Felieton
Ojcze, nie pisz
Kilka tygodni temu miałem okazję zapoznać się z twórczością Mieczysława Malińskiego, niezrównanego księża-gawędziarza. Przy okazji tej intelektualnej potyczki zastanowiłem się nad innymi piszącymi duchownymi. Większość z tych, którzy przyszli mi do głowy, to grafomani. Czy istnieje jakaś tajemnicza więź między powołaniem a ciężkim piórem?
Prekursorem księżowskiej grafomanii niewątpliwie jest sam Jan Paweł II/Karol Wojtyła. Do klasyki literatury przedostał się „Tryptyk rzymski”, będący również lekturą obowiązkową w polskich szkołach. Czytanie flagowego dzieła Jana Pawła II wywołuje konsternację: wiersze są naiwne, wypełniają je głównie opisy przyrody i dzieł sztuki. Ma się nieodparte wrażenie, że, gdyby ktoś inny napisał „Tryptyk”, zostałby wyśmiany jako świętoszkowaty wierszkokleta. Wystarczy przypomnieć, że dzieło papieża zainteresowało samego cara katopolo, Piotra Rubika, który z dużym sukcesem przerobił poezję na oratorium „Tu es Petrus”.
Ksiądz Jan Twardowski niewiele odbiega stylem od papieskich medytacji nad strumykiem; ma w sobie coś z Paolo Coehlo, z którego aż prosi się wyciągnąć kilka złotych myśli. Najbardziej wyświechtana „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” idealnie pokazuje banał tego typu pisania księdza Jana. Na jednej z internetowych stron można znaleźć odważną charakterystykę Twardowskiego: „to zjawisko w poezji polskiej tak niezwykłe jak w muzyce Chopin”. Ideał sięgnął bruku, na którym modliły się biedronki.
Tytuł autobiografii księdza Mieczysława Malińskiego, „Ale miałem ciekawe życie” dość łatwo rozwinąć o podtytuł: „bo znałem Jana Pawła II”. Dorobek Malińskiego, będącego dla odmiany kontrowersyjną postacią w polskiej historii, jest zróżnicowany. Poczytne miejsce zajmują w nim specyficzne twory prozatorskie, które mają (dzieciom, młodzieży?) przybliżać biblijne postacie. Papierowy księżyc z nieba spadł i rozbił się na milion papierowych postaci, które przekonują, że już w czasach biblijnych ludzie mieli takie same problemy jak współcześni.
Osobne miejsce w poczcie grafomanów w koloratce zajmuje ksiądz Roman Rogowski. Z tą fascynującą personą spotkałem się po raz pierwszy przy okazji ewangelizujących pogadanek, które znajdują się na fantastycznej stronie 2.ryby.pl
Ksiądz Rogowski specjalizuje się w tematyce górskiej, ujęcie tematu najlepiej podsumowuje tytuł książki – „Mistyka gór”. Ksiądz Rogowski przypomina mojego licealnego katechetę księdza Wojtka, który grał w piłkę, grał na gitarze, a do tego w każdej chwili można było do niego wpaść porozmawiać o Bogu. Wspaniała codzienność z drugim dnem.
Nie chciałbym urazić uczuć religijnych, więc wspomnę o dwóch księżach „przy piórze”, których bardzo lubię. Pierwszy – może nieco „naciągany” ksiądz – to XVIII-wieczny jezuita, Józef Baka, mistrz barokowej grozy. Drugi – pełen namysłu i dobroduszności, ksiądz Janusz Pasierb, którego myślą zakończę.
„Tylko ziarna, które nie chcą umrzeć, zginą naprawdę” – może słowa te dotyczą różnych grafomanów, którzy czują kompulsywną potrzebę pisania?