17 maja 2016

Uroda radiowa – relacja z Silesiusa

baner-poziomy-1

Nie widziałem za wiele na Międzynarodowym Festiwalu Poetyckim Silesius we Wrocławiu. O wiele więcej słyszałem. Do Wrocławia pojechałem bowiem z Domowym Radiem Studnia, aby z festiwalowego studia relacjonować kolejne wydarzenia poetyckie i przesłuchiwać uczestniczących w nich poetów. Radio ma swoją specyfikę. Festiwale mają swoją specyfikę. Festiwalowe radio ma więc swoją wyjątkowo specyficzną specyfikę.

Po pierwsze, zatraca się bezinteresowność konwersacyjną. Jeśli w czasie lunchu poeta X mówi ciekawie o poecie Y, to słucha się go nie z należnym uznaniem i zaciekawieniem, ale z rosnącą irytacją, bo rekorder niestety został w studiu. Plotki, insynuacje, krzywdzące oceny – to, co na każdym festiwalu cieszy najbardziej – tutaj przyjmuje się jedynie z żalem, że nie da się tego nagrać i puścić szerokiej publiczności. Z irytacją przyjmuje się też wszelkie pytania z sali – które, jak wiadomo są solą spotkań poetyckich. Okrzyki protestu, historie życia dyżurnych wariatów, docinki z ostatnich rzędów pod adresem rzędów pierwszych, złośliwości i utyskiwania – wszystko to niestety nagra się, tylko jeśli publiczność raczy wyzłośliwiać się i utyskiwać do mikrofonu.

– Jak na panelu? – spytałem studniowego kolegę, który wytrwale całe spotkanie nagrywał przez podpięty do konsoli rekorder. – Podobno się kłócili?

– Tak… – odpowiedział z żalem. – Ale od połowy już nie do mikrofonu!

Po drugie, jak wiadomo, radio nie wymaga stroju ani urody, ale trzeba jednak wiedzieć kto jak wygląda, zanim się go zaprosi do studia. Tymczasem na okładkach pracowicie przeze mnie przeczytanych tomów poetyckich niezwykle rzadko drukowano zdjęcie autora. Statystyka była jednak po naszej stronie. Właściwie do co drugiego przechodnia można było wypalić: „Pani/pan jest zdaje się poetką/poetą?”, by skończyło się to sukcesem i zaproszeniem na wywiad. O wiele rozsądniej byłoby też, gdyby bezpośredni i mówiący do wszystkich na „ty” poeci, przedstawiali się jednak imieniem i nazwiskiem, na wszelki wypadek dodając przy tym tytuł ostatniego tomu i informacje, w jakiej kategorii są nominowani do tegorocznego Silesiusa.

Po trzecie, skumulowanie poetów, któremu zwykły uczestnik festiwalu z trudem jest w stanie podołać, dla reportera jest już ostatecznie paraliżujące. Kilkadziesiąt przeczytanych przed festiwalem tomów, zapisane skrótowo pytania, mnemotechniczne notatki, które po kilku godzinach dla samego autora są nie do rozszyfrowania… Ostatecznie po pewnym czasie wszystkie przyswojone wcześniej wiersze, poetyki i style mieszają się, a kolejnym zaproszonym do studia gościom trzeba zadawać mało wyrafinowane, pasujące do każdej sytuacji pytania. „Czym jest poezja?”, „Dlaczego piszesz?”, „Skąd tytuł?” – przez cały festiwal udało mi się ani razu żadnego z tych pytań nie zadać, ale świadomość, że mogę do nich w ostateczności sięgnąć była mi nieraz pociechą. W sytuacjach podbramkowych ratował nas autorytet szefa festiwalowego radia (znanego w niektórych kręgach jako „żywa legenda”). Legendarność siedzącego za konsolą prezesa Studni działała kojąco i mobilizująco na naszych rozmówców.
„Szkoda, że państwo tego nie widzą” – powtarzałem sobie wówczas znane zawołanie prezenterów radiowych. I miałem je sobie powtarzać jeszcze wiele razy, bo było na tym festiwalu mnóstwo smaczków, których w radiu nie da się pokazać, a szkoda. Inna rzecz, że to właśnie niepokazywanie się okazało się na Silesiusie znakomitym sposobem zaistnienia w zbiorowej świadomości. Najżywiej komentowaną postacią na festiwalu była poetka, która na festiwalu się nie pojawiła w ramach protestu przeciwko niedostatecznej liczbie kobiet. Narzekano też na – faktycznie uderzającą – nadreprezentację literatów krakowskich. Kolejny Silesius będzie więc prawdopodobnie organizowany z parytetem płciowym i geograficznym, więc jako krakowski mężczyzna mam małe szanse na kolejne zaproszenie. Może pojadę jako widz. Będę wówczas chadzał na spotkania niesystematycznie, będę słuchał i oglądał, będę czytał poezję, nie robiąc z niej notatek, rozmawiał z uczestnikami, bez żalu pozwalając ulecieć pysznym anegdotom. I niczego nie będę nagrywał.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także