Felieton
Pedro Camacho, autor “Braci Karamazow”
W genialnej powieści „Ciotka Julia i skryba” Mario Vargas Llosa tworzy jedną z najbardziej zapadających w pamięć postaci w dziejach literatury światowej. Niejaki Pedro Camacho jest ekscentrycznym (a może po prostu obłąkanym) twórcą niezliczonych tasiemcowych powieści radiowych. W każdym utworze Camacho powracają te same monomanie – zawsze jest jakaś gloryfikowana bez miary postać stylizowana fizycznie na samego autora, zawsze jest jakiś nikczemnik rodem z Argentyny. Powieści różnią się dekoracjami, ale wszystkie w ten sam sposób wychwalają wartości skrajnie konserwatywne. Kolejne utwory mieszają się ze sobą, Camacho pisze kilka z nich naraz bez szczególnego planu całości. Jego główną ambicją jest utrzymywanie się z pisania, najchętniej samodzielnie zapełniałby cały program radiowy.
Kocham „Ciotkę Julię” jak żadną inną powieść. Czytałem ją w całości co najmniej pięć razy. Dopiero teraz jednak olśniło mnie, że ten Pedro Camacho to przypadkowy albo zamierzony wierny portret Dostojewskiego.
Zgadza się w zasadzie wszystko (to nie jest karykatura, to jest portret). Stylizacja jakiejś z postaci na autora? W co drugiej książce Dostojewskiego jest ktoś skazany na śmierć i ułaskawiony w dniu planowanej egzekucji. Niemal w każdej ktoś cierpi na epilepsję (która to jest w tych powieściach nieomylną oznaką geniuszu) – i zawsze jest to postać najszlachetniejsza, najbardziej prawa, uczciwa i godna podziwu. Monomanie narodowe? Są, a jakże. Czym dla Camacho byli Argentyńczycy, tym dla Dostojewskiego są Polacy. W Graczu gromada „Polaczków” ograbia staruszkę, w „Zbrodni i karze” grupa plugawców znad Wisły żeruje na stypie, choć żaden z nich nawet nie znał nieboszczyka. Jest odrażający Polak w „Idiocie”, jest w „Braciach Karamazow”. Wymowa skrajnie konserwatywna? Owszem, po niezliczonych niepokojach egzystencjalnych zawsze się ostatecznie okazuje, że Pan Bóg dobry i mateczka Rosja, owszem, też bardzo dobra. Ambicja utrzymywania się z pisania? Jest. Chęć zapełnienia sobą całej gazety (zamiast radia)? Jest. Bezład konstrukcyjny, pisanie od lewej do prawej, sprzeczności wewnętrzne, chaos – wszystko to widoczne w każdym dziele tak Camacho, jak i Dostojewskiego.
Usiłuję przeczytać Dostojewskiego w całości za jednym zamachem – ważniejsze rzeczy po raz kolejny, niektóre mniej znane po raz pierwszy. Usiłuję, ale chyba mi się to jednak nie uda, chociaż bardzo często czytam w ten sposób – lubię przez kilka tygodni czytać jednego autora, zawsze się z takiej lektury wyciąga jakieś wartości dodane. Na Dostojewskim chyba jednak polegnę. W tegorocznym zimowo-wiosennym secie przeczytałem już sporo, ale wszystkiego jednak nie dam rady. Najważniejsze już za mną. Chciałbym jeszcze „Biesy” czy „Młodzika”… „Wspomnienia z domu umarłych” albo „Skrzywdzonych i poniżonych” najwyżej chciałbym chcieć.
Dostojewskiego nie cierpię od zawsze. Jako młody czytelnik nie cierpiałem go instynktownie, później nie znosiłem efekciarsko (głównie pod wpływem Nabokova), teraz żywię do niego niechęć dojrzałą i ugruntowaną. Nie lubię, nie poważam, nie szanuję. Z wszystkich wymienionych wyżej powodów. Nadprodukcja, brak konstrukcji, chaos, Pan Bóg i mateczka Rosja za każdym rogiem, brednie o epilepsji… Polaczków bym wybaczył.
Po co więc wracam do Dostojewskiego? Dlaczego usiłuję nie tylko go czytywać, ale i programowo przeczytać w całości? Bo mam wciąż w pamięci uwagę Freuda, że jeśli jakiś ogólnie spolegliwy pacjent (tak jak ja jestem bardzo spolegliwym czytelnikiem) przy jednej, konkretnej propozycji terapeuty żywo – jak nigdy dotąd – protestuje, to należy czujniej nadstawić terapeutycznego ucha. Jeśli pacjent zapewnia terapeutę, że ta akurat interpretacja snu, takie ani inne wyjaśnienie jakiegoś objawu jest absurdalne, zupełnie niesłuszne, to znaczy, że prawdopodobnie terapeuta trafił tym razem w samą dziesiątkę. Opór pacjenta najdobitniej świadczy o tym, że udało się dotrzeć do czegoś szczególnie istotnego.
Może tak samo rzecz ma się z oporem czytelnika? Może ten cały Dostojewski mówi o mnie coś, czego nie potrafi powiedzieć żaden inny pisarz? Może z tego właśnie powodu, od zawsze tak żywo przeciwko niemu protestuję. Ale nie, niemożliwe… W tej akurat sprawie pan doktor zupełnie się myli!
na zdjęciu Portret Fiodora Dostojewskiego autorstwa Wasilija Pierowa, 1872