Recenzja
Zapach bzu
Nowa książka Julii Fiedorczuk jest kolejnym etapem opowieści pisarki o niewidocznych przełomach, które na różnych etapach życia zmieniają jego trajektorię, o ciągłym zrzucaniu wylinki i rozpoczynaniu na nowo jak nazywa to sama autorka.
Bohaterki „Nieważkości” – pracująca w agencji reklamowej, samotna Zuzanna, sprzątaczka z poukładanym życiem rodzinnym Helena i bezdomna alkoholiczka Ewa, choć pozornie zupełnie odmienne, w rzeczywistości znajdują się w tym samym miejscu – w pewnym trudnym do uchwycenia momencie straciły kontakt ze swoją podmiotowością, odkleiły się i zaczęły żyć obok samych siebie wykonujących rutynowe czynności codziennego życia.
W ich wspólnym dzieciństwie autorka pozwala nam odnaleźć ślady tych procesów, które zapowiadają dalsze wydarzenia. Szczególnie ważne jest jedno – śmierć chłopca, z którym każda z nich była związana w inny sposób. To był początek wzrastania w nich nieważkości.
Małe dziewczynki wchodzące w okres dojrzewania to temat wyraźnie fascynujący autorkę. Udaje jej się uchwycić ten dziwny stan bycia pomiędzy, niejasnego statusu istnienia, gdy dziecko konfrontuje się z próbą określenia samego siebie na nowo. Fiedorczuk dostrzega ogromną samotność tego okresu, wycofanie się w siebie. Brak umiejętności wypowiedzenia tego, co dotkliwe oraz wciąż jeszcze powierzchniowe relacje międzyludzkie. Autorce udaje się opisać tę ciszę, w której – niczym pod ziemią – zachodzą niezwykle ważne procesy owocujące w przyszłości.
Julia Fiedorczuk po raz kolejny dotyka wrażliwych miejsc, których inni nawet nie dostrzegają – tym razem jest to wszechogarniająca tęsknota za innym życiem, bardziej pełnym, świadomym, nie przepływającym obok lecz doświadczanym w każdej sekundzie. Opowiadając o tak różnych bohaterkach, udowadnia nam, że dotyczy to każdego z nas bez wyjątku. Tak samo zresztą jak wrażliwość na piękno i umiejętność głębokiego przeżywania kontaktu z przyrodą, które w jej twórczości nie są zarezerwowane wyłącznie dla wyjątkowych jednostek, lecz należą do cech, które posiada każdy – można je tylko tłumić lub nie.
Wspaniały jest maj w tej powieści. Sugestywna narracja lekko i mimochodem nasącza umysł czytelnika zapachem bzu i odcieniami wiosennego zmierzchu. A równocześnie w tle tego zachwytu, nieustannie toczy się podskórny strumień niepokoju, atmosfery końca, nagich, jesiennych, wiejskich pól, które nie chcą pozostać w zamkniętej przeszłości.
Już tylna okładka informuje o ciemnym erotyzmie tej powieści. Nie jest on jednak z rodzaju tych, które chcą szokować czytelnika dla samego wzburzenia. To element, który jak cała książka, próbuje dotknąć ukrytych miejsc w bohaterkach, w poszukiwaniu przyczyn ich oderwania się od rzeczywistości. Tak dzieje się w przypadku Zuzanny, o której narrator mówi: „(…) była przecież kobietą, mogła kochać wszystko.”
„Nieważkość” ma strukturę, według której funkcjonuje umysł – teraźniejszość nakłada się w niej z pojedynczymi, wyrwanymi z kontekstu i nieuporządkowanymi wspomnieniami. To książka bardzo wyciszona, wydarzająca się niemal pomimo słów, dająca wytchnienie. Opowiada o codzienności, która nie jest spektakularna, choć nie brak w niej cierpienia, strachu i skrajnych emocji. Takiej, która jest znana nam wszystkim, jak zapach bzu.