11 lipca 2013

Dorysuj uśmiech Mona Lizie

Książka brytyjskiej graficzki i ilustratorki to doskonała alternatywa dla wszelakich komputerów, tabletów tudzież innych współczesnych gadżetów. Wakacyjny czas można spędzić kreatywnie – na tworzeniu. Na razie z pomocą książki, która, kto wie, może stanie się inspiracją do szukania własnych ścieżek? „Zróbmy sobie arcydziełko” jest dopiero początkiem przygody zwanej sztuką, która finał może mieć miejsce w galerii albo muzeum.

 

By wykonać mobil a’la Alexander Calder, własny komiks, wzór na przygotowanej siatce, zwierzaki z odcisków palców i całej dłoni czy rekina w akwarium naprawdę nie trzeba jakichś wymyślnych materiałów. Wystarczą ołówek, tusz, węgiel, nożyczki, flamastry, kredki akwarelowe. Na samym początku jest ściąga z materiałów plastycznych mile widzianych przy poszczególnych projektach. Własne pomysły w tym zakresie nie wpłyną na jakość i pracy, i zabawy. Bo przecież o to tutaj chodzi – robimy arcydziełko, a ono ma cieszyć oko i sprawiać radość. A to, że przy okazji dzieci poznają Van Gogha, Leonarda da Vinci, Pabla Picassa, Henriego Matisse’a, Paula Klee, Pieta Mondriana, albo zaczerpną wiedzy z zakresu kubizmu, pop artu, op artu, rysunku i rzeźby, jest wartością dodaną całego przedsięwzięcia. Przy nazwiskach znanych artystów zawsze znajduje się krótka notka biograficzna. Gros książki to opis różnych technik plastycznych i instrukcje wykonania projektów. Wiele z nich to zaledwie wstęp do własnych odkryć – dzieci eksperymentują z kolorami, linią, światłem, figurami geometrycznymi, a efekty często wprawiają w zdziwienie i wywołują zachwyt.

 

Dla wielu sztuka to nuda, monotonia, jakieś wyszukane i nadęte interpretacje niezwykle ważnych znawców sztuki, czyli coś dla wybrańców, którzy jako nieliczni potrafili wznieść się na wyżyny, by spojrzeć krytycznym okiem na dzieło, mało tego – potrafili wyjaśnić co autor miał na myśli. Wybrać się do muzeum? Nie – odstraszają panie w ciemnych uniformach i dziwne papcie-łapcie do polerowania drogocennych parkietów*. Takie stereotypy łamie książka Marion Deuchars. Sprawia, że nagle ta strrrrrraszna sztuka staje się bliższa, bardziej przystępna i zrozumiała. Jest na wyciągnięcie ręki. Jest w naszym domu. 224 strony formatu A4 gwarantują doskonałą zabawę i odskocznię od codzienności.

 

* Rzeczywistość się zmienia i coraz więcej takich placówek otwartych jest na małe dzieci. Choć mój syn ostatnio przeżył muzealną przygodę w kłopotliwych kapciach-łapciach.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także