Recenzja
Wielojęzyczna
W dzisiejszych humanistycznych dyskusjach wiele miejsca poświęca się pochodzeniu i tożsamości. Pytaniom, czy ta ostatnia istnieje jako jednorodny, spójny konstrukt oraz o to, co tak naprawdę warunkuje jednostkę.
Rozmawiamy o spuściźnie pańszczyzny i niewolnictwa, podziale Europy na Wschodnią i Zachodnią. Dzielimy na miasto i wieś, kraje rozwinięte i rozwijające się (jakże bezpieczny eufemizm!) – kolejne przykłady można by mnożyć. Tymczasem książki takie jak „Rosjanin to ten, kto kocha brzozy” Olgi Grjasnowej uświadamiają, że to wszystko jest już niejednokrotnie bardzo nieaktualne.
Olga Grjasnowa opierając się na własnym doświadczeniu – autorka urodziła się w 1984 roku w Baku, a następnie mieszkała na Kaukazie, w Polsce, Rosji, Izraelu i w Niemczech – stworzyła bohaterkę, która nie potrafi zidentyfikować się z żadną z licznych przynależnych jej tożsamości, a ten problem nie jest dla niej abstrakcyjnym pytaniem filozoficznym, tylko podstawą głębokiego zagubienia i zaburzeń psychicznych. Powieść przedstawia jej próby konfrontacji z przeszłością i uspójnienia doświadczeń, odnalezienia siebie wśród narzuconych stereotypów i ról.
Masza – bo tak właśnie ma na imię główna bohaterka – urodziła się w Azerbejdżanie. Jej rodzice – robiący karierę w strukturach Związku Radzieckiego, ojciec i matka Żydówka, długo nie chcieli emigrować pomimo wojny. Masza jako dziecko zdecydowanie widziała zbyt wiele, a walki – pierwsze doświadczenie absurdu etnicznych podziałów i klasyfikacji – odcisnęły na jej psychice trwałe piętno. Ostatecznie rodzina wyemigrowała do Niemiec i musiała stawić czoła wyobcowaniu i wszechobecnym stereotypom.
Jako dwudziestoparolatka, Masza nie czuje się w Niemczech u siebie, pomimo odnoszonych sukcesów na niemieckiej uczelni i udanego związku z Niemcem. Z Azerbejdżanem łączą ją tylko straszne wspomnienia, tym bardziej nie czuje się Rosjanką, choć pochodzi z ZSRR. Kiedy jej chłopak Elias umiera w wyniku nieszczęśliwego wypadku, konfrontuje się z jeszcze jedną cząstką swojej tożsamości i wyjeżdża do Izraela, tam jednak również nie znajduje swojego miejsca. Bo Rosjanka, Niemka czy Żydówka to dziś wyłącznie etykietki, które nazywają coraz mniej w dzisiejszym wymieszanym, bardzo różnie doświadczonym przez los społeczeństwie. Samo miejsce urodzenia to za mało, aby kogoś określić.
Z takimi problemami zmaga się Masza i wielu jej znajomych poznanych w Niemczech, pochodzących z bardzo różnych krajów – to przyjaźnie i miłości niejednokrotnie niemożliwe z perspektyw politycznych i etnicznych. Ich źródłem jest wspólne doświadczenie odrzucenia przez niemieckie społeczeństwo. Są jednak silne i prawdziwe wbrew wszystkiemu. To wśród tych wielojęzycznych jak ona, zagubionych w komplikacjach własnego pochodzenia, Masza ma największe szanse się odnaleźć. Bo przetrwać można wyłącznie wśród ludzi, z ludźmi – zdaje się sugerować Grjasnowa, a jej książka opowiada uniwersalną historię o radzeniu sobie ze stratą i szukaniu własnego miejsca; historię aktualną w każdej szerokości geograficznej.