20 sierpnia 2014

Tołstoj pisał jak licealista

„Demokracja nie jest możliwa w twierdzy, w której się znajdujemy. Obawiam się, że niebawem będziemy musieli o niej zapomnieć. Możliwe, że na długo” – mówi Olga Sławnikowa. Laureatka rosyjskiego Bookera, opowiada o upadku krytyki literackiej, banalnej literaturze skrojonej pod przekład, rosyjskiej klasyce jako rezultacie PR-u, moskiewskich sekretach, tajemniczej rosyjskiej duszy, która nie istnieje, a także broni interwencji na Krymie.

 

SlavnikovaPisarz Aleksandr Kabakow powiedział, że znany pisarz to ten, którego pokazują w telewizji. Może to jest miara sukcesu?

Miarą sukcesu nie są nagrody literackie, bo otrzymanie takiej nagrody zależy w dużym stopniu od gustu wybierających i mody. Nie są nią też nakłady – im trudniejsza książka, tym mniejszy nakład. Honorarium – też nie, reakcja czytelnika – tak, to jest miara sukcesu, ale trudno ją obiektywnie opisać – są spotkania z czytelnikami, gdzie pisarz przyjmowany jest dobrze, ale bywają spotkania na które nikt nie przyjdzie, bo pada deszcz. Co do krytyki – 15 lata temu to było ważne, teraz w Rosji krytyki nie ma, jest tylko rekomendacja w gazecie. Zostaje więc pokazywać się w telewizji.

 

Przyznaje pani młodym pisarzom nagrodę „Debiut”. Dostrzega Pani jakieś różnice między starszym a młodszym pokoleniem pisarzy?

Jedno jest niezmienne – pisarze przyjeżdżali i przyjeżdżają z dalekiej syberyjskiej prowincji i mają nadzieję, że wydanie książki będzie prostą drogą do sukcesu. Prawda jest taka, że nawet jeśli są świetnymi pisarzami, sama książka nie zagwarantuje sukcesu. Młodzi rozumieją – bo nie są tak naiwni, jak byliśmy my – że muszą się jeszcze czymś zająć, najlepiej czymś publicznym – polityką, dziennikarstwem. Wielu z nich pisze pod przekład, łatwym językiem, upraszczając swoje teksty. Globalny kontekst, prosty język, dynamiczny watek i wychodzi literatura light – to jest gwarancja sukcesu. Z drugiej strony często talent jest silniejszy niż założenia młodych pisarzy. Oni chcieliby napisać prostą książkę, ale są zbyt utalentowani, prowadzi ich język.

Młodzi mają więcej życiowego materiału, bo ich życie jest bardziej różnorodne – oprócz tego pojawiły się tematy, o których mało wiedzieliśmy wcześniej. Jeden z finalistów nagrody „Debiut” jest gejem, co dla naszej literatury jest nieznanym i niezbadanym tematem. To bardzo utalentowany młody człowiek, mam nadzieję, że napisze książkę na poziomie „Anny Kareniny“ Tołstoja.

 

Oczekuje pani, że ktoś napisze książkę na poziomie Tołstoja?

Oczywiście. Młodzi pisarze pytają, czy można pisać lepiej niż Tołstoj – i można, i trzeba. Cała nasza rosyjska klasyka to często rezultat PR-u. Parę książek Tołstoja to, jeśli chodzi o fakturę, źle napisane książki. Tołstoj bywał ślepy, jakby nie dostrzegał związków przyczynowo-skutkowych, a jego frazie brakowało czasem elastyczności.

 

TolstojCzego na przykład nie widział Tołstoj?

Obrazowych związków między zdarzeniami. On opisuje rzeczy i związki, ale słowo u pisarza jest jak magiczna różdżka, po dotknięciu której ukazuje się prawda, a u Tołstoja tego nie widzę. Może chodzi o to, że mam już doświadczenie Bułhakowa, Nabokowa, Płatonowa, doświadczenie europejskiego modernizmu XX wieku, więc wiem, czym może być literatura. Dlatego jego tekst wydaję się być taki…. na poziomie średniej szkoły. Na pytanie, czy można pisać lepiej niż Tołstoj, odpowiedź brzmi tak, i nie jest o zuchwałość.

 

Wspomniała pani, że pisarz powinien zająć się polityką, dziennikarstwem. Rozumiem, że z powodów finansowych?

Nie, z powodu wyobrażenia o sukcesie. Ludzie powinni kojarzyć nazwisko – to przekłada się na sprzedaż książek. Na przykład Zahar Prilepin – on jest pisarzem i narodowym socjalistą, można pomówić o jego poglądach na poziomie, który zaciekawi czytelników gazet czy internetu. Poważna rozmowa o literaturze Prilepina nie interesuje zbyt wielu osób, a jego poglądy to coś zupełnie innego. I to jest w gruncie rzeczy pozytywne. PR jest potrzebny pisarzom.

 

Czy we współczesnej literaturze znajduje odbicie „tajemnicza rosyjska dusza”?

Nie, nie, to jest jakiś mit, który zresztą pojawił się przez złe tłumaczenia klasyki XIX wieku. Tekst był niejasny, tłumacze często skracali całe fragmenty i ludzie zaczęli się zastanawiać – no proszę, co za dziwne ideały mają ci Rosjanie. Nie mam pojęcia, o co chodzi z tą zagadkowością rosyjskiej duszy, może to był taki XIX-wieczny zabieg marketingowy? Sądząc po polskiej kinematografii, to właśnie polska dusza jest szczególnie zagadkowa.

 

Można utrzymać się w Rosji na dobrym poziomie z literatury?

Tak, jeśli piszesz powieści detektywistyczne. Proponowano mi kontrakt na pięć książek w ciągu roku. Zarobiłabym dobre pieniądze, gdyby nie to, że napisanie jednej książki zajmuje mi cztery lata. Musiałam odmówić. Uzależnianie się tylko od literatury to błąd. Można pisać w czasie wolnym, a oprócz tego najlepiej jeszcze mieć pracę.

 

Pytanie tylko, czy da się napisać dobrą książkę w czasie wolnym.

Ja tak robię. Nie miałam nawet roku przerwy od pracy – byłam redaktorem, dziennikarzem, prowadzę różne projekty. Swój czas dzielę na pracę i osobisty czas dla książki. I mam nadzieję, że napisałam, choć jedną dobrą rzecz.

 

Ale wiem, że dopadł panią kryzys i w 1988 zdecydowała się pani rzucić pisanie. Plan się nie powiódł.

Kiedy zaczęła się inflacja pracowałam w poświęconej literaturze gazecie „Ural“. Zostałam z wypłatą tak mizerną, że dosłownie nie miałam za co żyć. Postanowiłam zająć się handlem książkami, właśnie wtedy zobaczyłam, że książka skomplikowana nie ma szans na sprzedaż. Sprzedawałam dziesięć książek detektywistycznych dziennie, ambitnej literatury – zero. Przyrzekłam sobie, że odstawiam pisanie, bo to nie jest nikomu potrzebne. Pisałam w wolnym czasie, do szuflady, bez nadziei na publikację. Wtedy pojawiało się to prawdziwe literackie tchnienie – samotnie, bez żadnej nadziei napisałam swoją pierwszą książkę. I ta pierwsza powieść weszła do finału nagrody Bookera. To jest mój sposób – piszę tak, jakbym miała nie publikować.

 

Pani mąż jest poetą i pisarzem. Czy ma jakiś wpływ na pani twórczość?

Mąż czasem mi podpowiada, pomaga zbierać materiały, jest moim pierwszym czytelnikiem i redaktorem.

 

Ale pani wybiera temat książki?

Ani ja, ani mąż. To temat wybiera mnie.

 

Slawnikowa_2017W książce „Nowy Świat” pisze pani na temat matematyki fraktalnej. Zna się pani na tym?

Kiedyś mi się wydawało, że matematyka będzie moją drogą życiową. Równania są autentycznie piękne i wymagają szerokiego horyzontu, to delikatny i abstrakcyjny świat, to architektura myśli. Nie ma czegoś takiego jak ogólna matematyka, jest wąska specjalizacja – uczony, który zajmuje się jedną gałęzią matematyki, nie rozumie nad czym pracuje jego sąsiad. Trzeba być bardzo wyspecjalizowanym i to nie za bardzo pozwala zająć się matematyką tak po prostu. U mnie zostało wspomnienie delektowania się pięknem tej dyscypliny. Chodziłam do klasy matematyczno-fizycznej w liceum. Tam spotkałam nauczycielkę, która przekonała mnie do zdawania na dziennikarstwo. Ostatecznie chodziłam na zajęcia z filozofii, a matematyka pozostaje dla mnie taką niespełnioną miłością. W książce mój bohater przeżywa życie, którego mi nie udało się przeżyć.

 

 

Bohater może przeżyć życie za pisarza?

Tak, bohater książki to moje drugie ja, druga linia mojego losu. Pisałam tę powieść dwa i pół roku, żyłam jego życiem, byłam nim. To jest konieczne, aby stworzyć dobrą książkę, no i ma tę zaletę, że niepiszący nie mają tej możliwości.

 

Czytelnicy mają.

Pisarz, mówiąc matematycznie – daje sto procent, a czytelnik zabiera z tego jakieś trzydzieści.

 

Slawnikowa_Lekka_glowa„Lekka głowa” miała dotyczyć moskiewskich mitów. Jakie mity ma to miasto-moloch?

Znam mitologię górską, na przykład Bazova, bo w Jekaterynburgu te historie opowiadane z pokolenia na pokolenie. Przeprowadziłam się do Moskwy i okazało się, że nie mogę zrozumieć ducha miasta bez jego mitów. Zaczęłam szukać, potrzebowałam ich. Jednym z tych mitów jest podziemna Moskwa, drugim – moskiewskie metro, którego stacje zbudowano na miejscu byłych cmentarzy

 

A jakim miastem jest współczesna Moskwa?

Pełnym energii. Kocham szczerze dwa miasta – Moskwę i Nowy Jork. Pamiętam, pojechaliśmy – ja i paru innych pisarzy – do Szwajcarii. Wieczorem prawie wszyscy mieli posiniaczone czoła. A wie pani czemu? Bo szli tak szybko, że zanim drzwi się przed nimi rozsuwały, uderzali głową w szybę. Wszystko u nas dzieję się błyskawicznie, Moskwa daje energię i szybko ją zabiera. W Nowym Jorku brzydotę potrafią przekształcić w piękno – jest takie miejsce, gdzie metro podziemne jest bardzo brzydkie. I w tym miejscu mieszkańcy zaczęli sadzić kwiatki, krzewy. Zupełnie je zmienili.

 

To amerykańska tradycja, żeby brać sprawy we własne ręce. W Moskwie tak nie jest, prawda?

O Boże, jak pani się myli! Zarówno jeśli chodzi o Moskwę, jak i o Nowy Jork. W Nowym Jorku wszystko jest sformalizowane. Amerykańska administracja jest okropna, państwo miesza się w sprawy obywateli. Nie ma cenzury, ale ludzie boją się samodzielnego myślenia. Amerykańska jednomyślność mnie razi, czasem mam wrażenie, że wróciłam do Związku Sowieckiego. Nowy Jork szanuje sukces. Nikt tam nie będzie szkodził swojej karierze. To mili, ale obojętni ludzie. Miasta są podobne, ale mamy inną naturę, Dobrze to opisuje przykład rzeźb. Na Broadwayu co jakiś czas zmieniają pomniki. U nas to jest nie do zrobienia – przecież rzeźba to coś solidnego, ciężkiego. Nie może być zmieniana.

 

Powiedziała pani kiedyś, że rosyjską rzeczywistość trudno opisać, nie włączając elementów fantasy.

Żyjemy w świecie nadmiaru informacji, ale dostęp do informacji nie oznacza dostępu do prawdy. Mnogość informacji owocuje niepewnością. A do tego dochodzi typowo rosyjska cecha – lubimy trochę pofantazjować, troszkę od siebie dodać. W matematyce, żeby otrzymać wynik, trzeba podstawić określoną wielkość; u nas tą wielkością jest fantazja.

 

Podpisała pani list do władzy, w którym Rosyjski PEN Club zaapelował o zagwarantowanie wolności obywatelom. Jaki był efekt?

Kierowało mną przekonanie, że wolność należy się wszystkim. My, ludzie którzy podpisali ten list, wiemy, że kiedy tylko zaczną sądzić za słowo pisane, trzeba będzie zrobić nową rewolucję.

 

Serio?

Tak, jeśli wróciłaby cenzura jak za czasów sowieckich.

 

Czuje pani, że sytuacja w Rosji zmienia się, idzie w stronę wzmocnienia cenzury?

Główne kanały telewizyjne są pod patronatem państwa, radio również. Nie jest żadną tajemnicą, że sytuacja polityczna nie sprzyja wolności wypowiedzi. Teraz demokracja nie jest możliwa. Demokracja nie jest możliwa w twierdzy, w której się znajdujemy, obawiam się, że niebawem będziemy musieli o niej zapomnieć. Możliwe, że na długo.

 

Co może do tego doprowadzić?

Międzynarodowa izolacja Rosji, podwójne standardy.

 

Mówi Pani, jakby to nie była wina Rosji.

Bo nie jest.

 

Czy Rosja nie sprowokowała aktualnej sytuacji?

W mojej rodzinie jest siedem pokoleń marynarzy. Strata Sewastopola i zamiana go w bazę NATO to straszliwy cios. Do tego nie można było dopuścić za żadną cenę. Jak powiedział jeden z naszych polityków – jeśli politycy zrobili coś, na skutek czego uszczęśliwili dwa miliony ludzi, to znaczy, że postąpili właściwie.

 

 

A co z tymi których unieszczęśliwiono?

Mówimy o Krymie; możecie czytać i słuchać kogo chcecie, ale Krym wiwatował. To było jak narodowe święto.

Wie pani, największy wstyd w życiu przeżyłam w Belgradzie. Moja tłumaczka zabrała mnie na wycieczkę, po zbombardowanym mieście. Było mi wstyd, że niczego nie zrobiliśmy, że nie pomogliśmy. Na wschodzie Ukrainy, gdzie żyje duży procent Rosjan zaczyna się ostrzał miasteczek. Co ja przy tym czuję, ja, ruski człowiek? Czuję konieczność ich ochrony. To nasza krew. Z drugiej strony są państwowa granica Ukrainy i prawo międzynarodowe.

Teraz wielu Rosjan czuje wstyd za każdą zabitą osobę na Ukrainie. Czołgi przekraczały granicę z Ukrainą, ale to nie Putin wprowadził wojska. W Rosji czołgi stoją na postumentach jak pomniki po wojnie. W Jekterynburgu również taki był. I w Nowy Rok grupa osób zatankowała ten czołg, ściągnęła z postumentu i jeździli sobie nim po mieście. Tak się bawią ludzie na Uralu. Więc jeśli udało się ściągnąć czołg z postumentu, to nie uda się z magazynu wojskowego? Rosjanie nie są posłusznym narodem, oni robią to, co należy.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także