Recenzja
Wojna czy pokój?
Magdalena Grzebałkowska w mistrzowski sposób zarysowuje swoim czytelnikom obraz roku 1945. Czas ten, postrzegany jako rzekomy koniec wojny przynosił nie tylko radość z odzyskanej wolności – przeciwnie: był niejako jej wciąż aktualnym przedłużeniem.
Urodzona 27 lat po opisywanych wydarzeniach Magdalena Grzebałkowska, jeszcze zanim podjęła się karkołomnego zdania relacji z tego jakże skomplikowanego roku, ma już na koncie dwie książki. Obie są biografiami, obie równie wysoko cenione (Beksińscy może nieco bardziej, ale to dość subiektywne). 1945. Wojna i pokój to już zbiór reportaży, choć można dostrzec w nich wątki biograficzne: opowieści ludzi o ludziach, ludzi o miastach, wreszcie ludzi o tragicznych sytuacjach, jakie ich dotknęły.
Autorka podzieliła ów rok na miesiące – każdy z nich rozpoczyna się cytatami z gazet, bezpośrednio wziętych z rubryk typu „ogłoszenia własne”. Te zdania, nakreślone przez ludzi w biegu, często z błędami ortograficznymi stanowią znakomite preludium do opisywanej historii. W tym niezwykłym wstępie pojawiają się też frazy mobilizujące Polaków do działania, agitujące bądź zachęcające do odwiedzania nowopowstałych sklepów (reklamy).
Nie jest łatwo wskazać jedną czy dwie historie (miesiące), które są najciekawsze. Każda bowiem z nich stanowi nieocenione źródło wiedzy, a także refleksji nad minionymi czasami. Przywołując bohaterów, nie tylko Polaków, ale i wysiedlonych Niemców czy ludzi pochodzących z Ukrainy Grzebałkowska dokonuje pewnego zharmonizowania roku 1945, który był tragiczny dla właściwie wszystkich uczestników wojny światowej, bez względu na narodowość. Nie ma tu podziału na dobrych i złych: każdy był w pewien sposób przez wojnę doświadczony i skrzywdzony. Nie jest to zatem typowa książki o historii czy powojennych losach: to biografia roku 1945, gdzie miejsce jest nie tylko na apoteozę żołnierzy czy dobrych ludzi, ale na historie i wydarzenia, które nie zawsze dają pozytywny obraz Polaków.
Istotny jest również fakt podkreślenia przez autorkę tego, że wojna nie skończyła się w 1945 roku, jak większość społeczeństwa (w tym – przyznaję – ja) uważa. Lektura tych wspaniałych reportaży daje wgląd w sytuacje niezwykle tragiczne, jakie odbywały się już po rzekomym zakończeniu wojny. Rok 1945 był bowiem czasem, gdy rozbite społeczeństwa, rodziny czy osierocone dzieci borykały się z problemem odnalezienia swojego miejsca, a także nierzadko z agresją czy wszelkimi możliwymi represjami. Autorka sprytnie rozpoczyna swoją wędrówkę przez ten rok od wspomnień swojej babci – iluż z nas, młodych Polaków ma w rodzinie bliskich, którzy przeżyli podobny horror przesiedleń i wiecznych tułaczek wbrew swojej woli.
Książka Grzebałkowskiej skłania do refleksji: pokazuje różne strony powojennego życia, przygląda się nie tyle krytycznym, co surowym okiem i w sposób bezpośredni pisze o sprawach, o których Polacy nie chcą lub może wolą nie pamiętać (jak powstanie „obozu przesiedleńczego” w Łambinowicach, który bardzo szybko przekształcił się w obóz pracy, a którego komendantem był Polak). Grzebałkowska nie ocenia: pokazuje natomiast, że historia ma zawsze dwie strony, a wbrew stereotypom nawet ta „hitlerówa” czy „Żydek” ma rodzinę, uczucia, a wojna doświadczyła ich w równym stopniu, co Polaków. Dlatego właśnie reportaże te są niezwykle cenne i powinny być lekturą obowiązkową, co szybko doceniło jury Literackiej Nagrody Nike, umieszczając 1945. Wojnę i pokój w ścisłym finale nominowanych pozycji do tejże prestiżowej nagrody.
Ostatecznie Grzebałkowska została doceniona przez bibliofilów, którzy w drodze głosowania przyznali jej nagrodę czytelników. (przyp. redakcji).