Recenzja
Regina zamyka drzwi. Z głośnym trzaskiem.
Trójki, triady i trójkąty to motyw bezustannie przewijający się w najnowszej powieści Jacka Melchiora. Trzy tożsamości tytułowej bohaterki wiążą ją z trzema miastami, w których mieszkała na trzech, głównych etapach ulatującego z niej właśnie życia.
Regina ma trzy siostry, za którymi nie przepada, a na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu lat ważnych dla siebie relacji też miała raptem trzy: z mężem, którego porzuciła; z synem, którego całkowicie zdominowała i z Romkiem, którego ostatecznie też odtrąci by, niczym dzikie zwierzę, zaszyć się w swoim legowisku i nigdy nie musieć przyznać do własnej słabości. W związku z Romkiem – jedynym udanym, jaki de facto Regina nawiązuje przez prawie dwie dekady – też jest zresztą tą trzecią. W dodatku nawet teraz, kiedy walczy z nowotworem i zdana jest na cudzą pomoc, raczy się swoimi ulubionymi trzema rodzajami alkoholu (koniakiem, winem i piwem) i szczerze przyznaje, że żyła łapczywie i z biglem. Miłość również dzieliła na trzy: na syna Pawełka, pieniądze i wizerunek kobiety niezłomnej i nie do zdarcia, jaki ogromnym nakładem pracy i energii wypracowała w oczach własnych i świata. I za nic, nawet za cenę życia i zdrowia, nie zamierza z tego wizerunku rezygnować.
Wolność i dążenie do niezależności są jednymi z głównych tematów powieści. Regina poszukuje wolności, swobody i samostanowienia – najpierw gdy ucieka z rodzinnego Hajborka; potem, gdy porzuca męża i prowadzi poukładane życie żony oficera marynarki w Trójmieście czasów PRL i w końcu, gdy wyjeżdża do Wiednia, by z dala od przaśnej, polskiej rzeczywistości móc w końcu odetchnąć pełną piersią. Regina jest mistrzynią łapania nawet najmniejszych szans i okazji, które dostaje od losu. Bezkompromisowo wydrapuje malowanymi na czerwono pazurami to, co dla niej ważne. Bezczelna i arogancka, przebiegła i zdeterminowana, cyniczna i uparta, diabelsko inteligentna a przede wszystkim niezwykle pracowita Regina o niewyczerpanych pokładach energii i siły to uosobienie Polaka-emigranta wczesnych lat wolności i idealny przykład późno-socjalistycznego/wczesno-kapitalistycznego awansu społecznego. Regina, wyrywając się ze wsi i robiąc wszystko, by tamtejszą nędzę (i materialną, i duchową) zostawić daleko za sobą, jest doskonałym obrazem dokonanej w Polsce „prześnionej rewolucji”, o której pisał Andrzej Leder. To polska chłopka z krwi i kości, która własnym sprytem, ambicją i energią ruszyła własny świat z posad i uciekła daleko, nigdy tak naprawdę nie uciekając.
Powieść Melchiora jest ciekawa z kilku powodów. Po pierwsze, stawia ważne pytania, nawet jeśli nie ma pretensji, by udzielić na nie wyczerpujących odpowiedzi. Pyta o starość. O niezależność i jej utratę. O istotę i naturę związków międzyludzkich – w tym tych najważniejszych, takich jak relacja pomiędzy dziećmi i rodzicami, rodzeństwem, czy życiowymi partnerami. Pyta o to, czy warto być szczerym. O polskość. O znaczenie i istotę emigracji. O odpowiedzialność za siebie i swój los. O wartości i motywacje, które są motorem działań każdego z nas. O istotę kobiecości. Dychotomię siły i słabości.
Po drugie, książka Melchiora płynnie i wiarygodnie prowadzi czytelnika przez dekady przemian – od biedy i brudu świętokrzyskiej wsi po przepych wiedeńskiego mieszkania sąsiadki. Prawdziwi, pełni sprzeczności a przez to niezwykle ludzcy są też bohaterowie powieści. Jestem w stanie iść o zakład, że każdy z nas miał do czynienia z kimś takim jak Pawełek, frau Sabina, sąsiadka Milka, Stacho czy sama Regina Bergner.
Po trzecie, zastosowany przez autora zabieg formalny sprawia, że choć fabuła powieści obejmuje ponad siedemdziesiąt lat życia tytułowej bohaterki, to akcja skompresowana jest w trzy pamiętne dni i ograniczona przestrzennie do mieszkania Reginy, pobliskiego sklepu i banku za rogiem ulicy. Na tych kilka dni chorą odwiedza jej syn Pawełek a my, z prowadzonych rozmów, wewnętrznych dialogów i odzywek, jesteśmy w stanie dowiedzieć się więcej niż z obszernych opisów przeszłych zdarzeń.
„Regina zamyka drzwi” to lektura interesująca a prosty, plastyczny i niejednokrotnie cięty język Melchiora czyni z niej dodatkowo lekturę przyjemną w smaku. Nawet jeśli ten smak bywa momentami słodko-gorzki.