Recenzja
Śladami Niziurskiego
Maciej Szymanowicz, wyśmienity ilustrator o charakterystycznej kresce, bardzo udanie debiutuje jako pisarz książką „Najmniejszy słoń świata”.
Na pierwszy rzut oka historyjka to jakich wiele – perypetie zwierzaka z zoo, który pragnie odzyskać wolność. Słoniątko urodzone za kratami postanawia dotrzeć do Afryki, a że każda podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku, przestaje jeść, aby móc przecisnąć się przez kraty klatki. Dzięki bezlitosnej diecie (dwa fistaszki dziennie!) udaje mu się zmaleć i pewnej nocy wyrusza w świat. Tu opowieść nabiera rumieńców i wypada z kolein stereotypowej łzawej historyjki. Przygody Słonika są momentami dramatyczne, czasami komiczne. Na swej drodze spotyka się z pomocą, jak i z przemocą, ale koniec końców dociera do Afryki, choć nie na stałe, ale za to w towarzystwie rodziców i całego zoo. Zręcznie poprowadzona historia bawi, wciąga i nie pozwala odłożyć książki na „skończę później”.
Szymanowicz bawi się językiem, jest dowcipny, ucieka się do satyry, sięga po ironię, naśladuje mistrzów (znaczące imiona i nazwiska bohaterów są rodem z Niziurskiego – nauczycielka Euglena Orzęska, złodziej Walerian Dykta, maestro Zenon Klapa). Z przymrużeniem oka opisuje swoich bohaterów, z sympatią odnosi się do ich przywar, i nawet czarne charaktery nie są smoliście czarne, lecz raczej nieporadne i komiczne. Poza historią Słonika marzącego o gorącej Afryce dostajemy całkiem sporo drugoplanowych, na pozór, wątków – o przyjaźni, tęsknocie za rodziną, budowaniu więzi i potędze marzeń, które realizujemy dzięki determinacji i wytrwałości, ale także dzięki pomocy przyjaciół.
Autor (chwała Bogu!) nie zrezygnował z odpowiedzialności za szatę graficzną. W książce co kilka stron znajdujemy mniejsze (np. mrówki spacerujące po marginesie) czy większe (całostronicowe) biało-czarne ilustracje i stylizowane na odręczne tytuły rozdziałów. Urocza okładka doskonale oddaje klimat bajki – miłej, sympatycznej i z porządnym morałem. Jedyny zarzut, jaki kołacze się w mej głowie po lekturze „Najmniejszego słonika świata”, jest taki, że autora zdecydowanie nie ukąsił złowrogi gender. Społeczne role płci są czytelnie i grubo zarysowane – kobiety i samice gotują, opiekują się i co najwyżej są szeregowymi pracownicami, a mężczyźni i samce – szefują, rządzą i, czytając gazetę, oczekują na okrzyk „podano do stołu”. Mimo to – świetna rzecz!