25 listopada 2014

Jak być poetą? Historia Edwarda Stachury

Sam siebie nazywał włóczęgą, niespokojnym duchem i łagodnym buntownikiem. Stał się idolem młodych ludzi, kolejnym wcieleniem poety przeklętego, bardem i wędrownym filozofem. Czytelnicza moda żywi się mitem, dlatego już za życia Edward Stachura był legendą. Krytyk literacki Henryk Bereza ukuł na jego przykładzie termin „życiopisanie”, zaś autor najnowszej biografii wybrał celną metaforę „Butów Ikara”. Kim Sted może być dla nas dziś, tu i teraz?

 

header - 678x239 - butyIkara

Chodząca legenda

Kult Edwarda Stachury może kojarzyć się z atmosferą narastającą wokół innych postaci świata literackiego – Rafała Wojaczka, Marka Hłaski czy Andrzeja Bursy. Wyniesiono ich na sztandary, by następnie sprowadzić ich twórczość do mitotwórczej opowieści, kolejnych miejskich legend. Nie pierwszy raz literatura ustępuje barwnej i często tragicznej biografii. Ze Stachurą wiąże się określony wizerunek – trubadura, outsidera, polskiego Rimbauda. Do stałych rekwizytów legendarnego trampa należały chlebak, gitara i kufel piwa. Dla jednych był śpiewakiem i grajkiem, dla drugich wyrazicielem wolności i niezależności osobistej. Niejedno mitologizujące zdanie napisano o życiu Stachury. To chyba ostatni polski pisarz, który stał się obiektem uwielbienia i kultu na szeroką skalę. Wyrósł nie tylko na patrona poetów-włóczęgów, hipisów i niebieskich ptaków. Młodzież przyciągał duchowy dystans, poszukiwanie sensu życia niezależnego od „małej stabilizacji” Polski gomułkowskiej. Fascynujące wydawało się połączenie cygańskiego stylu życia z liryzmem, uczuciami żalu i tęsknoty charakterystycznymi dla jego twórczości. Był pisarzem, który sławę zdobył szybko i spektakularnie – literacka legenda zamieniła się w literacką religię. We „Wszystko jest poezja” Stachura pisał:  „W proroka mnie nie wrobicie. Ani we wróżbitę”. Z kolei w swoim dzienniku zanotował: „Dlaczego niektórzy chcą koniecznie ze mnie zrobić bożyszcze? Potrzebują? Mało mają gwiazd i gwiazdorów, co są?”. Jadwiga Stachura, matka poety, pytała dziennikarzy dlaczego robią z jej syna Boga. Marianowi Buchowskiemu, autorowi biografii, podpisała się skromnie jako matka „Poety włóczęgi”.

18Po tragicznej, samobójczej śmierci Stachury przybywało wyznawczych, adoracyjnych sądów. Poeta był już nie tylko bardem epoki, był socjologicznym fenomenem. Zainteresowanie osiągnęło swoje apogeum w latach 80. Stachura został prorokiem młodych, „Guru-Stachuru” – jak nazwał go redaktor „Twórczości” Ziemowit Fedecki. Do historii przeszła Stachuriada zorganizowana przez Wojciecha Siemiona – parateatralne misterium, które odbywało się w Starej Prochowni przez dwadzieścia sześć wieczorów. Znacząco wypada w tym kontekście wspomnienie kuzyna Leszka Rojka: „Edziu we wszystkim i zawsze chciał być najlepszy. Sławny chciał zostać. Powiedział kiedyś, jeszcze w podstawówce, że chciałby mieć w encyklopedii chociaż ze dwie linijki o sobie. Chyba jeszcze w podstawówce wymyślił sobie pseudonim: Sted, od pierwszych liter nazwiska i imienia”. Ostatecznie niejedną linijkę o nim napisano. Obszerna książka Mariana Buchowskiego jest tutaj głosem niezwykle ważnym, a przy tym bardzo osobistym. Autor drobiazgowo odtwarza losy Stachury, przywołuje wiele opinii i wspomnień, a przede wszystkim doszukuje się powinowactw między osobowością poety a jego pisarstwem.

W drodze

„Gdybym miał spisać własny życiorys w formie dla mnie najmniej zniechęcającej, to podobałoby mi się napisać, najkrócej i najdłużej, jedno zdanie: urodziłem się w Delfinacie w sierpniu 1937 roku i tak dalej” – tak pisał o sobie sam Stachura we wstępie do drugiego wydania „Całej jaskrawości”. Krótki tekst „Zamiast życiorysu” był formą biograficznego żartu. Przy innych urzędowych okazjach poeta podawał trzy różne miejsca swego urodzenia: Reveil, Charvieu i Pont-de Cheruy. W „Roczniku Literackim” autor noty biograficznej napisał w związku z tym, że Stachura „w każdym ze swych życiorysów fantazjował trochę inaczej”.

Kłopotliwe okazało się nie tylko miejsce urodzenia, lecz także imię i nazwisko. Drugie dziecko Stanisława i Jadwigi Stachurów otrzymało imiona Jerzy Edward, co w merostwie zostało zapisane jako Georges Edouard. Już w 1974 roku Stachura wystosował pismo o zmianę kolejności imion lub o usunięcie imienia Jerzy. Nie mniej skomplikowana była kwestia stałego miejsca pobytu. Sted, jak na wzorowego trampa przystało, wcześnie zdecydował się na bezdomność z wyboru. Porzucając dom rodzinny, po nieudanym starcie na akademię plastyczną, rozpoczął studia romanistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. To z tego okresu pochodzą pierwsze refleksje o nieuporządkowanym trybie życia: „Nie mam akademika, ani stypendium (…) Nie mam złamanego grosza przy duszy, i nie mam gdzie spać. Mieszkam gdzie się da, raz tu, raz tam, trafiając najczęściej na dworzec”. Z Lublina Stachura wędruje po kraju, odwiedza Wrocław, by ostatecznie pozostać w Warszawie.

Przełomem okazuje się decyzja podjęta w wieku trzydziestu pięciu lat, po śmierci ojca Stanisława. Stachura postanowił listownie zerwać kontakty z rodzeństwem i rodziną. Kilka miesięcy później, w czasie pobytu w swoich rodzinnych stronach, spisał w dzienniku obszerną listę osób, z którymi „trzeba zerwać zwane stosunki w Polsce”. Przez całe życie odczuwał potrzebę zamknięcia się w sobie, odizolowania, pewną niechęć i wrogość do zbyt bliskich relacji. Ucieczką była włóczęga.

Stachura włóczył się nie tylko po Polsce. Kilkukrotnie był w Norwegii, Szwajcarii, a także w Libanie, Syrii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych oraz na rocznym stypendium w Meksyku. „Idę, bo duch mnie opętał” napisał w opowiadaniu „Nie zlęknę się” z tomu „Falując na wietrze”. Mit wędrówki spowodował pierwszą falę zainteresowania pisarstwem Stachury. Wizja wiecznej podróży trafiła do wyznawców i sympatyków ruchu hippisowskiego. Mimo ekstatycznego charakteru doświadczeń, za impulsem do włóczęgi ukrywał się demon samodestrukcji:  „Droga jest jak ciągle odkładane samobójstwo, jak ta jedna z nielicznych, może jedyna możliwość niespełnienia samobójstwa, popełnianego co krok, co krok”. Ostatecznie okaże się, że ucieczki nie ma, ponieważ: „gdziekolwiek by się pojechało, spotyka się tam, gdzie się dotarło, przede wszystkim to, co się ze sobą, to znaczy sobą, przywiozło”. Dla Stachury mimo całej „biografii drogi” najważniejsza stanie się podróż absolutna: w głąb siebie.

13Człowiek-nikt

Wraz z odejściem żony Zyty Anny Bartkowskiej rozpoczyna się dla Stachury nowy, dramatyczny okres. „Amerykańskie” opowiadania ze zbioru „Się” ujawniły pierwszy kryzys twórczy Stachury, który zbiegł się z przełomem w jego biografii i twórczości. Od tego momentu mówi się o „mistycznym okresie” w życiu poety, który miał trwać od roku 1977 do kwietnia 1979. To tutaj niektórzy literaturoznawcy i krytycy szukają inspiracji filozofią Wschodu i Zen oraz narastający proces zwrócenia się ku swojemu „ja”. W późniejszych utworach takich jak „Fabula rasa” i „Oto” przemiana Stachury nabiera coraz bardziej chorobliwego charakteru. Przy czym jest to również przykład wątpliwych prób literackich, które do dzisiaj dzielą interpretatorów. Nawet Henryk Bereza, wielbiciel Stachury, przyznał że narracji poety „potrafi towarzyszyć duchowo tylko w części”, a decyzja o druku „doprowadziła do dramatycznych wydarzeń w zespole redakcyjnym”. Stachura chciał by „Fabula rasa (rzecz o egoizmie)” ukazała się bez nazwiska autora, z dopiskiem „Człowiek-nikt”. Wkrótce dialog człowieka-ja z człowiekiem-nikt zostaje zastąpiony w  utworze „Oto” monologiem wszechwiedzącego narratora – brata „Syna Człowieczego, Starego Dziecka i Obudzonego”, a więc Chrystusa, Buddy i Lao-tse. Niektórzy z badaczy zwracali uwagę na podobieństwo doświadczenia Stachury z opisami doświadczeń mistycznych zarówno chrześcijańskich, jak i buddyjskich. Sam autor podjął próbę analizy swoich utworów i dostrzegł w nich symptomy depersonalizacji: „Dwa lata temu, na początku 77 straciłem bezboleśnie Wszystko. Wkrótce potem otrzymałem nowe Wszystko. Byłem na wielkiej górze. Trwało to ponad dwa lata. Wtedy się napisało Fabula rasa (rzecz o egoizmie) oraz drugi tekst pod tytułem Oto. Mówię: się napisało, a nie: napisałem, bo to tak, jakbym nie ja napisał, ale ktoś inny. Ten ktoś inny nazwał siebie człowiekiem-nikt. Ja nim byłem i zarazem nim nie byłem. Nie mogę tego inaczej powiedzieć”.

3 kwietnia 1979 ma miejsce wypadek pod Bednarami, w wyniku którego Stachura traci prawą dłoń. Dla poety pisanie przestaje mieć moc ocalającą. Ostatni utwór „Pogodzić się ze światem” to już wstrząsający zapis walki z chorobą psychiczną. W dzienniku napisał:  „Pisanie tyle razy ratowało mnie z ciężkich smutków, a tym razem nic z tego, choć już zapisałem tyle stron. I piszę dalej, i bez smaku. Ten bezsmak, który całkowicie mną zawładnął, jest najstraszliwszy”. Oszczędna, chłodna narracja to według Mariana Buchowskiego najtrafniejsza charakterystyka osobowości Stachury, rozrachunek z przeszłością. Stachura popełnia samobójstwo 24 lipca 1979 roku. Ostatnim, rozliczającym słowem był rękopis wiersza pt.: „List do pozostałych”, znaleziony w pokoju zmarłego.

Pięcioksiąg Stachury

W połowie lat 80. pięcioksiąg Stachury uważany był za przedmiot niemal kultowy. Zbiorowe wydanie wszystkich dzieł poety, w specjalnej „dżinsowej” oprawie było symbolem legendy o niespotykanej do tej pory sile odziaływania. Do wydawnictwa „Czytelnik” przychodziły błagalne listy zawierające niedwuznaczne propozycje w zamian za utwory poety. Stachurze powodziło się od początku twórczości. Już książkowy debiut został przywitany z wielkim entuzjazmem. Zbiór opowiadań „Jeden dzień” zyskał uznanie największych znaczących postaci ówczesnego świata literackiego  – Jarosława Iwaszkiewicza i Wilhelma Macha. Autor „Panien z Wilka” nazywał Stachurę „słonecznym chłopcem”, a swojemu zachwytowi nad jego utworami dawał wyraz nie tylko na łamach prasy. Na recepcję twórczości największy wpływ mieli oczywiście Henryk Bereza i Krzysztof Rutkowski. Pierwszemu zawdzięczamy „życiopisanie”, drugiemu wyjaśnienie pojęcia „poezji czynnej”. Dla Berezy Stachura był przykładem „pisarza z urodzenia, z absolutnej konieczności”. Podkreślał w jego utworach artystyczny autentyzm, prawdę potwierdzoną życiem autora. Stachura bardzo często korzystał ze środków sprzyjających identyfikacji bohatera z autorem, w opowiadaniach i powieściach narracja ma formę lirycznych monologów potęgujących wrażenie bezpośredniej szczerości. We „Wszystko jest poezja” sformułował swój poetycki program – założenie o nieustannej przemianie życia w literaturę.

Czytelników inspirowała postawa zachwytu nad światem, zdolność do zachłannego przeżywania. Świeżość wielosłownej, sentymentalnej prozy Stachury była na tle współczesnej literatury zjawiskiem niespotykanym. Poeta pozostał twórcą osobnym – nie należał do żadnej grupy poetyckiej, źle wyrażał się o konwencjonalnej literaturze i literackiej poprawności. Według Mariana Buchowskiego odrębność Stachury pozwoliła mu być spontanicznie wolnym, artystycznie twórczym.

Pomimo łatwego debiutu, stypendiów i nagród twórczość Stachury zbiera krańcowe oceny. Dla wielu to poezja na wzór śpiewanej przy ognisku piosenki turystycznej, literacka ramota. Zarzuca się Stachurze brak zainteresowania szerszą problematyką społeczną i polityczną. Z dużym lekceważeniem wspomina się pisane i wykonywane przez Stachurę piosenki. Choć cieszyły się największą popularnością, trudno nie przyznać, że nie reprezentują zbyt wysokich walorów literackich. Zarzuty pojawiały się także w odniesieniu do autorskich wykonań – Stachura miał poważne braki wokalno-instrumentalne.

Stachura nadal fascynuje, zmusza do dyskusji, prowokuje. Nie sposób przejść obojętnie obok masowego ruchu młodzieżowego skupiającego wielbicieli jego twórczości. W socjologii życia literackiego powojennej Polski był to fenomen dotąd nieznany – fenomen, który w rodzimym świecie literackim nie powtórzył się już nigdy.