Felieton
„Swojaku, załatw fuchę” – felieton nieprzetłumaczalny
W krakowskiej anglojęzycznej księgarni Massolit (jedno z najmilszych mi miejsc na Ziemi) kupiłem książkę Howarda Rheingolda “They Have a Word for It”, będącą w zamyśle słownikiem słów nieprzetłumaczalnych. Dzieło jest amatorskie, miejscami zwyczajnie dyletanckie, opiera się na źródłach nienaukowych (typu: kolega szwagra ma znajomą, której kuzyn jest Litwinem i podesłał mi kilka słów po litewsku), ale okazuje się lekturą fascynującą i pouczającą.
Słownik gromadzi słowa z rozmaitych języków, które zdaniem autora są nieprzetłumaczalne (na angielski) – to znaczy po angielsku nie mają swojego odpowiednika. Nie chodzi tu o idiomy, powiedzonka czy związki frazeologiczne – ale właśnie o słowa, a zatem o kryjące się za nimi pojęcia czy zjawiska (najczęściej społeczne), które występują na tyle powszechnie w jakiejś kulturze, że utworzono nazywające je słowo – w Kalifornii natomiast, gdzie mieszka autor, pozostają nieznane. Domyślnie można przyjąć, że nie tylko słowo, ale i samo zjawisko jest dla autora egzotyczne. Jest to więc nie tylko słownik nieprzetłumaczalnych słów, ale również nieprzetłumaczalnych urządzeń społecznych i relacji międzyludzkich.
Przedzieramy się więc przez te wszystkie niemieckie Treppenwitze, Weltschmerze, Zeitgeisty i Zwischenraumy. Niektórych z nich faktycznie nie mamy i po polsku, niektóre tłumaczymy dosłownie, niektórych używamy po prostu po niemiecku. Dziwimy się trochę, że Anglicy nie skopiowali (jeśli wierzyć autorowi) sprawy tak oczywistej, jak „jajko Kolumba” (nieprzetłumaczalny twór włoski), nie mają pojęcia, jak przetłumaczyć słowo „mantra” (z sanskrytu), zachwycamy się mieszkańcami Wysp Trobrianda, którzy zamiast naszej niezgrabnej „tajemnicy poliszynela” mają poręczne słowo „mokita”. Kiwamy z politowaniem głowami nad Chińczykami, którzy mają osobne słowo na lęk przed skurczeniem się penisa; kontemplujemy sanskryt, który wynalazł nazwę na „mężczyznę otaczającego czcią własne narządy płciowe”. Skoro mają na to słowo, to musi to być zjawisko powszechne…
Już mamy odrzucić tę błahą i powierzchowną książeczkę, gdy natrafiamy na kilka nieprzetłumaczalnych słów z języka polskiego. Jakie to słowa? Czyli inaczej: jakie – opisywane nimi – zjawiska są specyficznie polskie? Co jest w Polakach na tyle wyjątkowego, że nie znają tego w słonecznej Kalifornii? Co stanowi nasz oryginalny wkład w kulturę światową?
Okazuje się, że istnieją cztery nieprzetłumaczalne słowa z języka polskiego. Pierwszym jest „fucha” (wymawiaj: FOO – hah). Autor nieco plącze się w definicji, a ja myślę sobie, że większość fuch, jakie mi się w życiu trafiły, polegała właśnie na tłumaczeniu. Mała stawka, krótki termin – i nie ma słów nieprzetłumaczalnych. Drugie słowo bez anglojęzycznego ekwiwalentu to „załatwić”. Cytując definicję autora – i tłumacząc ją – napotykamy poważny problem, jak nie użyć słowa nieprzetłumaczalnego. Jeśli nie da się go przełożyć na angielski, to przekładając zwrotnie angielską definicję na polski, chyba nie powinniśmy po nie sięgać. Tymczasem Rheingold powiada, że „załatwić” oznacza „używając znajomości jakąś sprawę nieoficjalnie…” – no właśnie – co zrobić? Aż prosi się, żeby wstawić tu „załatwić”, prawda? Nie można. Jak w ogóle żyć bez tego słowa? Jak się tam załatwia podstawowe sprawy?
Trzecie słowo nieprzetłumaczalne to „swojak” – ale ono nie pojawia się samodzielnie tylko jako komentarz do podobnego terminu wziętego z języka Majów. Tak, Majowie to są ci goście, którzy przy okazji dowolnego święta państwowego wyrywali serca kilkudziesięciu tysiącom ludzi. Prawdopodobnie posiadanie wysoko postawionych „swojaków” faktycznie mogło się tam przydać. Swojak potrzebny jest Majom i Polakom. Reszta świata jakoś sobie bez nich radzi.
Ostatnim nieprzetłumaczalnym terminem jest „hart ducha” (wymawiaj: heart DOO-ha) – i to w zasadzie dopełnia kompletu. Mamy pełny obraz polskiego charakteru narodowego i wiemy już, jaki jest nasz oryginalny wkład w światowe dziedzictwo kulturowe.
Jeśli w ogóle istnieje coś takiego jak psychologia narodu, to właśnie język jest najlepszym narzędziem do jej badania. Jedziesz do nieznanego ci kraju? Nie wiesz nic o ludziach, którzy tam mieszkają? Dowiedz się, czy w zdaniu musi być podmiot i czy orzeczenie ma stałe miejsce w szyku zdania, czy też można je postawić w dowolnym miejscu. Resztę da się z tego wywnioskować. Warto się również dowiedzieć, jakie tam mają słowa nieprzetłumaczalne.
Analiza gramatyki języka polskiego wskazuje, że Polacy są narodem ze skłonnością do chaosu i fantazji, do złożoności, komplikacji i względnej – jednak – swobody. Są narodem ustanawiającym ścisłe reguły, których w zasadzie jednak nikt nie przestrzega. Co zaś mówią nam polskie słowa nieprzetłumaczalne? Że Polska jest krajem, w którym należy zachować hart ducha, czekając aż swojacy załatwią nam jakieś fuchy. Którą to pointę wstawiam z pewną przykrością, zdając sobie sprawę, że tym samym felieton ten nigdy nie zostanie przetłumaczony na żaden język obcy.