9 kwietnia 2014

Dokąd zmierza tekst? Dwadzieścia lat później

Czy książka przeżyje starcie z mediami elektronicznymi? Jakie jest jej miejsce we współczesnej kulturze? Ma już wyłącznie wspaniałą przeszłość czy może czeka ją jeszcze wiele dni chwały? Wreszcie – czy ekran komputera sprawi, że nowość wyprze znane? Autorzy tekstów inspirowanych konferencją, która odbyła się w lipcu 1994 roku w Centrum Badań Semiotycznych i Kognitywistycznych Uniwersytetu w San Marino, którego kierownikiem był wówczas Umberto Eco dowodzą, że najważniejsza nie jest książka, lecz to, co przenosić może tekst, czyli treść. Medium jest jedynie dodatkiem.

 

Na wstępie należy spytać o aktualność tekstów powstałych przed dwudziestu laty. Mimo iż autorzy esejów zamieszczonych w tomie „Przyszłość książki” prezentują zjawiska towarzyszące komputerom z czasów systemów uniksowych i traktują internet jako zjawisko społeczne, które może rodzić praktyki kolaboratywne, to przyszłość wpływu nowego medium na lekturę wciąż jest niejasna. Poprzez ustosunkowanie się do kolejnych form przekazywania treści (bo to one są najważniejsze, przy czym ograniczenie się do terminów informacja i tekst zdaje się zbyt dużym uproszczeniem) poszczególni eseiści wskazują mechanizmy, które wpływają na zmiany dostępności (Hesse, O’Donel, Nunberg, Toschi), poszerzają potencjalny horyzont poznawczy czytelnika/odbiorcy (Bazin, Toschi, Botler, Landow) oraz pokazują zmiany związane z sentymentem, ale i utrzymaniem statusu książki drukowanej na rynku (Landow, Dugiud, Nunberg). Tworzą szkielet języka, który może okazać się przydatny przy opisie zjawisk mających dopiero nastąpić.

 

W zbiorze na pierwszy plan wybija się obecność tekstu jako tworu, który swoją najdoskonalszą realizację znalazł właśnie w książce drukowanej, z którą swoją tożsamość i pamięć zdaje się wiązać wciąż wielu. Gdyby przyjrzeć się historii rozwoju pisma łatwo można stwierdzić, że nośniki myśli zmieniały się wielokrotnie (gliniane tabliczki, pergamin, papirus, papierowe zwoje, wreszcie – książka), lecz informacyjny charakter zapisywanych słów pozostał.

 

Redaktor tomu dokonuje w swoim artykule demitologizacji książki, która na przestrzeni sześciuset lat stała się synonimem wiedzy, podnosi także rolę tego szczególnego nośnika, którego cechy zewnętrzne (format, mobilność, pojemność, łatwość gromadzenia, trwałość, kompatybilność) sprawiły, że wszedł na stałe do kultury. Efektem tego typu myślenia była pierwsza encyklopedia (1774), która miała zawierać i ujednolicać całą wiedzę o świecie. Książka, jaką niewątpliwie była ta szczególna pozycja, miała być dziełem skończonym, co z jednej strony jest dobre, a z drugiej – uniemożliwia wyjście poza narzucone tory myślenia.

 

Encyklopedia jest dobrym przykładem, na podstawie którego łatwiej jest zrozumieć przemiany, które zaszły na gruncie myślenia o książce; stała się ona mobilna i łatwo dostępna dzięki przeniesieniu w świat wirtualny (od kilku lat PWN nie drukuje wielotomowych encyklopedii). Widać tu wyraźną analogię między nowymi nośnikami piśmienności, jakimi są komputery lub nośniki danych – czytnik e-booków, cieńszy od niejednego zbioru krzyżówek, może pomieścić więcej książek niż przeciętny księgozbiór.

 

Nunberg zaznacza, że obecność stałego elementu, jakim jest sześcienny format książki, rodzi emocjonalną stabilizację, która może dawać podstawę do wyjścia poza zaprezentowane treści. Wiąże się to z efektami wielkiego, dziewiętnastowiecznego eksperymentu, czyli powszechnej alfabetyzacji, która wytworzyła przywiązanie do formy książki, obowiązującej (w dużej mierze) do dziś. Właśnie w tym nawyku autorzy tekstów dopatrują się źródła szoku, jakim jest zmiana medium.

 

O ile bowiem wcześniej książka była traktowana jako coś niezwykle cennego, o tyle na przestrzeni minionych dwustu lat dokonało się przewartościowanie i stała się ona dobrem dostępnym powszechnie. Widmo zmiany medium dystrybuującego wiedzę szło bowiem w parze ze zniesieniem cenzury. W zalewie tekstów (zobacz także) trudno o kontrolę zawartości publikacji, z którą wiązać się może wspomniana stałość: pozbawienie jej może budzić nieufność (brak organu oceniającego wartość merytoryczną treści), a zarazem skłaniać do wchodzenia w obszar współpracy, czego dowodem są chociażby różnorakie ziny (lata 90.), Wikipedia i związane z nią środowisko czy inne praktyki kolaboratywne w internecie (więcej na ten temat).

 

Tego typu działania przeczą obawom związanym z anonimowością tekstów (nazwisko autora jako gwarancja jakości – szerzej pisze o tym Foucault, na którego powołuje się w swoim eseju m. in. O’Donell), pod którymi nikt nie podpisałby się swoim nazwiskiem; takiego rozproszenia obawiali się autorzy tekstów zebranych w „Przyszłości książki”. Pisząc o hipertekstualności i o makrotekście spoglądali z nadzieją na nowe media, które mogły umożliwić (i, jak dowodzi praktyka minionych dwóch dekad, umożliwiły) wyjście poza typowy dla książek linearny charakter przyswajania wiedzy przy zachowaniu możliwości aktualizacji informacji.

 

W tych rozważaniach pobrzmiewa też potrzeba cenzury. Kiedyś realizowana była poprzez zapomnienie (zapamiętywano najważniejsze rzeczy i pamiętano, gdzie leży najważniejsza książka) lub przez ogień (który, jak to podkreślił Umberto Eco, jest jednym z najbardziej zasłużonych cenzorów w dziejach). Dziś uosabia ją naturalna selekcja dokonywana przez odbiorców, którzy mogą dokonywać wyboru wartościującego treści. Warto przy tym pamiętać, że możliwość wejścia w interakcję jest również formą cenzury – wypowiadający się w internecie muszą formułować swoje wypowiedzi tak, by nie narazić się na krytykę ze strony innych. Podkreślił to zjawisko Hesse, doceniając natychmiastowość aktu komunikacji; Tochi z kolei dowartościował je poprzez proklamację narodzin „trzeciego wymiaru komunikacji”, który jest niczym innym, jak elektronicznym dialogiem.

 

Myśli zawarte w „Przyszłości książki” bardzo trafnie puentuje Umberto Eco: „komputery rozpowszechniają nową formę piśmienności, lecz nie są w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb intelektualnych, które pobudzają. (…) marzę o pokoleniu użytkowników komputera, które bez trudu opanuje czytanie z ekranu komputera, lecz równocześnie poszukuje innej, bardziej odprężającej i wymagającej innej formy zaangażowania lektury”. Autor Imienia róży oddaje w tym cytacie optymistyczne prognozy autorów tekstów zawartych w zbiorze, a zarazem podkreśla, że kontakt z książką jako nośnikiem tekstu nie zaniknie, lecz ulegnie daleko idącej zmianie. Ważniejszy w akcie komunikacji stanie się odbiorca jako ten, który – pomijając postmodernistycznie rozumiane angażowanie go w twórczy akt lektury – staje się też twórcą dzięki interakcjom i indywidualizacji procesu odbioru tekstu, niezależnych od zamierzeń autorskich. Ogromną wartością esejów zebranych w „Przyszłości książki” jest wskazanie analogii między zjawiskami minionymi i migocącymi dopiero na horyzoncie zdarzeń: przemiany związane z przejściem książki ze świata rękopisu do świata druku zadziwiająco przypominają to, co dokonuje się na niwie zmiany medium przekazującego piśmienność i treść zawartą w słowach.

 

Według autorów tekstów tytułowa przyszłość książki jako nośnika tekstualności nie jest aż tak różowa, ponieważ dokonuje się już proces wypierania jej przez inne media służące do przenoszenia tekstów. Wynika z tego zatem, że istotą książki nie jest jej forma, ale piśmienność, której jest nośnikiem. A ta z kolei przechodzi kolejną, rozszerzającą jej ramy przemianę – czy to za sprawą zwiększenia szybkości dostępu, czy za sprawą jego upowszechnienia. Następnym krokiem w rozwoju piśmienności zdaje się hipertekst, który w swojej formie i treści podlega przemianom dynamiczniejszym niż książka drukowana. Z pewnością pozostanie niewielka grupa, która nie pozwoli oderwać się od książek, nadchodzi jednak, jak zauważa Eco, nowe pokolenie, które będzie na równi stawiało lekturę tekstu elektronicznego i papierowego; pokolenie, dla którego (już) niemigający ekran stanie się nośnikiem treści równoznacznym z papierem.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także