31 października 2012

Napisać siebie

„Odrodzona” – pierwszy tom dzienników wybitnej amerykańskiej pisarki Susan Sontag – to ślad procesu twórczego: intelektualnej i emocjonalnej autokreacji, która będąc warunkiem możliwości pisania, sama w pisaniu i przez pisanie się dokonuje. Ten niejednorodny, wielowarstwowy tekst odsłania przed nami rzeczywistość, w którą wgląd uzyskujemy niezwykle rzadko: intymną przestrzeń myśli i uczuć przepuszczonych jedynie przez filtr języka, przeznaczonych wyłącznie dla piszącego, nikogo więcej.

 

Sontag prowadziła dziennik od wczesnej młodości – pierwsze notki zawarte w „Odrodzonej” skreśliła czternastoletnia Susan w listopadzie 1947 roku – aż do ostatnich lat życia. Osobistymi zapiskami zapełniła ponad sto zeszytów. Choć interesowała się losem innych swoich prac, przed śmiercią nie zostawiła żadnych wskazówek, jak potraktować dzienniki. O ich publikacji (nie bez wahania i w dużej mierze po to, by uniknąć obcej ingerencji w ich delikatną materię) zdecydował syn pisarki David Rieff. On też podjął się wyboru i edycji tekstów, zestawionych w pierwszym tomie w taki sposób, że ogniskują uwagę na „surowym i nieupiększonym obrazie Susan Sontag jako młodej kobiety, która z pełną świadomością i determinacją tworzy osobę, jaką pragnie zostać”.

 

Obraz ten wyłania się z zapisków niezwykle zróżnicowanych pod względem formalnym. Obok klasycznych niewielkich narracji znajdziemy w dziennikach zalążki opowiadań, luźne szkice fabuł, minieseje i komentarze krytyczne, cytaty, listy książek do przeczytania i filmów, które należy obejrzeć, wyliczenia obcojęzycznych zwrotów, słowniczki wyrażeń zaczerpniętych z odległych rejestrów własnego języka, portrety spotykanych ludzi, opisy dni przypominające rozkłady zajęć. Uderzająca jest też rozpiętość tematyczna poszczególnych wpisów; uwagi o muzyce barokowej, stylu Gide’a i filozofii sąsiadują w nich z opisami przeżyć erotycznych i wiwisekcją emocji. Na tę tekstową mozaikę nakładają się ślady powrotów Sontag do własnych notatek: skreślenia, drobne korekty, dołączone na marginesie pytania i autoironiczne uwagi.

 

Utkane z erudycyjnych odwołań i intymnych refleksji, dzienniki odkrywają przed czytelnikiem fascynujący i bolesny proces tworzenia samej siebie, w którym intelektualna żarłoczność młodej pisarki miesza się z poszukiwaniem tożsamości seksualnej i ambicją ciągłego przekraczania własnych ograniczeń. „Podlewam swój biały umysł książkami” – notuje Sontag w jednym z wpisów z 1958 roku. Lista jej lektur jest imponująca, a znaczna część zapisków koncentruje się wokół tekstów, prób ich interpretacji i krytycznego porównania. To pisanie o cudzym pisaniu zamienia się w dziennikach Sontag w polemikę i wielowątkowy dialog – w nim pisarka wykuwa powoli swój oryginalny styl.

 

Kształtowanie indywidualnego sposobu myślenia i mówienia o rzeczywistości nie przebiega jednak łagodnie. Krytyczny, zachłanny umysł Sontag wchodzi nieustannie w konflikt z ciałem i jego pragnieniami, konflikt tym głębszy, że spleciony z biseksualną tożsamością pisarki. Próba odnalezienia siebie w relacjach miłosnych jest drugim motywem przewodnim książki. Od uskrzydlającego doświadczenia inicjacji („Teraz znam prawdę – wiem, że miłość jest dobra i właściwa – w pewnym sensie otrzymałam pozwolenie, by żyć”), przez trwające kilka lat małżeństwo, w którym Sontag się dusiła („Małżeństwo opiera się na zasadzie bezwładności. Bliskość bez kochania”), po burzliwe homoseksualne romanse obserwujemy dojrzewanie kobiety i kochanki, odkrywającej własną cielesność, poszukującej pełni.

 

Fragmenty dyskursu miłosnego Susan Sontag odsłaniają nie tylko jej uczucia i oczekiwania wobec innych, lecz także jej niepewność, skrępowanie, lęk przed odrzuceniem i tendencję do ciągłej autoanalizy. Nadwrażliwa i wciąż niezadowolona z siebie, Sontag wielokrotnie w dziennikach przywołuje się do porządku. Spisuje w punktach postanowienia, zarówno te zupełnie błahe, jak i te wyznaczające kierunek pracy nad sobą: „Poprzyszywać guziki (…). Kąpać się codziennie (…) Nie śmiać się z ludzi, nie szydzić, nie krytykować ich wyglądu itp. (wszystko to jest wulgarne i próżne)”. Konfrontuje rzeczywistą siebie z sobą, do której dąży, zdejmuje i przymierza maski, przeglądając się we własnych emocjach i reakcjach otoczenia. Niektóre spośród tych ćwiczeń z postrzegania siebie przypominają przywołany przez Sontag (w odmiennym kontekście) koszmarny sen „o obrazie powielanym bez końca: gdy osoba stojąca przed lustrem sama trzyma lustro, odbija się ad infinitum”. W dziennikach zapisany jest wysiłek pisarki, by ten koszmar się nie urzeczywistnił – by zamiast powielać stale tę samą siebie, spróbować siebie przekroczyć.

Książki, o których pisał autor