1 kwietnia 2015

Wyjść z poranionego domu

„Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca”[1] – to jedna z częściej cytowanych fraz z tomu „Sezon na Helu” Andrzeja Sosnowskiego. W swojej najnowszej książce, zatytułowanej „Dom ran”, po raz kolejny przywołuje on pojęcie oswojonej, własnej przestrzeni. Przestrzeni, którą z samej zasady należy opuścić.

Tytułowy „Dom ran” to jednak w tym wypadku nie tylko intymny świat czy językowa rzeczywistość, ale również sfera społeczna. Dla Sosnowskiego staje się ona miejscem zarówno raniącym, jak i poranionym; świadkiem zderzania różnych dyskursów i miałkich politycznych debat. Jego najnowszy tomik pokazuje rzeczywistość, w której „życie przeżywa […] >>prawdziwe oblężenie<<, bo w chwili obecnej naprawdę się opłaca”[2], kultura wyższa okazuje się tylko pustym wyrażeniem, a zmiany warty przed „Grobem Nieznanej Galerianki” wydają się opcją całkiem prawdopodobną.

„Dom ran” – tomik osadzony w świecie, który sam znajduje się niejako na krawędzi – pokazuje pęknięcie między tym, co chcielibyśmy rozumieć pod pojęciem „kultury”, a światem mediów, blichtru i „diamentowych tarasów”[3], w którym możemy być jedynie klientami (nie mędrcami, nie filozofami, ale właśnie klientami). Ta gorzka (ale przy tym zdystansowana) refleksja zamknięta została w formie inteligentnych, wysmakowanych tekstów, które celnie wypunktowują rzeczywistość.

Najnowsze utwory Sosnowskiego ewidentnie zmierzają w kierunku prozy poetyckiej. Jest to poniekąd próba zmierzenia się z kanonem literatury – w jednym z wywiadów autor wprost przyznaje, że pomysł na tomik zrodził się z lektury próz poetyckich Baudelaire’a[4]. Na Baudelairze jednak się nie kończy – teksty Sosnowskiego prowadzą nas przez wszystkie epoki. Poeta niejako „przy okazji” podejmuje tu próbę ujęcia kultury w ramy „Chrono[logii] i perio[dyzacji]”. Jest w tym świadectwo pewnej tęsknoty za czasami, kiedy „Anhelli” mogło oznaczać coś więcej niż tylko nazwę biura podróży…

Sosnowski wchodzi tu w dialog nie tylko z tekstami mistrzów, ale i z czytelnikami. Twórca „Sezonu na Helu” – jak chyba nikt inny świadomy faktu, że nie możemy mówić o jednej interpretacji tekstu – sam proponuje kilka możliwości lektury swoich utworów. Jest to nie tylko akt autorskiej samoświadomości, świadectwo maksymalnego otwarcia na czytelnika, ale także gest mocno ironiczny. Gest poety, który kpi z przypisanej mu łatki autora „legendarnie hermetycznego”[5].

W taki właśnie sposób Sosnowski bawi się również tytułem tomiku. Można go czytać to przez pryzmat opowieści o tragedii uprowadzonych kobiet, których cierpienie szybko staje się dziennikarskim „kontentem”, to znowu na baśniową modłę… Być może właśnie na rozdarciu pomiędzy tymi dwoma możliwościami interpretacyjnymi, a zarazem dwoma zupełnie odmiennymi literackimi światami, zasadza się niezwykłość tego tomiku.

„Czyli tematem książki jest po prostu splin?” – pyta prowokująco Andrzej Sosnowski w tytule utworu zamykającego tomik. Ten Baudleaire’owski trop, choć prawdopodobny, jest w dużej mierze jedynie kolejnym unikiem, grą prowadzoną w przestrzeni możliwych interpretacji. „Dom ran” to teksty, w których można się „zanurzyć”, nie bacząc na to, że ich lektura może poskutkować zranieniem…

[1] A. Sosnowski, „Acte mangue”, [w:] Idem, „Sezon na Helu”, Lublin 1994.

[2] A. Sosnowski, „Oblężenie”, [w:] Idem, „Dom ran”, Wrocław 2015, s. 10.

[3]  A. Sosnowski, „Red Bull Action”, [w:] Idem, „Dom ran”, Wrocław 2015, s. 8.

[4] „Pamiętne słowa. Czemu nie? O książce >>Dom ran<< Dawid Bujno rozmawia z Andrzejem Sosnowskim”, [w:] Port Literacki, 10.02.2015.

//portliteracki.pl/przystan/teksty/pamietne-slowa-czemu-nie/

[5] Por. G. Jankowicz, „Rozmowa, czyli rozczarowany most”, [w:] „Trop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim”, red. G. Jankowicz, Wrocław 2010.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także