Recenzja
Baśń dla dorosłych, czyli wyjątkowy zapis tragedii
Dawid Grosman zabiera nas na wędrówkę po różnych odcieniach żałoby i robi to z subtelnością godną pisarza wybitnego.
Paul Celan napisał w liście do Ingeborg Bachmann, że jeden z jego najsłynniejszych wierszy – „Fuga śmierci” – to jedyny grób, jaki ma jego matka. Wpadał w furię, kiedy nie zgadzał się z interpretacją utworu, a zwłaszcza, gdy dopatrywano się w nim wyłącznie zabawy formą. To oczywiście nieuprawnione, jeśli oceniamy wyłącznie w kategoriach literackich. Ale mało kto potrafi i chce się do tego ograniczyć. Dlatego utrata kogoś bliskiego to tak ryzykowny temat, który często wytwarza niezręczną atmosferę między twórcą a odbiorcą. Wiąże się z nim bowiem określona presja, a skoro nie znajduje ona ujścia w odbiorze dzieła – cóż, pozostają frazesy.
Na szczęście w przypadku tekstów Grosmana ciężko wpaść w tę pułapkę. Co prawda odczytanie przez pryzmat biografii autora nasuwa się samo – jego syn zginął w drugiej wojnie libańskiej, na co reakcją jest nie tylko „Poza czasem”, ale też końcowe fragmenty monumentalnej powieści „Tam, gdzie kończy się kraj”.
Obydwa utwory poruszają się jednak na własnych prawach, niezależnie od kontekstu autobiograficznego. „Poza czasem” to synkretyczna baśń, która imponuje różnorodnością na kilku poziomach. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak jednoznacznego przyporządkowania rodzajowego i gatunkowego. Szybki rzut oka na strukturę tekstu przywodzi na myśl dramat – historia opowiedziana jest w dialogach i monologach, bo do głosu dopuszczeni zostali wyłącznie ci, którzy doświadczyli utraty dziecka. Pod przewodnictwem bliżej nieokreślonego mężczyzny ruszają oni w podróż w poszukiwaniu granicy między światem żywych i umarłych, z orfeuszowskim zamiarem przechytrzenia śmierci.
To jednak w różnicach między nimi – a nie wspólnej tragedii – tkwi największa siła „Poza czasem”. Chodzi tu nie tylko o zręczne operowanie kontrastem, o umiejętne przeplatanie wypowiedzi poetyckich z twardą, dosadną prozą. Głębszy sens tego zabiegu stanowi bowiem zdemaskowanie każdego oblicza żałoby, a na tak wielowymiarowe podejście mało kto potrafiłby się zdobyć. Można więc powiedzieć, że to nie jedynie historia utraty, literackie pożegnanie, lecz także opowieść o tym, że baśnie pomagają nie tylko dzieciom, a dorośli czasem po prostu potrzebują je opowiadać.