6 listopada 2013

Polityczność

„Żyliśmy w czasach, w których Adam Michnik wybornie znał się na poezji” – powiada Marcin Świetlicki w „Wierszu dla Zbigniewa Herberta (dedykowanym Wisławie Szymborskiej)”. I kiedy czytam eseje Barbary Toruńczyk poświęcone relacjom literatury z polityką, te ironiczne uwagi dźwięczą mi w uszach.

Milan_Kundera

Nie dlatego nawet, że autorkę „Z opowieści wschodnioeuropejskich” i redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” łączy wspólnota generacyjna. I że „Zeszyty Literackie”, którymi Toruńczyk kieruje, to w dużej mierze pismo autorów z ich wspólnego kręgu. Chodzi raczej o to, że mam w pamięci choćby słynny esej „Potęga smaku” z książki „Z dziejów honoru w Polsce” Adama Michnika. Tekst bez którego Zbigniew Herbert pewnie by nigdy się nie dowiedział, że jest twórcą tak bardzo politycznym. Zresztą podejrzewam, że gdyby autor szkicu przewidział jak to się skończy, trzy razy ugryzłby się w pióro zanim by to napisał. Finalnym efektem zaangażowania Herberta w politykę była nienawiść do „Gazety Wyborczej” w ogóle i Adama Michnika w szczególe.

 

Ale kiedy ów esej, pisany w więzieniu w stanie wojennym, powstawał trudno to było przewidzieć. Jedno można powiedzieć na pewno, jego autor doskonale wtedy rozumiał na czym polega polityczność literatury. Choć wydaje się, niestety, że z biegiem lat to wyczucie zatracił. Dziś jak większość uczestników życia publicznego patrzy tylko na to, kto jest za PiS-em, a kto za PO. Ta paranoja przekłada się w końcu również na życie literackie. Wystarczy, że Dorota Masłowska powie coś o Smoleńsku, zaraz zostaje zapisana do partii Kaczyńskiego. To jest jednak temat na inny tekst, bo tyczy tabloidyzacji mediów i prymitywizacji przekazu również w kwestiach tyczących literatury.

 

Książka Michnika „Z dziejów honoru w Polsce” jest jednak doskonałym przykładem tego jak odnajdywać polityczność w literaturze z pozoru niepolitycznej (takiej jak wiersze Herberta czy powieści Hanny Malewskiej). Czy nie inaczej robił Jerzy Giedroyc na łamach „Kultury” i krąg kierowanych przez Barbarę Toruńczyk „Zeszytów Literackich”? Dam tylko jeden, ale za to spektakularny przykład. Otóż mało kto dziś rozumie, jak istotną rolę odegrali współpracownicy „Zeszytów” w kreowaniu mitu Europy Środkowej. To właśnie współpracujący z pismem Milan Kundera otworzył w połowie lat 80. dyskusję na temat wspólnoty losów krajów oddanych w Jałcie Stalinowi. Swoje dołożyli inni pisarze i eseiści, np. Czesław Miłosz, Vaclav Havel, Tomas Venclova czy Timothy Garton Ash. Pisali oczywiście nie tylko w „Zeszytach” i paryskiej „Kulturze”, która była ich sojusznikiem, ale też w najważniejszych pismach światowych takich jak „New York Review of Books” czy „Le Monde”. Docierali ze swoimi ideami do elit światowych i środkowoeuropejskich. I gdy nadeszła wolność, powołanie do życia Trójkąta Wyszehradzkiego z udziałem Polski, Węgier i Czechosłowacji (po podziale na Czechy i Słowację zrobił się z tego czworokąt) było dla czołowych polityków tych krajów oczywistością. To głównie od pisarzy dowiedzieli się, że dzielą wspólny los, zresztą pisarze (Havel, pierwszy prezydent niepodległej Czechosłowacji) też wśród nich byli. A kolejnym etapem było wspólne wejście krajów naszego regionu do NATO i Unii Europejskiej.

 

I może nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie literatura. I na tym polega jej prawdziwa polityczność.

 

Literatura na ostro. Środa z Cieślikiem.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także