16 października 2013

Szara paleta

Ksiazek_JakuckTworząc „Jakuck” Michał Książek nazywał bieg rzek, uszanki Jakutów, upierzenie wróbli, koniugacje języka 
i mitologie rodem 
z paleolitu. Te pół tuzina –logii i pół tuzina –grafii złożyło się na opisanie świata.

 

Pomysł autora był na pozór tak prosty, że, co chyba częściej zdarza się przy lekturze reportaży niż poezji, pierwszą reakcją czytelnika może być zazdrość: dlaczego to nie ja na to wpadłem? Przecież to niemal recepta na sukces: wybrać sobie za cel miasto dość odległe i niełatwe, żeby nie znały go tabuny trekkingowców, a zarazem – nie całkiem anonimowe, posiadające przeszłość, i poznać je od podszewki, najpierw decydują się na rekonesans, potem, bagatela, trafiając z całą rodziną na kilkumiesięczne stypendium w środku czterdziestostopniowej zimy.

 

No właśnie. Taki tekst wymaga zanurzenia się w całą siermiężność postsowieckiego świata, w mroźne powietrze, sięgające skóry nawet przez dziurki na guziki, a bywa, że i w gęstniejący nurt zamarzającej rzeki. A przecież miesiące spędzone w półmroku, zawisłym nad miastem smogu, w towarzystwie karaluchów, zdziczałych psów i współtowarzyszy z marszrutki, to strącających czapkę, to widzących w każdym „długonosym” nuuczcza, Rosjanina nie wystarczyłyby, gdyby nie wiedza, słuch i uważność. Zanim naśladowcy sukcesu czekającego „Jakuck” ruszą do Magadanu czy do położonego niemal na tej samej szerokości geograficznej kanadyjskiego Iqualuit, powinni zmierzyć zamiar podług sił.

 

Wojciech Stanisławski

 

Czytaj więcej na rp.pl.

Książki, o których pisał autor