Recenzja
Wokulski (nie)zbyt fantastyczny
„Alkaloid” przedstawia wizję świata zniewolonego przez syntetyczny środek, usuwający granice psychicznych i fizycznych zdolności człowieka. Niestety, oryginalny pomysł gry z klasyką polskiej literatury nie został wykorzystany najlepiej.
Alka jest pozyskiwana w procesie chemicznej ekstrakcji z uprawianej przez Zulusów bulwy buszmana. I choć formalnie wciąż traktowano ją jako używkę, to przenikała powoli do społecznego krwiobiegu, stając się paliwem, bez którego cywilizacyjny silnik nie poradziłby sobie. Dostawcą, a zarazem odkrywcą Alki, jest Stanisław Wokulski, którego ze swoim literackim pierwowzorem łączy jedynie żyłka do interesów i zamiłowanie do wynalazków. Głowacki pozbawił go romantycznej natury, tworząc bezwzględną i przebiegłą postać. Sylwetki pozostałych bohaterów także zostały zaczerpnięte z literatury i historii. Czytelnik spotyka między innymi Ochockiego, Churchilla, Teslę, Einsteina, czy Witkacego. Choć rola większości z nich ma charakter epizodyczny, to ich obecność pokazuje jak odmienny od naszego jest alkaloidowy świat.
Dziewiętnasty wiek z powieści Głowackiego znacznie różni się także od znanej czytelnikom belle époque. Polska jest strefą wolnego handlu i przepływu informacji, przez Rosję przetaczają się polityczne i religijne rewolucje, a plemię Zulusów, dzięki interesom z Wokulskim, staje się imperium. Taki przebieg wydarzeń nie podoba się Brytyjczykom, którzy za wszelką cenę chcą odkryć tajemnicę Alki. Ich starania pokazują głównemu bohaterowi, jakie niebezpieczeństwo ściągnął na świat.
Posługując się znanymi postaciami ze świata nauki, polityki i literatury XIX i XX wieku, autor buduje wielowątkową intrygę. Jednakże ciągłe zmiany miejsca akcji, wymieszanie wątków i brak zwartej fabuły, zaburzają przyjemność czytania. Lektury nie ułatwiają także trzy- lub czterostronicowe rozdziały, które przeważnie wypełnione są przerysowanymi scenami walk. Zastosowana konwencja bardziej pasuje do komiksu lub mangi, nie dziwi więc, że na podstawie „Alkaloidu” powstaje powieść graficzna, która ma się ukazać w 2013 roku w Japonii.
Głowacki stworzył ciekawy świat, w którym czytelnik odnajdzie wiele niespotykanych urządzeń i wynalazków w klimacie steampunku. Pisarz, jednak przede wszystkim gra z klasyką polskiej literatury. Przyjmując za swój pseudonim prawdziwe nazwisko Prusa, tworzy alternatywną historię dla „Lalki” i całej belle époque. Niestety, ta mieszanka nie gwarantuje rozrywki na najwyższym poziomie, a zastosowanie w powieści chemicznej substancji nie wystarczy, by mówić – jak chciałby autor, nazywający swoją powieść „chempunkiem” – o nowym podgatunku fantastyki. Dość siermiężny styl i kiepsko poprowadzona fabuła sprawiają, że ostatecznie całość wypada przeciętnie. Szkoda, zważywszy, że taki pomysł przerabiania klasyki jest całkiem świeży.