Recenzja
Superbohaterowie są wśród nas
„Dreszcz 2” to powieść, którą najlepiej czytać przy utworach AC/DC i ze szklanką taniego wina w dłoni. Jakub Ćwiek kontynuuje bowiem historię Ryśka – superbohatera z przypadku – i z wdziękiem zasypuje czytelnika kolejnymi absurdalnymi pomysłami. A wszystko to w oparach alkoholu i przy dźwiękach głośnej muzyki.
Podstarzały, nieco zniszczony intensywnym życiem rock’n’rollowiec z supermocami po raz kolejny ratuje świat. A przynajmniej Śląsk. A przynajmniej… próbuje. Mierzy się z zombie (uwaga! na Śląsku nawet zombie są nieco… upaprane w węglu), fanatykiem religijnym, mieszającym w głowie papieżowi, a także – z własną twórczą niemocą. Trudno stwierdzić, która walka okaże się najtrudniejsza.
Każda z przygód ujęta zostaje w ramy odrębnego opowiadania. Poszczególne historie luźno łączą się ze sobą, nie ma tu jednak mowy o ścisłym związku przyczynowo-skutkowym. Rock’n’roll nie lubi przecież przesadnej logiki i sztywnych ram! Co więcej – wiele wątków wciąż czeka na swoje rozwinięcie – to jednak nastąpi dopiero w trzeciej części „Dreszcza”…
Rysiek nie przypomina jednak w niczym klasycznego superbohatera z komiksu. Wśród jego atrybutów próżno szukać powiewającej peleryny czy naszpikowanego elektroniką samochodu najwyższej klasy. Nie można też powiedzieć, by rock’n’rollowy heros stanowił wzór do naśladowania. Rysiek to antybohater, przypominający nieco Lokiego z cyklu „Kłamca”, a nieco pana Mietka spod monopolowego. Nie pragnął mocy panowania nad wyładowaniami elektrycznymi, nie prosił też o miejsce w panteonie nowopowstałych superbohaterów. Ale sprzyjająca aura sprawia, że na rodzimym podwórku wykluwa się ich całkiem sporo i nie wszyscy wiedzą, co zrobić ze świeżo zyskanymi możliwościami.
W świecie Ćwieka jest więc przede wszystkim śmiesznie i absurdalnie. Ironicznie i groteskowo. Jest jednak również smutno i poważnie, jakby pisarz próbował przełamać etykietkę twórcy karnawałowego. Ćwiek jednak nie zaskakuje. Po raz kolejny wykorzystuje tak lubianą przez niego kliszę bohatera o łajdackim sposobie bycia i ciętym języku. Bohatera pełnego uroku, ale też odrobinę wtórnego w swoim brawurowym stylu bycia. Autor „Chłopców” po raz kolejny bawi się też z popkulturą (z owej zabawy uczynił przecież swój znak rozpoznawczy), sięgając po autocytaty, liczne teksty piosenek, a nawet… nawiązania do własnego życia zawodowego. Jest sarkastyczny i przewrotny.
Chciałoby się powiedzieć, że „Dreszcz 2” to nie powieść dla grzecznych dziewczynek. To również nie rzecz dla czytelników, szukających w literaturze powiewu świeżości. „Dreszcz 2” nie jest ani szczególnie świeży, ani oryginalny. Wręcz przeciwnie – swoją siłę czerpie z klisz kulturowych. I z czarnego humoru. I z wielu, wielu innych elementów, które sprawiają, że książka Ćwieka stanowi ogromną dawkę czystej przyjemności, odartej z patosu, sztuczności i wyrachowania. „Dreszcz 2” to bowiem kolejny doskonały podręcznik do nauki dystansu do świata i literatury.