Artykuł
Bestsellery – styczeń 2014
Czołówka listy bestsellerów bez niespodzianek. Andrzej Sapkowski numerem jeden, w ciągu miesiąca ponad 100 tys. sprzedanych egzemplarzy, czyli wielki powrót Wiedźmina.
Niektórzy fani na forach wybrzydzają, że mistrz się powtarza, a pióro ma już tępe. Prawda jest jednak taka, że część dawnych czytelników zwyczajnie z literatury fantasy wyrosła i to oni najbardziej narzekają. Sapkowski tymczasem czaruje nowe pokolenie, wychowane przed monitorem, i – jak się okazuje – trafia w dziesiątkę. „Sezon burz” ma dynamiczną akcję i wciąga tak samo jak gry on-line. Według mnie jest to najlepsza recepta na sukces, jeśli chce się trafić z książką do chłopców w wieku lat kilkunastu. A przy tym dowcipnie i erudycyjnie, ale bez przesady, czego chcieć więcej od literatury masowej? Pamiętajmy, że książka walczy o czas i wyobraźnię młodego odbiorcy z wieloma innymi atrakcyjnymi mediami. Andrzej Sapkowski kolejny raz pokazał, że jeśli chodzi o nastolatków, to literatura wcale nie jest na straconej pozycji, musi jednak uwodzić, zwodzić, a przede wszystkim bez reszty wciągać.
Literaturę najwyższych lotów na styczniowej liście reprezentują Wiesław Myśliwski (dla mnie „Ostatnie rozdanie” to absolutnie książka 2013 roku) oraz zmarła przed rokiem Teresa Torańska i jej ostatnia, ważna, choć niedokończona, książka – zbiór rozmów o katastrofie smoleńskiej. Torańska jak żaden inny dziennikarz w Polsce potrafiła stawiać pytania i… słuchać. Nie forsowała własnych przekonań, wolała skrupulatnie notować i utrwalać znaki czasu. A nieraz dobre pytanie znaczy więcej niż odpowiedź. Szkoda, że reporterzy zajmujący się polityką coraz częściej o tym zapominają, forsując przede wszystkim siebie.
Ciekawe, że najlepsze książki reportażowe ostatnich lat (Wojciecha Jagielskiego, Jacka Hugo-Badera, Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, Małgorzaty Szejnert) nie dotyczyły polskich spraw współczesnych. Zaangażowana publicystyka, która dominuje w dyskursie o polityce, jest tyleż płytka, co doraźna. A nawet jeśli literatura bierze się za sprawy bieżące, jak to zrobił w swojej nowej książce, notowanej na styczniowej liście, Janusz Głowacki, to robi to jakby wstydliwie i niepoważnie, z dystansem i prześmiewczo, co stylistycznie jest wprawdzie atrakcyjne, ale poznawczo pozostawia duży niedosyt.