Recenzja
Jednorożców nie ma
Cola, klocki lego, selfie, Lidl i jednorożce. Ten mocno nietypowy zestaw rekwizytów pojawia się w nowym tomie poezji Justyny Bargielskiej. Piąty zbiór wierszy pozostaje w stylistyce charakterystycznej dla autorki, ale wprowadza też do niej nieznane wcześniej tony.
W „Nudelmanie” znajdziemy wiersze takie jak „Chrabąszcz” i „Wychowuję córkę na królową, bo tak”, które opowiadają o śmierci, i to w formie znanej już z „Dwóch fiatów” i „Bach for my baby”. Autorka wykorzystuje w nich stylizację na tekst biblijny, kontrastowość, często pojawiającą się już we wcześniejszych tomach postać córki. Mówienie o śmierci jest ściśle splecione z zachwytem nad życiem, a świadomość kresu wzmaga tylko intensywność doświadczania świata.
Większą część tomu zajmują jednak utwory o zupełnie nowym charakterze, które zwracają uwagę licznymi nawiązaniami do popkultury oraz wykorzystaniem potocznego słownictwa.
Wiersz otwierający tom, zatytułowany „Katullka” kończy się tak:
ograniczenie jest w słowie jest, w nie ma nie ma ograniczeń,
powiedziała, podając zeszyt sarnie, by go zjadła,
i weszła do groty (te języki zna echo).
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym przypadku nie tylko bohaterka wchodząca do groty wyzbywa się ograniczeń i porzuca złudzenia – również autorka przekracza kolejne językowe granice, włączając do swojego poetyckiego terytorium nowe obszary. Nowe wiersze opierają się na swobodnym toku, którego styl balansuje na granicy potoczności i wulgarności. Czytelnik jest nieustannie angażowany przez bezpośrednie zwroty i stawiane pytania. Podmiot „Nudelmana” bez przerwy opowiada, zabiega o uwagę, miesza porządki. Już same tytuły tekstów okazują się charakterystyczne: „Modlitwa o rozsypanie przez nie wiadomo kogo cekinów pod Lidlem na Myśliborskiej”, „Mrs Wolverine”, „Selfie na tle rzepaku”. Można powiedzieć, że Bargielska rozprzestrzenia projekt rozpoczęty w prozie (szczególnie w „Małych lisach”) na poezję – zaciera granice między tym, co wysokie i niskie, używa schematów tylko po to, aby je podważać.
Te zabiegi językowe przypominają trochę ucieczkę, próbę zagubienia się w słowach lub zasłonięcia nimi. Bargielska, przenosząc akcenty z przeżyć wewnętrznych na językowe konstrukcje, kluczy i myli tropy po to, aby stwierdzić:
jaram się, że mnie wcale nie ma.
Tytułowy „Nudelman” czyli człowiek-kluska jest w tym do niej podobny – z nieszczęśliwym dzieciństwem, odczuwający lęk przed przemijaniem, pragnący zniknąć.
Bargielska rozpoczęła bunt – brutalniej niż dotychczas wyraża swój sprzeciw wobec świata, przed którym nie może się obronić. Jednorożców nie ma – czas przestać owijać w bawełnę.