Zwykły, dwudziestoletni
Trwa odliczanie do jubileuszowego Portu Literackiego. Do festiwalowego wodowania pozostały jeszcze 22 dni. To dobry moment na przypomnienie o początkach wydarzenia i i przebiegu cichej rewolucji w polskiej literaturze.
Nie byłoby Fortu Legnica, a potem Portu Wrocław, gdyby nie Marcin Sendecki. Zanim w Legnicy w 1996 roku doszło do realizacji pierwszych Europejskich Spotkań Pisarzy, przez kilka lat w Berlinie, Moguncji i Stroniu Śląskim (rodzinnej miejscowości Artura Burszty) odbywały się Niemiecko-Polskie Spotkania Młodych Pisarzy. To właśnie wtedy poznali się założyciele Fortu Legnica.
Pomysł nowej imprezy zrodził się w mieszkaniu gościnnym w Domu Aktora na legnickim osiedlu Kopernik. Gdzieś na uboczu, w mieście bez jakichkolwiek literackich tradycji. Historia Fortu i Portu to także opowieści tych, którzy przemierzali setki (a czasami tysiące!) kilometrów, by dotrzeć do Legnicy i Wrocławia. Pierwsze festiwale oferowały ledwie kilka hoteli, bo taka też była Legnica drugiej połowy lat 90. Mimo to, publiczność, niekiedy liczona w setkach, świetnie radziła sobie z zakwaterowaniem. Bywało, że w skromnej kawalerce metę potrafiło znaleźć nawet dwadzieścia osób.
“Ton akademijny. Ton luzacki. Ton kombatancki. Ton anegdotyczny. Ton analityczny. Ton insajderski. Ton autsajderski. Ton generalizujący. Ton detaliczny. Ton entuzjastyczny. Ton sceptyczny. Ton ekskluzji. Ton inkluzji. Ton melancholijny – i tak dalej, i tak dalej. Będzie się tutaj mówić o legnickim i wrocławskim Porcie (Forcie) – tak to sobie przynajmniej wyobrażam – na najróżniejsze, całkowicie uprawnione, zresztą, sposoby.
Przez dwadzieścia lat zdarzyło się w polskiej poezji wiele pięknych rzeczy. Wiele z nich zdarzyło się w Legnicy i we Wrocławiu. I myślę sobie, że gdyby nie było tego festiwalu, wiele z nich nigdy by się nie stało, i może nawet nie wiedzielibyśmy, że są możliwe” – mówi Marcin Sendecki.
Szczegółowe wieści z portu dostępne są na stronie festiwalu oraz profilu na facebooku.