15 czerwca 2016

J jak jastrząb

Chłód wypełnia płuca. Ogromna przestrzeń angielskich pól i lasów ciągnie się wzdłuż horyzontu. Ciszę przerywa trzepot wielkich, silnych skrzydeł, wprawiających w ruch zimne powietrze. Bieg. Dźwięk łamanych pod ciężarem stóp patyków i śliskie trawy, którymi pędzisz straciwszy z oczu jastrzębia. Wiesz już, że zaledwie centymetry dzielą go od ofiary. Królicze białe futro dostrzegasz z daleka. Przystajesz. Kolejny triumf praw natury.

W „J jak jastrząb” Helen Macdonald opisuje pierwsze miesiące po śmierci ukochanego ojca, znanego fotografa. W obliczu osobistej tragedii wielokrotnie przenosi się pamięcią wiele lat wstecz, kiedy jako mała dziewczynka, postanowiła zostać sokolniczką – godzinami obserwowała ptaki, opanowywała skomplikowaną terminologię, pochłaniała niezliczone lektury, zwłaszcza T.H. White’a. Świadomość jego rozpaczliwych zmagań z własnym jastrzębiem towarzyszyć będzie czytelnikowi niemal do samego końca.

Zdaje się on czuwać nad Helen niczym dobry duch, który w tym trudnym czasie nie pozwala jej zapomnieć o marzeniu z dzieciństwa. Macdonald wyłącza telefon, zapełnia lodówkę ptasią karmą. Chwilę później pędzi autostradą do domu, z jastrzębiem na tylnym siedzeniu i ostatecznie odcina się od świata ludzi.

Rzeczywistość, w której dotychczas funkcjonowała, nagle przestaje istnieć. Jej pole widzenia znacznie się zawęża, skupia wyłącznie na jastrzębiu – młodej Mabel. Kolejne próby poskromienia ptaka to dla kobiety sposób na zmierzenie się z osobistą tragedią i zaakceptowanie nowej sytuacji. Cały ten proces ma w sobie coś mistycznego, metafizycznego, sprawia, że sama bohaterka upodabnia się w pewnym stopniu do ptaszyska – dzikiego i wyobcowanego, niekiedy wręcz przerażającego.

Autorka, historyczka z wykształcenia, wielokrotnie przywołuje świat celtyckich legend i arturiańskich opowieści, w którym łącznikiem między magią a prawdą staje się postać jastrzębia. Zabiera czytelnika w podróż w przeszłość, malując ją niezwykle obrazowym językiem. Porusza przy tym swą wrażliwością na szczegół. Mimo aury cudowności, jaka roztacza się nad angielskimi lasami, książka zmusza do przykrej refleksji – o przemijaniu i zapomnieniu, bezlitośnie powtarzalnej historii, nieczułej na los jednostki. Większym smutkiem napawa jednak świadomość stosunku człowieka do natury, który wciąż pozostaje dla niej największym zagrożeniem.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także