Artykuł
Kronika niezapowiedzianej miłości
„Mistrz i Małgorzata” Michała Bułhakowa to dzieło, jak to się ładnie dziś określa, kultowe, w różnych prasowych rankingach ogłoszone książką XX wieku. Dzieło o miłości, która rozegrała się między wyjątkowym pisarzem a kobietą jego życia.
Emocje, które zaistniały w ekstremalnym wymiarze i intensywności zostały przefiltrowane przez warsztat Mistrza, aby trafić po trzydziestu latach od śmierci pisarza do rąk wygłodniałych wielkiej, prawdziwej miłości czytelników na całym świecie. Nawet radziecka cenzura nie dała im rady, wykreślając z dzieła jedynie obyczajowe kolorki epoki, ale nie naruszając przy tym wielkiego uczucia, ponieważ było ono ponadczasowe, nie polityczne.
On i Ona, oboje po dwóch skonsumowanych małżeństwach: Ona z dwojgiem synów, po dwóch kościelnych ślubach przed prawdziwym, prawosławnym Bogiem; On bez dzieci, z własnej woli, zupełnie jak nasz Witkacy. Poznali się i pokochali na życie i śmierć od pierwszego wejrzenia, jak to zwykle bywa z miłością życia.
Nie zabrakło też pośród tych miłosnych wydarzeń elementów napięcia. Mąż Jeleny Siergiejewny, Szyłowski, odbył rozmowę ze swoim następcą i, jak twierdzą biegli w hagiograficznym piśmie, najpierw groził Bułhakowom, a potem zawarł dżentelmeńską umowę z zakochanymi, którzy mieli poddać się rocznej próbie życia bez siebie i dopiero po roku stwierdzić, czy nadal nie mogą żyć bez siebie. Jeśli tak, wtedy on, prawowity póki co mąż, da Jej rozwód szanując głębokość i prawdziwość ich uczucia. I tak też się stało. Bułhakow pozostał z Ljubow Biełozierską (drugą swoją żoną) , Jelena Siergiejewna z Szyłowskim (drugim swoim mężem) na rok. Po roku, jak głosi legenda, wyszli przypadkiem o tej samej porze w to samo miejsce na spacer, ich drogi przecięły się i połączyły już na zawsze.
Bułhakow napisał list do męża Jeleny: Drogi Jewgieniju Aleksandrowiczu, spotkałem się z Jeleną Siergiejewną z jej inicjatywy i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kochamy się tak samo, jak kochaliśmy się wcześniej.
Jewgienij Szyłowski dał żonie rozwód i napisał przepiękny list do jej rodziców podkreślając wielkość, szczerość i niezwykłość uczucia swojej byłej żony do Michała, swojego następcy:
O nic nie obwiniam Jeleny Siergiejewny i uważam, że postąpiła prawidłowo i uczciwie. Nasze małżeństwo, tak szczęśliwe w przeszłości, skończyło się, wyczerpało w sposób naturalny, nie mogliśmy już nic sobie nawzajem dać (…) jeśli Lusia zapałała poważnym i głębokim uczuciem do innego człowieka- postąpiła słusznie, że złożyła małżeństwo w ofierze. Dobrze przeżyliśmy szereg lat i byliśmy szczęśliwi. Jestem głęboko wdzięczny Lusi za ogromne szczęście i radość życia, które podarowała mi w swoim czasie. (..) Rozstajemy się jako przyjaciele.(..) Lusia przestala być moją żoną, ale pozostała bliskim i drogim mi człowiekiem.
Mówiąc szczerze, pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, żeby opuszczony przez żonę dla jej nowej miłości mąż napisał piękny list w tej sprawie, błogosławiąc młodej parze i życząc jej szczęścia.
Już dla samego tego listu warto przeczytać blisko siedemset stron „Dzienników Mistrza i Małgorzaty”. Aby wziąć upragniony ślub z najdroższą jego sercu kobietą Bułhakow zwolnił się na godzinę z posiedzenia w MCHATcie, pisząc karteczkę do przewodniczącego zebrania:
Poufne. Pilne. o 3.45 biorę ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego. Proszę mnie puścić za 10 minut.
Proste, osobiste wydarzenie stało się historycznym faktem. Zostali małżeństwem na dobre i złe, do końca, Jego końca. Umierał na Jej rękach całując je, i z trudem szepcząc o swojej miłości.
Przeżyła Go o trzydzieści lat i doprowadziła do pierwszego wydania dzieła Jego życia, „Mistrza i Małgorzaty”. Po ich życiu zostały zapiski w formie jego „Dziennika” skonfiskowanego przez NKWD, ale też skrupulatnie skopiowanego przez te same służby, dzięki czemu możemy z „Dziennikiem” teraz obcować, doszukując się w nim tajemnicy wielkiej Miłości przez duże M.
Niezwykłość sytuacji polegała też na tym, że Bułhakow po odzyskaniu swojego intymnego „Dziennika” zniszczył go osobiście, nie chcąc, aby ktokolwiek jeszcze miał okazję kiedykolwiek w nim grzebać. Przeliczył się jednak, służby zachowały go w swoim archiwum. Współcześni nam bułhakolodzy odzyskane dzieło skrzętnie opublikowali dodając do niego „Dzienniki” Jeleny Siergiejewny i listy Bułhakowa. Spełniło się tym samym genialne proroctwo Wolanda, że rękopisy nie płoną. Możemy więc z czystym sumieniem (nie my to przecież opublikowaliśmy) grzebać w opasłym tomie, szukając magii, poezji, mistyki, a może nawet i metafizyki znanej z genialnej prozy Bułhakowa. Cóż znajdujemy?
No właśnie, co znajdujemy w intymnych „Dziennikach Mistrza i Małgorzaty”? Byli przecież pierwowzorami kultowych dziś postaci, kultowej od dziesięcioleci książki. Ona – pierwowzorem namiętnej kochanki, kobiety-żony poświęcającej swoje życie dla jego życia, służącej mu, bezgranicznie kochającej, wiernej, opiekuńczej, okrywającej go skrzydłami uczucia i spokoju tak niezbędnego w pracy literackiej. On był pierwowzorem Mistrza, kochającego od pierwszego spojrzenia, doskonale rozumiejącego meandry duszy swojej wyśnionej, wyidealizowanej kobiety życia, miłości życia.
Co z tego ogromu uczucia znalazło się w ich „Dziennikach”? W intymnych przecież zapiskach, gdzie twórcy zwykle starają się odnotować każde drgnienie duszy przepełnionej spełnieniem, lub kolejnym niespełnieniem.
Nic. Totalnie nic? Ani duża, ani mała litera nie zmienią nam faktów. A fakty to najbardziej nieustępliwa rzecz pod słońcem. Miłości wyrażonej wprost w „Dziennikach” nie ma. Jest inna, dojrzalsza, może bogatsza, wielowymiarowa miłość kobiety oddającej swoje życie, swoje pasje, swoją inność czy osobowość mężczyźnie, twórcy, mistrzowi, którego pokochała i dla którego postanowiła żyć, rezygnując całkowicie z odrębności. Starała się Go chronić przed atakami losu, i być przy nim zawsze, gdy jej potrzebował. Była kochanką swojego Mistrza? Możemy się tego tylko domyślać, bo na tych blisko siedmiuset stronach relacji o życiu, z życiem, na życiu i pod życiem nie pada ani jedno słowo o tej intymnej więzi między nimi. Kto zrozumie, co napisałem, będzie mądrzejszy od tych, co nie zrozumieją tej prostej życiowej wyliczanki. Kim jeszcze była? Sekretarką osobistą, zaufaną, redagującą, przepisującą Jego teksty, wnoszącą wszystkie niezbędne zmiany, korekty, dodatki. Była też pielęgniarką w dniach załamań nerwowych Michała, a potem w czasie ciężkiej, śmiertelnej choroby. Była przy jego śmierci.
To, co się wtedy wydarzyło, opowiedziała dopiero w swoim ostatnim wywiadzie, po trzydziestu latach, będąc na progu swojego przejścia na drugą stronę: I wtedy nagle otworzyły się jego oczy- i światło, nieziemskie światło promieniowało z nich. Patrzył prosto przed siebie, do góry i – widział, widział kogoś, jestem tego pewna. To było przepiękne.
Czy wtedy już czekał na Nią, tam, gdzie się wszyscy (przez całe życie tu) wybieramy? Pewnie tak. Najbliżsi czekają tam na tych, co szukają swojej drogi dalej. A przecież: każdemu będzie dane to, w co wierzy (to także Woland). Jeżeli się wierzy w to samo, to i po drugiej stronie zawsze można się spotkać, a Miłość jest tam uczuciem wszechogarniającym i bezwarunkowym. Byłem tam i mogę potwierdzić słowa Wolanda.
Kochali się więc prawdziwie, czy nie? Czy można Jej życie w oddaniu, poświęceniu drugiej osobie nazwać życiem w stanie miłości? Od rana do następnego rana, w każdej sekundzie wydarzeń, spojrzeń, oddechów? W każdym momencie jego bólu i bardzo rzadkiej radości, w każdym przeświadczeniu klęsk, jakie Go spotykały, w zniechęceniu i euforii tworzenia, w dogłębnym, niesionym przez życie przekonaniu, że nikt nigdy nie przeczyta tego, co stworzył? Czy tak wygląda Miłość? I co na to feministki bijące się o równouprawnienie kobiet i możliwość realizowania przez nie swoich pomysłów na życie bez mężczyzn lub w opozycji do nich? Czy droga wybrana przez Jelenę Siergiejewną dobrowolnie, bez żadnego przymusu albo przypadkowego zaślepienia była drogą miłości? Była drogą Małgorzaty? Jak trudno jest dzisiaj pisać o miłości, nie popadając w banał lub przesłodzoną infantylność, wiedzą ci, którzy próbują zmierzyć się w swoich artystycznych dziełach z tą odwieczną, niezwykłą siłą, która potrafi stworzyć i zniszczyć ludzi w okamgnieniu.
„Dzienniki Mistrza i Małgorzaty” otwierają nową przestrzeń dla Miłości pojmowanej jako dar życia, dar odczuwania, dzielenia się i brania po równo, z pełnym wewnętrznym przeświadczeniem, że idzie się drogą wybraną i że jest to droga, która doprowadzi nas tam, gdzie marzymy dojść. A każde marzenie ma prawo do swojego życia, ma prawo spełnić się i dać nam zachwyt. Jakże często zapominamy o tym, idąc drogą, której nie wybraliśmy. Chrońmy marzenia. Żyjmy dla Miłości.
Jeleno, Michale, Kocham Was tam, gdzie jesteście oboje.