Felieton
Sprawa Maja
Jak donosi prasa, krakowska prokuratura przesłuchała Bronisława Maja. Trudno jej się dziwić, ostatecznie przesłuchiwanie Bronisława Maja jest prawdopodobnie jedną z najprzyjemniejszych czynności, jaka się może w życiu przydarzyć.
Ach, słuchać Maja! Być sam na sam z tym królem anegdoty, z tą prawdziwą encyklopedią, morderczym erudytą, przytaczającym niekończące się cytaty z głębin swej psychiatrycznie precyzyjnej pamięci. Znał wszystkich. Czytał wszystko. Naśladuje głosy. Improwizuje trzynastozgłoskowcem.
Najlepszy jest Maj w anegdotach, które już wielokrotnie opowiadał, bo je bez końca szlifuje i poprawia, aż wreszcie pierwotne wydarzenie zaciera się: aż wreszcie nie jest już tak, jak w nudnym i przypadkowym życiu było, ale tak jak w zaplanowanej i przemyślanej opowieści literackiej powinno było być. Nic więc dziwnego, że od kilkudziesięciu lat tłumy studentów krakowskiej polonistyki wysłuchują Maja na okoliczność poezji polskiej po roku 1968. Warto też Maja przesłuchać w sprawie długoletniej znajomości z Miłoszem i Szymborską, w sprawie Domu Literatów na Krupniczej, w sprawie Krakowa lat 70. i 80., a także jego własnej drogi twórczej – przeistoczenia z łódzkiego rockmana w krakowskiego poetę.
Zazdroszcząc więc krakowskim prokuratorom, ze zdumieniem doczytuję dalej, że Maja przesłuchano nie w żadnej z tych spraw, w których warto go długimi godzinami wysłuchiwać, ale na okoliczność ewentualnego urażenia uczuć religijnych i patriotycznych, jakich miał się dopuścić na Rynku Głównym w Krakowie do spółki z Ignacym Krasickim, którego nie można pociągnąć za to do odpowiedzialności, bo niestety nie żyje. Pozostaje przesłuchiwanie Maja.
Uczucia religijne są dla mnie sprawą śliską i niepojętą. Ja sam żadnych uczuć religijnych nie odczuwam, wyobrażam sobie jednak, że cała ta historia sprowadza się do tego, że się ma jakiś pogląd (w tym wypadku eschatologiczny), ktoś tego poglądu nie podziela (albo myśli się, że nie podziela) i to jest dla podmiotu odczuwającego uczucie religijne jakoś obraźliwe. Myślę sobie, że taka obrażalskość dowodzi głównie kruchości urażanych uczuć, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby mój dobrostan psychiczny zależał od tego w jakim stopniu Bronisław Maj podziela moje przemyślenia i odczucia. Ja sam, dla przykładu, jestem wegetarianinem, ale widując smażenie kiełbasy (na tym samym Rynku Głównym w Krakowie) jakoś nie pędzę z tym do prokuratury. Jak się nad tym teraz zastanawiam, to w sumie też to moje uczucia w jakiś sposób uraża. Może to jest temat dla prokuratora.
Co do drugiej części urażonych przez Krasickiego i Maja uczuć – czyli uczuć patriotycznych – to muszę przyznać, że tych mam całe mnóstwo i faktycznie są one ostatnio często urażane. Na przykład moje uczucie dumy z przynależności do narodu polskiego jest ostatnio wielokrotnie naruszane i szczerze mówiąc nie narusza go Bronisław Maj. Istnieje też druga grupa uczuć związanych z polskością – uczuć, które są mi przez innych indukowane. Taki na przykład wstyd za niektórych Polaków byłby mi zupełnie obcy gdyby nie działalność tych Polaków właśnie. Może i to by trzeba zgłosić do prokuratora.
Wszystko to miałoby rangę głównie kabaretową, gdyby nie fakt, że pośród skarżących Maja obywateli znajduje się między innymi radny sprawującej władzę Partii. W ten sposób wiszący nad Majem proces zyskuje znamiona sprawy, w której państwo, czy też jego przedstawiciele, stanowią jedną ze stron. Niebawem prokuratura będzie ścigać urażających uczucia religijne z urzędu.
Zresztą prawdopodobnie nie chodzi tu o żadne uczucia tylko o zimną i racjonalną kalkulację. Już Platon wiedział, że w sprawnie działającym państwie, poetów trzeba jak najszybciej unieszkodliwić. Literatom trzeba szkodzić, uprzykrzać im życie, utrudniać działalność, bo taki jest realny i namacalny interes polityczny.
Krakowskiego radnego do donoszenia na jednego z najwybitniejszych żyjących poetów polskich prawdopodobnie skłoniły jakieś twarde dane liczbowe. Wyobrażam go sobie, jak czyta wyniki jakichś badań opinii publicznej, jakiś raport o stanie państwa, jakiś spis powszechny… Czyta, wertuje, analizuje, wylicza. Myśli, co robić, aby było dobrze. Co robić, aby za cztery lata było znowu dobrze. Okazuje się, że pilnie trzeba zabrać się za poetów. Pan radny dociera bowiem do podrozdziału raportu: „Udział w życiu kulturalnym a postawy polityczne”. A tam są dwa pytania. Jeden: ile książek przeczytałeś w ostatnim roku? Dwa: na kogo głosowałeś w ostatnich wyborach? Okazuje się, że jest wyraźna korelacja.