Bez wątpienia są liczni nauczyciele, którzy nie mogą normalnie przygotować się do lekcji, bo zajmują ich Oni. Muszą być dentyści, którzy nie mogą w spokoju wklejać pacjentowi plomby, bo myślą nieustannie o Nich. Muszą być taksówkarze, którzy nie mogą w spokoju patrzeć na drogę, bo nieustannie z radia dobiegają kolejne wieści o Ich wyczynach.

Były noworoczne postanowienia, czas na noworoczne życzenia. Życzę samemu sobie i wszystkim czytelnikom, którym takie życzenia potrzebne, aby już wkrótce, najszybciej jak to możliwe, Oni sobie wreszcie poszli, wrócili tam, skąd przyszli i więcej się już nie pojawiali. Bo pośród bardzo wielu złych rzeczy, jakie zrobili, być może najgorsze jest to, że tak wielu z nas zmusili do tego, abyśmy się Nimi zajmowali, zamiast w spokoju wykonywać swoją robotę.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także