Recenzja
Batman i Putin
Kto należy do grupy trzymającej władzę w Rosji i w ogóle na całym świecie? Władimir Putin? Barack Obama? Nie, to tylko figuranci, którzy być może nawet nie wiedzą, że służą wampirom. Oczywiście nie tym ze „Zmierzchu”, ani nie tym z powieści Brama Stokera, tylko tym prawdziwym.
Jeśli już mogą się kojarzyć z jakimś popkulturowym bohaterem wampirycznym, to bliżej im do Blade’a „Wiecznego Łowcy” z serii filmów z gwiazdą kina akcji Wesleyem Snipesem. Problem w tym, że wszystkie funkcjonujące wśród ludzi historie o wampirach są wymyślane na ich zlecenie w celu rozsiewania dezinformacji. Na przykład prawdziwe wampiry wcale nie żywią się ludzką krwią, właściwie to żywią się… ludzką kulturą. Zresztą przekonanie wampirów o tym, co robią i co potrafią też może być złudzeniem. Tak w skrócie można opisać świat, z którym przychodzi obcować czytelnikowi „Batmana Apollo” Wiktora Pielewina. To dalszy ciąg historii znanej z „Empire V”.
Fabuła przypomina roller coaster z odrzutowym dopalaczem – główny bohater, młody wampir Rama przemierza wszelkie wymiary i bezwymiary wszechświata duchowego i materialnego, od słynnej podmoskiewskiej Rublowki, – gdzie, a jakże, pośród pałacyków oligarchów i butików Armaniego, bije serce rosyjskiego wampiryzmu – po zamek Draculi i zaświaty. Wszystko to napisane jest dziwacznym językiem, w którym terminy z marketingu i public relations mieszają się z filozoficznymi, teologicznymi, technicznymi i wulgarno-codziennymi. Świat wampirów żywiących się produktami ludzkiej kultury bardzo przypomina świat mediów, reklamy, wielkich korporacji, ale też rosyjskiego półświatka. Tak jak w prawdziwej współczesnej Rosji, tak i w światku wampirów nigdy nie wiadomo, czy poważny prezes w garniturze od Armaniego nie wyciągnie nagle zza paska spodni pistoletu, bo gdzieś w głębi pozostał przestępcą, „worem w zakonie” jak mawiają za naszą wschodnia granicą.
Książka Pielewina wpisuje się w popularny schemat urban fantasy – współczesny świat przesiąknięty jest pradawną magią i zamieszkały przez mityczne istoty, które próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Podobnie jak np. Neil Gaiman, Pielewin opowiada stare historie na nowo, umieszcza w nowym kontekście. Jednak w jego powieści wiodącą rolę odgrywa jednak satyra na współczesną, putinowską Rosję, jej inność w porównaniu do zachodniego świata. Wpisuje się tym w długą tradycję fantastyki, która swą siłę czerpie właśnie z krytyki współczesności i władzy ukrytej pod płaszczykiem fantastycznej konwencji. Kiedyś, w czasach cenzury i zimnej wojny, to „socjologiczne” podejście stanowiło siłę radzieckiej, ale także polskiej fantastyki, przede wszystkim naukowej. Trzeba było się nieźle nagłówkować, by w opowieściach o dzielnych (w domyśle – socjalistycznych) kosmonautach ukryć przed cenzorem krytykę panującej ideologii. Dziś, nawet w Rosji, w której w niewyjaśnionych okolicznościach znikają dziennikarze i opozycjoniści, jest o wiele łatwiej. Nie zmienia to faktu, że przyjęta w powieściach i opowiadaniach Pielewina konwencja jest nadal nośna.
Niestety „Batman Apollo” ma dość istotne wady. Po pierwsze – zmęczenie materiału. Każdy, kto przeczytał więcej niż jedną książkę tego autora zauważy, że są one do siebie podobne. Niezależnie od tego czy bohaterami są wampiry czy bohaterowie rewolucji, pojawiają się w nich odniesienia do filozofii, religii Wschodu itp.
Po drugie – „Batman Apollo” w pewnym momencie staje się historią przegadaną. Długie akapity rozważań o istocie świata, mechanizmach władzy i buddyzmie (który pojawia się w większości książek Pielewina) czasami wydają się wymykać autorowi spod kontroli. Ci, którzy czytali „Empire V” mogą więc poczuć się rozczarowani.